Skarb. Joanna Chmielewska. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Joanna Chmielewska
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Ужасы и Мистика
Год издания: 0
isbn: 9788362136384
Скачать книгу

      Chaber siedział spokojnie, przekrzywił głowę i przyglądał się panu z życzliwym zainteresowaniem, co dowodziło, że gość zasługiwał na zaufanie. Gdyby miał jakieś złe zamiary, pies wiedziałby o tym jeszcze wcześniej niż on sam.

      – Jaki miły pies – powiedział pan. – Ja tylko na chwileczkę. Mam kontrakt dla pana Chabrowicza.

      Janeczka na moment skamieniała.

      – Co pan ma?

      – Kontrakt.

      – Jaki kontrakt?

      – To już pan Chabrowicz będzie chyba wiedział…?

      Janeczka wzięła głęboki oddech.

      – Nie wiem, czy będzie wiedział – powiedziała stanowczo. – Co panu szkodzi powiedzieć mi, jaki kontrakt? To jest mój ojciec, a ja się domyślam, ale wolę, żeby pan to powiedział.

      – A, skoro ojciec, to co innego – uśmiechnął się pan, wyraźnie rozweselony. – Chętnie powiem, lubię przynosić dobre wiadomości. Kontrakt do Algierii, sam go przywiozłem, wczoraj wieczorem przyleciałem. Akurat miałem być w tej okolicy, więc wydawało mi się, że nie ma sensu wysyłać tego pocztą. Czy mogłabyś powtórzyć swojemu ojcu, że sprawa jest bardzo pilna, najpóźniej piętnastego marca powinien podjąć pracę. Kopię musi podpisać i odesłać, w czwartek będzie leciał pan Wiśniewski, który ją weźmie, a z oryginałem ma iść do Polservisu. Zostawię swój telefon, jeżeli czegoś nie będzie wiedział, niech dzwoni. Zapamiętasz wszystko?

      Janeczce już od pierwszych słów pana zaczęło się robić strasznie gorąco. Właściwie już dawno przestała czekać na ten kontrakt i tylko na samym dnie duszy kołatały jej się resztki nadziei. Miała bezgraniczną, wprost nie do opanowania ochotę zażądać, żeby pan powtórzył te zachwycające informacje jeszcze raz, ale przemogła się jakoś.

      – Tak – powiedziała słabo. – Kopię podpisać i odesłać, z oryginałem iść do Polservisu. W czwartek leci pan Wiśniewski. Wszystko jest straszliwie pilne i piętnastego marca ma zacząć pracę.

      – Doskonale! – ucieszył się pan. – Tu jest mój telefon, proszę…

      Zamknąwszy drzwi, Janeczka przez długą chwilę stała nieruchomo, wpatrzona w dużą szarą kopertę z wypisanym na wierzchu nazwiskiem i adresem swojego ojca. Potem nagle padła na kolana przed siedzącym Chabrem.

      – Pieseczku – wyszeptała zdławionym głosem, tuląc do siebie psi łeb. – Pieseczku, pojedziemy po skarby…

      Uszczęśliwiony Chaber z rozmachem oblizał jej całą twarz i miał zamiar powtórzyć ten dowód uczucia, kiedy ponownie zabrzmiał brzęczyk u furtki. Poderwali się obydwoje. Chaber okazał wyraźnie rozradowanie i Janeczka już wiedziała, że idzie Pawełek. Jak burza runęła do drzwi wejściowych i popędziła do furtki.

      – Co się stało, jak rany? – zdenerwował się wleczony ku domowi Pawełek. – Dom się pali czy co? W kapciach wyleciałaś na śnieg? Zamek się zepsuł?!

      Janeczka, nie odpowiadając, dowlokła go do holu i zatrzasnęła drzwi.

      – Patrz! – wyszeptała uroczyście i z niebotycznym przejęciem.

      Pawełek popatrzył na szarą kopertę z nazwiskiem ojca.

      – List do ojca. To co…?

      – Czy ty wiesz, co to jest?

      – Skąd mam wiedzieć co to jest, czy ja jestem Duch Święty! List chyba, nie? Czy może bomba zegarowa?!

      Janeczka wpatrywała się w kopertę czule, tkliwie i z rumieńcem podniecenia na twarzy.

      – W życiu nie zgadniesz. Ja wiem, co to jest. To jest kontrakt do Algierii!

