Pani Krystyna niespokojnie rzuciła okiem na psa, który międlił i wałkował sukno pode drzwiami, posłusznie usiłując wytrzeć łapy. Nie okazywał żadnego zdenerwowania, uspokoiła się zatem natychmiast. Pan Roman odczytał karteczkę.
– No, już? – zapytał. – Mnie się ten sweter bardzo podoba, mogę zdjąć? Muszę jechać po dzieci.
– Przecież nic się nie stało? – powiedziała pani Krystyna, znów spoglądając na psa.
– Nic, ale zdobyli makulaturę dla szkoły i muszę im przewieźć. Blisko są, zaraz wrócę.
– Zaczynam mieć dosyć tych dziwacznych wymagań szkoły – mruknęła niechętnie pani Krystyna, zdejmując z męża nie dokończony sweter. – Makulatura i makulatura, istny obłęd. Ileż tego ma być…?
– Daj mi jakieś opakowanie – przerwał pan Roman. – Dzieci piszą, że to jest w proszku. Jakąś torbę, worek albo co.
Zanim zaopatrzony w liczne plastikowe torby ojciec zdążył przyjechać, Pawełek ubił interes z człowiekiem z wózeczkiem. Człowiek zajmował się zbieraniem makulatury zawodowo i obiecał cały plon najbliższych dni dostarczyć im do domu, zamiast na Różaną. Rzeczywiście było mu wszystko jedno, kto od niego kupi zdobyty towar, a miał przynajmniej pewność, że w prywatnym domu nie natknie się na żadne przyjęcie towaru i zamknięcie składu.
Okropny stos papieru został zwalony w holu pod schodami i zagrodził całe przejście do schodów piwnicznych. Willa, którą pan Chabrowicz odziedziczył po swoich przodkach, była wprawdzie obszerna, ale przeszło sto kilo makulatury dało się w niej zauważyć. Pani Krystyna stanowczo zażądała poukładania tego i związania w ciasne paczki. Pocieszającą informację Pawełka, że to tylko do końca miesiąca i pierwszego listopada nie zostanie po niej nawet śladu, przyjęła z pewną nieufnością. Z rezygnacją natomiast zgodziła się na logiczne wyjaśnienie, iż makulatura całej klasy musi być składana u jej syna, ponieważ on ma największy dom. To ostatnie było faktem niewątpliwym.
W trzy dni później trzysta kilo zostało nie tylko osiągnięte, ale nawet przekroczone i rodzeństwo przestało istnieć dla świata. Od powrotu ze szkoły do późnego wieczoru tkwiło pod schodami, segregując, ugniatając i wiążąc.
* * *
– Uważaj na listy – powiedział Pawełek i otarł pot z czoła. – Sprawdzajmy porządnie, czy nie ma znaczków, bo dziadek by nas wyklął.
– Są, oczywiście. Przynieś nożyczki. Ktoś tu wyrzucił podarte listy. Listy podarł, a znaczki na nich zostawił, głupi czy co?
– To masówka – zauważył Pawełek, wracając z drugą parą nożyczek.
– No to co, że masówka? Dziadek mówił, że i w masowce mogą być błędnodruki.
Dzięki filatelistyce dziadka, który od wielu lat był w tej dziedzinie ekspertem, Janeczka i Pawełek dysponowali nieprzeciętną wiedzą o znaczkach. Powolutku zaczynali nawet zbierać.
Listy w makulaturze przytrafiały się rzadko, ale tu znalazł się ich nagle cały stos. Wszystkie były podarte razem z kopertami. Wycinając ocalałe znaczki z pooddzieranych kawałków, odruchowo zaglądali do środka. Szacunek dla znaczków mieli wpojony tak głęboko, że nawet nie musieli o tym myśleć, samo im się zaglądało. Od czasu do czasu wpadały im w oko jakieś słowa, ale nie zwracali na nie uwagi, bo treść korespondencji nie miała znaczenia. Przerywana szelestem papieru pośpieszna praca trwała.
