Skarb. Joanna Chmielewska. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Joanna Chmielewska
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Ужасы и Мистика
Год издания: 0
isbn: 9788362136384
Скачать книгу
przedmiotów, która to lista ma być poświadczona przez Polservis i przez ambasadę algierską. Podobno pani… jakże jej tam? Kawałkiewicz, ma wzór najlepiej opracowanej listy i wypożycza go nowym osobom. Muszę do niej jechać… Nie, najpierw muszę zadzwonić. I do tego Wiśniewskiego muszę zadzwonić. Czy dzień jutrzejszy mógłby mieć tak chociaż ze czterdzieści godzin?

      – I tak by ci z tego nic nie przyszło, bo jutro jest sobota i wszystko nieczynne – mruknął Pawełek.

      – Podzielimy się – zaproponowała uczynnie pani Krystyna. – Do pani Kawałkiewicz mogę jechać ja. Ty zacznij załatwiać to, przy czym musisz być osobiście…

      * * *

      W środę wieczorem Janeczka siedziała w swoim pokoju przy biurku i w zatroskanej zadumie wpatrywała się w okno. Teoretycznie odrabiała lekcje, w praktyce zajęta była zupełnie czym innym. Już trzy razy w ciągu ubiegłych pięciu dni jej ojciec usiłował upominać się o swoje dokumenty, zdradzając niepohamowaną i nietaktowną chęć poznania ich treści. Za żadną cenę nie wolno było do tego dopuścić. Przeczytanie przezeń jego własnej biografii przed definitywnym załatwieniem sprawy wyjazdu mogłoby osiągnięty już sukces przeistoczyć w klęskę, należało zatem niebezpieczną chwilę odsunąć w czasie jak najdalej. Należało znaleźć sposoby odwracania jego uwagi w jakimkolwiek innym kierunku. Należało zgromadzić tych sposobów tak dużo, żeby wystarczyły na długo, a najlepiej do końca.

      Na krótką chwilę Janeczka oderwała wzrok od okna, kiwnęła głową sama do siebie i zapisała coś na leżącej z boku kartce. Widniało na niej już kilka pozycji. Janeczka przyjrzała się im ze zmarszczoną brwią i znów zapatrzyła się w skupieniu w ciemną przestrzeń za szybami.

      Drzwi za jej plecami szczęknęły nagle i do pokoju zajrzał Pawełek.

      – Ty, chodź prędko! – wysyczał przenikliwym szeptem. – Ojciec wrócił!

      Janeczka żywo odwróciła się do brata.

      – I co…?

      – Zdaje się, że załatwił. Skończy się wreszcie ta nerwówka. Chodź!

      – Coś ty, jeszcze co najmniej do jutra rana. Aż ten samolot z panem Wiśniewskim odleci…

      Wślizgnęli się do jadalni w chwili, kiedy pan Roman, półżywy ze zdenerwowania, padał bezwładnie na fotel.

      – Przepadło, wola boska – mówił głosem posępnie rozpaczliwym. – Oddałem temu Wiśniewskiemu kontrakt. Nic mnie już nie uratuje, trudno, przepadło, oddałem…

      – Mam nadzieję, że nie zapomniałeś go przedtem podpisać? – przerwała sucho pani Krystyna.

      – Nie, podpisałem. Jak cyrograf… Przepadło. I jestem mu winien osiemdziesiąt tamtejszych groszy.

      – Kazał sobie zapłacić za przewiezienie? To jest jakaś taksa?

      – Nie, tylko tam na miejscu musi przylepić znaczek i wysłać pocztą, żeby doszło oficjalną drogą. Pomógł mi napisać na kopercie adres szefa. Poza tym on mieszka w innej miejscowości. W El Asnam. W El Asnam jest epicentrum trzęsień ziemi…

      – No i proszę! – wyrwał się Pawełek. – I on tam mieszka, w tym epicentrum, i jest żywy, i zdrowy! Znaczy, to nic takiego…

      – Zamknij się! – uciszyła go gniewnie Janeczka. – Nie zwracajmy na siebie uwagi…

      – Udało mi się kupić potwornie drogi słownik techniczny – ciągnął pan Roman w rozgoryczeniu. – Poza tym zdaje się, że muszę odrobić lekcje. Pani Modlińska z miejsca wzięła straszliwe tempo i myli mi się czas przyszły od być i mieć. Niech ktoś się uczy razem ze mną, bo muszę mieć doping. Dzieci…

      – Dobrze, możemy się uczyć obydwoje – zgodziła się pośpiesznie Janeczka.