      Pawełek aż się zachłysnął.

      – Skąd wiesz?

      – Powiedział mi ten człowiek, który to przyniósł. To jest kontrakt. I piętnastego marca ojciec musi tam już zacząć pracować!

      – Niech ja kichnę siedem razy… – wyszeptał oszołomiony Pawełek. – Niech mnie tego… Rany kota… Więc jednak…

      Bez żadnych złych przeczuć pan Chabrowicz wrócił do domu na obiad i od razu dostrzegł dużą kopertę, zaadresowaną do siebie, leżącą w holu na stoliku obok lustra. Obejrzał ją i z lekkim zdziwieniem stwierdził brak nie tylko adresu nadawcy, ale także znaczka czy jakiejkolwiek opłaty pocztowej. Zawahał się, zdjął kurtkę i poszedł do łazienki.

      Z głębi holu obserwowały go w napięciu dwie pary oczu.

      – Ja bym otworzył – szepnął Pawełek krytycznie i z lekką urazą.

      – Poszedł umyć ręce – odszepnęła Janeczka. – Bardzo dobrze, niech się wytresuje. W Algierii trzeba myć ręce co chwila.

      – Ciekawe, co zrobi. Będzie chciał zadzwonić. Dałaś mu ten telefon?

      – Coś ty, głupi? Od razu by powiedział, że to pomyłka, i wszystko by zepsuł. Telefon dam mu na końcu.

      – No, o rany, niech już przeczyta!

      Pan Chabrowicz wyszedł z łazienki i wziął do ręki kopertę. Obejrzał ją jeszcze raz, wszedł do pokoju, gdzie na przygotowanym do obiadu stole leżały nakrycia, wybrał sobie jeden z noży i rozciął ją. Wyjął z środka papiery złożone na pół, rozchylił i zaczął czytać.

      Dzieci przyglądały mu się z holu, wstrzymując oddech.

      Na twarzy czytającego pana Romana odmalowało się najpierw zaskoczenie, a potem śmiertelne zdumienie. Obejrzał papiery ze wszystkich stron i udał się do kuchni, gdzie jego żona podgrzewała obiad. Dzieci znalazły się w progu.

      – Nie zgadłabyś przypadkiem, co to jest? – zwrócił się pan Roman do pani Krystyny. – O ile znam się na czymkolwiek, tekst jest po francusku. Nic nie rozumiem.

      Pani Krystyna rzuciła okiem na papiery w ręku męża.

      – Teraz, w tej chwili? – zaprotestowała z oburzeniem. – Nie mogę zgadywać po obiedzie?

      – O Boże… – jęknęła Janeczka najcichszym szeptem.

      – No dobrze, możesz po obiedzie – zgodził się pan Roman. – Tylko że ja w ogóle nie mogę zrozumieć, co to jest.

      – A co to jest? – zainteresowała się pani Krystyna.

      – Nie wiem. Wygląda na urzędowy dokument. Nie znam francuskiego.

      Pani Krystyna przykręciła gaz pod makaronem i podeszła do męża. Wzięła od niego papiery.

      – Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w Algierii – przeczytała. – Ja też nie znam francuskiego. Czekaj… Przedsiębiorstwo budownictwa i konstrukcji angażuje monsieur Roman Chabrowicz… Okres dwa lata… w Tiaret… Przewidziana gaża wynosi 8500 DA. Nie wiem, co to jest DA. Prosimy o potwierdzenie proponowanych warunków… nie, nie tak. Prosimy o zgodę na proponowane warunki. No, akceptację. Zapewnia się mieszkanie umeblowane… Co to jest?

      Pan Roman patrzył na żonę osłupiałym wzrokiem.

      – Proszę cię, przeczytaj to jeszcze raz. Może ci przynieść słownik…?

      – Owszem, słownik się przyda, może ja źle tłumaczę. Ministerstwo, to pewne. Przedsiębiorstwo budownictwa. I konstrukcji. Angażuje pana Romana Chabrowicz. Co to może… A! Na stanowisko specjalisty. Firma ETAU w Tiaret. Okres dwa lata… 8500 DA, nie ulega wątpliwości. No nie, wszystko rozumiem, to jest kontrakt dwuletni, angażujący do tej jakiejś firmy ETAU w Tiaret w Algierii i dają mieszkanie