– Co? – powiedział nagle Pawełek i sięgnął po kawałek kartki, który wypadł z ćwiartki koperty. – Ejże! Co to ma być?
– A co? – zaciekawiła się Janeczka.
Pawełek milczał przez chwilę, odczytując fragment listu.
– Skarby – oznajmił niepewnie. – Ktoś tu pisze o skarbach. Rzuciło mi się w oko.
Janeczka zainteresowała się i odebrała mu kawałek papieru.
– Rzeczywiście. A to co ma znaczyć?
– Nie wiem. Jakieś skarby. Czekaj, zastanówmy się.
Razem pochylili się nad oderwanym kawałkiem, którego treść brzmiała:
cze zawiadomić o najważniejszym.
we skarby i powiem Ci, jak je zdobyć.
suku w Mahdii, potem pojedziesz do Sou-
prost fenomenalny, wręcz nie do wiary.
przez Wąwóz Małp, bo inaczej nie zdo-
jest po lewej stronie drogi na zaporę,
ne nieprawdopodobne wręcz cuda. Dziel-
jest ten kamieniołom, czy kopalnia żwi-
Czegoś podobnego nie możesz sobie na-
odwalić bez wielkiego wysiłku w
tam znajdziesz także te ta-
to są bezcenne rze-
Przez długą chwilę rodzeństwo wpatrywało się w kartkę, a potem pytająco popatrzyło na siebie. Potem znów obydwoje spojrzeli na kartkę.
– Iiiiii… – skrzywił się sceptycznie Pawełek. – Jeżeli wyrzucił list, to te skarby pewnie dawno już znalazł…
– Gdzie ten kawałek koperty? – spytała Janeczka. – To znaczy, gdzie ten znaczek, który wyciąłeś z tego kawałka koperty?
– Myślisz, że będzie na nim data? – ożywił się Pawełek, pośpiesznie sięgając po odłożony wycinek.
– A co nam szkodzi popatrzeć? Może będzie także miejscowość?
Stempel na znaczku odbity był niewyraźnie, jakieś cyfry i litery, jednakże coś można było odczytać.
– Przynieś lupę!– zażądała Janeczka.
Pawełek poderwał się i popędził po lupę. Jego siostra była wprawdzie o rok młodsza od niego, ale jej przerażająco zimna krew i niezachwianie logiczny sposób myślenia sprawiały, że we wszystkich ważnych chwilach życiowych przejmowała kierownictwo. Pawełek za skarby świata nie przyznałby się do tego na głos, ale w głębi duszy podziwiał, szanował i wysoko cenił jej umysł. W ogóle nie była podobna do innych dziewczyn i korzyści, płynące z podporządkowania się jej poleceniom, ujawniły się już wielokrotnie.
Przez lupę udało się odczytać litery MAHDI i część daty. Miesiąc i dzień nie odbiły się wcale, ale 1984 było doskonale widoczne.
– Ty, to przecież z tego roku! – zdumiał się Pawełek.
– I z tej samej miejscowości – zwróciła mu uwagę Janeczka. – Popatrz, tam jest mowa o jakiejś Mahdii, a tu na stemplu też jest Mahdia, tylko jej brakuje „a” na końcu. Nic z tego nie rozumiem.
– No właśnie. Czekaj. Jakaś osoba była na miejscu, tam gdzie są te skarby. Jakaś druga osoba dostała w liście wiadomość, jak te skarby znaleźć. Po pierwsze, dlaczego ta pierwsza osoba sama ich nie znalazła, a po drugie, dlaczego druga osoba wyrzuciła taką wiadomość? To jest nie do pojęcia.
Janeczkę nagle coś tknęło.
– Poszukaj tego kawałka koperty, z którego wyciąłeś znaczek. Która to?
Pawełek bezbłędnie wyłowił z papierowego śmietnika odrzucony przed chwilą kawałek koperty. Janeczka uważnie przyłożyła znaczek do wyciętego miejsca dla sprawdzenia, czy to na pewno to, a potem odwróciła kopertę na drugą stronę. Potwierdzenie mglistego przeczucia sprawiło, że nagle zrobiło jej się gorąco.