Skarb. Joanna Chmielewska. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Joanna Chmielewska
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Ужасы и Мистика
Год издания: 0
isbn: 9788362136384
Скачать книгу
całe życie, szczegółowo. I sam sobie popatrzeć, czy mu się to podoba.

      – Fajnie! – ucieszył się Pawełek. – Będziemy przy tym i zapiszemy każde słowo. Kubatury nam z tego muszą wyjść!

      * * *

      Spisek przeciwko panu Chabrowiczowi przybrał charakter zdecydowany i ruszył pełną parą. Wyciągnięcie dyplomu z pudełka z dokumentami wymagało trzech minut, w dyplomie zaś znajdowały się uprawnienia budowlane. Uzyskanie numeru pokoju w odpowiednim ministerstwie, gdzie mieściła się poświadczająca komórka, przyszło bez trudu, tą informacją posłużył bowiem cioteczny brat kumpla. Dzielił się swoją wiedzą bezinteresownie i życzliwie, domagając się tylko w zamian przyrzeczenia, że w razie czego jemu się też wszystko powie.

      Nazajutrz po odwiezieniu makulatury, natychmiast po szkole, rodzeństwo złożyło wizytę w ministerstwie.

      Urzędująca w komórce pani była przypadkowo osobą miłą, uczynną, a co najważniejsze, inteligentną. Należała do nielicznej grupy urzędników mających pojęcie o tym, co robią. Zdziwiła się nieco, widząc wkraczające do pokoju dwoje dzieci w wieku dwunastu lub trzynastu lat, ale spokojnie czekała, co będzie dalej. Dzieci były bardzo podobne do siebie, jasnowłose, niebieskookie, grzeczne i dobrze wychowane.

      Wyłuszczyły cel przybycia, po czym, nie dopuszczając do żadnej reakcji, kontynuowały wyjaśnienia.

      – Nasz ojciec uważał, że powinien przyjść sam – wiedziała Janeczka, patrząc na panią wielkimi niewinnymi oczami. – Ale akurat skręcił nogę i przez tydzień nie może chodzić, i okropnie się martwi, że mu i wszystko przedłuży…

      – A za trzy dni są jego urodziny, więc chcieliśmy mu zrobić niespodziankę – włączył się Pawełek, nie bacząc, iż na dyplomie znajduje się data urodzenia pana Chabrowicza, przypadająca na zupełnie inną porę roku. – Chcieliśmy, żeby przy tej nodze miał jakąś przyjemność…

      – Więc jeżeli to możliwe, chcieliśmy prosić, żeby pani uwzględniła – dodała Janeczka. – Tu są nasze legitymacje szkolne, można sprawdzić, że to naprawdę nasz ojciec.

      Pani za biurkiem poczuła się zgoła wstrząśnięta. Pierwszy raz w swoim młodym życiu zetknęła się z dziećmi, które z własnej inicjatywy postanowiły zrobić przyjemność swoim rodzicom. Dla tak niezwykłych dzieci gotowa była uczynić wszystko, szczególnie iż prawdopodobieństwo posługiwania się przez nie fałszywym dyplomem było znikome. Wzruszona niezmiernie, na datę urodzenia nawet nie spojrzała.

      – Wypadek wyjątkowy, ale uwzględnię – powiedziała z uczuciem. – Tylko musicie kupić znaczek skarbowy za sto złotych. Trzeba go będzie przylepić na poświadczeniu.

      Na całe szczęście Janeczka i Pawełek razem dysponowali taką sumą. Znaczek skarbowy można było kupić w kasie na parterze. Pawełek popędził na dół, a Janeczka z kamiennym spokojem przyglądała się, jak pani przykleja do dyplomu dodatkową kartkę, przykłada pieczęć i wpisuje stosowną adnotację. Pawełek wrócił, znaczek przylepiono, pani z sympatią pożegnała niezwykłe dzieci.

      – Uff, spociłem się– powiedział Pawełek już na ulicy.

      – Nie było czego – prychnęła wzgardliwie Janeczka. – Już jak ja mam pomysł, to możesz być spokojny.

      – E tam. Nie o to chodzi. Ale jak leciałem po schodach, przypomniałem sobie, że na tym dyplomie jest data urodzenia, a ja powiedziałem, że są jego urodziny.