      – Nie, ja chciałem wreszcie…

      – Głodny jestem! – ogłosił gromko Pawełek.

      – Ja też jestem głodny, ale…

      – Zaraz – powiedziała pani Krystyna, bezwiednie dopomagając swoim dzieciom. – Słuchaj, ta lista mienia zaczyna mnie niepokoić. Kawałkiewiczowa mówi, że tam rzeczywiście nic nie ma, ona już tam była. Mówi, że pralkę musisz wziąć koniecznie. Nie mamy drugiej pralki, a tej jednej ja ci nie oddam. Piecyki elektryczne ostatecznie można zabrać później, bo jedziesz wiosną, ale bez termowentylatora się nie obejdzie. Mnóstwo rzeczy trzeba kupić. Musisz zabrać całą bieliznę pościelową, talerze, garnki, naczynia…

      – Mnie ta lista mienia niepokoi od początku – mruknął Pawełek.

      – Bo co? – zainteresowała się podejrzliwie Janeczka.

      – Bo nie wiem, czy tam jest wszystko, co nam będzie potrzebne. Jeszcze jej z bliska nie widziałem.

      – Ja też nie. Obejrzymy przy okazji…

      Pani Krystyna bezlitośnie wyliczała dalej. Pan Roman chwycił się za głowę i jęknął.

      – Przestań, proszę cię! Nie wszystko naraz! Ja i tak wyraźnie widzę, że pójdę z torbami, bo za przejazd trzeba samemu zapłacić. Potem podobno zwracają koszta podróży, ale zapłacić trzeba przedtem!

      – Ejże…! – wyrwało się znowu Pawełkowi.

      – Naprawdę trzeba – zapewnił go żałośnie pan Roman.

      – Nie, nie to…

      – Cicho, ty głupi! – syknęła rozwścieczona Janeczka.

      Pani Krystyna roztargnionym spojrzeniem obrzuciła swoje dzieci i na nowo przystąpiła do rozważań nad listą mienia. Zaskoczony Pawełek z oburzeniem odwrócił się do siostry.

      – No co ty? Przecież wydadzą wszystko i zostaniemy na lodzie!

      – Nawet niechby, nie waż się słowem na ten temat odezwać! Zapaskudzisz mi całe ukrywanie papierów!

      – Jak to!

      – A tak to. To jest jedna z tych rzeczy, które mam w zapasie, żeby wywlec, jak znów zacznie gadać o dokumentach. Głowę daję, że na długo zapomni, że chciał je czytać. Powiedzieć o tym byle kiedy, to jest zwyczajne marnotrawstwo.

      – O rany! No fakt, masz rację, zapomniałem… No dobra, ale zużyj to w pierwszej kolejności, bo inaczej leżymy…

      Pani Krystyna i pan Roman nadal rozpatrywali listę mienia, pani Krystyna nerwowo i z wielkim ożywieniem, pan Roman z narastającym przygnębieniem. Pawełek obserwował ich z uwagą.

      – Pomóż mi! – zażądał stanowczo. – Ja to muszę dostać i spokojnie przeczytać. Matka tej całej listy z ręki nie wypuszcza, a potem się okaże, że połowę rzeczy trzeba przemycać.

      – Powiedz im, że pomożemy przy zakupach – poradziła bez namysłu Janeczka. – Przypomnij sobie coś, co trudno dostać. Ja już mam.

      Pawełek zastanowił się, kiwnął głową i wyczekał odpowiedniej chwili.

      – Wiem, gdzie sprzedają wiertła! – ryknął potężnym głosem, kiedy zaabsorbowani rodzice na moment zamilkli. – Wszystkie rozmiary, po państwowej cenie!

      Pan Roman wzdrygnął się, spojrzał na syna i w oku błysnęła mu iskra zainteresowania.

      – Wiem, gdzie wczoraj sprzedawali lniane ścierki kuchenne – włączyła się Janeczka. – I widziałam zwyczajne firanki, takie tiulowe, bardzo tanie.

      Pani Krystynie z wrażenia lista mienia wypadła z rąk.

      – Gdzie…?

      –