      – Bardzo dobrze wiedziałam, że się wygłupiłeś, i tylko patrzyłam, czy ona spojrzy. Powiedziałabym, że to wcale nie urodziny tylko imieniny, bo nasz ojciec ma na drugie imię Feliks i obchodzi imieniny na Feliksa.

      – Zwariowałaś? Przecież ojciec ma na drugie imię Paweł!

      – No to co? Ale szóstego jest Feliksa, sprawdziłam w kalendarzu. Mógłby mieć na drugie Feliks, nie? Masz ten wzór życiorysu?

      – Pewnie, że mam. Życiorys odwalimy zaraz dzisiaj, a potem trzeba zaagitować Rafała…

      Życiorys, według wzoru, rzeczywiście był krótki i prosty. Należało w nim podać imię, nazwisko, adres, wiek, zawód i stan rodzinny, a następnie, nie wdając się w perypetie dzieciństwa, rozpocząć od ukończenia studiów. Podać wszystkie kolejne miejsca pracy, zajmowane stanowiska, rodzaje zajęć i skończyć na chwili obecnej.

      Niektóre punkty wzoru budziły wątpliwości.

      – Tu jest napisane „W 1972 roku delegowany do Pernambuco na stanowisko i tak dalej” – powiedziała Janeczka. – To co?

      – To jest przykład – pouczył Pawełek. – Był ojciec delegowany do Pernambuco? Nie był. Pomijamy!

      – A może to zrobi złe wrażenie, że nie był?

      – To co na to poradzisz? Przecież nie napiszemy, że był!

      – Ale wyjdzie nam ten życiorys okropnie krótki. Wszystkiego raptem dwa miejsca pracy. Może mu coś dołożyć gdzieś tam w środku?

      – Niby można, ale musielibyśmy w tym przebiegu pracy zawodowej napisać, co robił. Co mógł robić?

      – Kontrola – zaproponowała Janeczka. – Oddelegowany na kontrolę czegoś gdzieś tam.

      – Na kontrolę… Nieźle. Na kontrolę, na kontrolę… dokumentacji! Oddelegowany… Gdzie?

      – Do NRD?

      – E tam. Do NRD to wszyscy jeżdżą. I trzeba by jakieś nazwy napisać po niemiecku.

      – To do Anglii. Po angielsku umiemy napisać.

      – Oddelegowany do Wielkiej Brytanii na kontrolę dokumentacji… konkursowej! Głowę daję, że jakieś konkursy w tej Wielkiej Brytanii robili, a kto tam za tym trafi. I obejdzie się bez nazw. Tylko kiedy? Czekaj, nie wiemy, kiedy ojciec zmienił pracę.

      – W dowodzie osobistym ma stemple.

      – Bardzo dobrze. Jak odwiesi marynarkę i pójdzie do łazienki, obejrzymy jego dowód osobisty. I na wszelki wypadek legitymację służbową. Na początku tej obecnej pracy będzie oddelegowany do Wielkiej Brytanii… na ile? Na dwa miesiące?

      – Lepiej na trzy. Równy kwartał.

      – Doskonale, to nawet lepsze niż Pernambuco. Ale, czekaj! Przecież ojciec był w Danii!

      – Rzeczywiście! I to nawet dwa razy. Czekaj, kiedy to było… Trzy lata temu był ten drugi raz, a pierwszy wcześniej. Co tam robił?

      – Zdaje się, że był na jakimś zjeździe. Zjazd do bani, to żadna robota. Z tych dwóch wyjazdów zrobimy mu jeden, ale za to dłuższy i niech to będzie też kontrola. Albo może współpraca…?

      – Współpraca, zróbmy jakieś urozmaicenie.

      – Dobra, współpraca… przy czym?

      – Nie wiem. Coś się dopasuje po Rafale. Wstawimy to w środek tej obecnej pracy.

      – To właściwie wszystko mamy. Aha, jeszcze tu trzeba napisać, czy umie po francusku.

      – Zdaje się, że nie umie ani słowa. Umie po angielsku i po niemiecku.

      – Nie szkodzi. Nie możemy napisać, że nie umie, bo to też robi złe wrażenie. Nie napiszemy „perfekt w mowie i w piśmie”, bo to chyba przesada. Czekaj…

      – Znajomość francuskiego średnia – podsunęła Janeczka. – Średnia znaczy przeciętna, większość ludzi nie umie po francusku, więc ojciec mieści się w normie. Znaczy, jest średni.

      – Święta prawda. Znajomość francuskiego średnia. No,