Tylko marginalnie można w tym miejscu stwierdzić, że cała polska koncepcja obrony przeciwko agresji niemieckiej była błędna i w danej sytuacji mało przydatna. Trudno tu się wdawać w szczegółową analizę polskiej polityki zbrojeniowej w latach trzydziestych, której skutkiem było np. budowanie przez Rzeczpospolitą ze względów prestiżowych marynarki wojennej ponad możliwości kraju, marynarki o nikłej, jeżeli nie wręcz żadnej przydatności w wypadku wojny nie tylko z Niemcami, ale nawet z ZSRR – przy poważnych brakach choćby w fortyfikacjach stałych (za cenę jednego niszczyciela typu „Grom” można było np. zmienić Półwysep Helski w twierdzę zdolną do oporu przez wiele miesięcy, wiążącą znaczne siły niemieckie, której artyleria opancerzona kalibru 381 lub 406 mm, o donośności około 40 km pokrywałaby ogniem całe terytorium Wolnego Miasta Gdańska). Jest faktem, że Polski nie stać było ówcześnie na rozbudowaną broń pancerną czy znaczną liczbę jednostek zmotoryzowanych. Z pewnością stać jednak było na znacznie liczniejszą lekką i ręczną broń przeciwpancerną, lekką broń przeciwlotniczą, a nade wszystko na udoskonaloną i wprowadzoną na wszystkie szczeble dowodzenia operacyjnego wydajną łączność radiową. Przede wszystkim zaś stać było na plan działań obronnych, który nie przesądzałby z góry o zniszczeniu połowy jednostek polskich w bitwie granicznej.
Polskie przygotowania obronne i plany militarne z 1939 roku znane są dzisiaj dobrze dzięki materiałom i opracowaniom ogłoszonym na Zachodzie[112]. Nie wystawiają one niestety pozytywnego świadectwa polskiemu Sztabowi Głównemu i Naczelnemu Wodzowi. Bardzo (niestety) słuszne wydają się refleksje zanotowane we wspomnieniach przez Kajetana Morawskiego:
Po klęsce wrześniowej, w chwili największego rozgoryczenia powiedział mi jeden z generałów naszych, bynajmniej nie przedwojenny opozycjonista, że koncepcje strategiczne, którymi Rydz się kierował przy ustalaniu planu obrony przed najazdem niemieckim, stały na poziomie dowódcy straży granicznej, a nie naczelnego wodza. Słuszniejszym byłoby może przypuszczenie, że plan został opracowany przez Naczelnego Wodza, który czuł się zarazem współregentem i następcą Prezydenta RP[113]
– to ostatnie odnosi się zresztą już tylko do zachowania Rydza-Śmigłego w dniach 15–17 września. Po Kampanii Wrześniowej głównym argumentem, służącym obronie dowództwa polskiego, była konstatacja, iż w roku 1939 nastąpiło po raz pierwszy w dziejach wojen wielokrotne zwiększenie średniej prędkości marszowej wielkich jednostek – z paru km/godz., co było regułą dla piechoty od czasów starożytnych po rok 1939 (Wojsko Polskie), do kilkudziesięciu km/godz. (część wielkich zmotoryzowanych jednostek niemieckich w Kampanii Wrześniowej). Było to faktem, ale faktem łatwym do przewidzenia jeszcze przed wybuchem wojny. Znalezienie skutecznych środków oporu wobec wielkich jednostek pancerno-motorowych z pewnością nie było łatwe, można było jednak walczyć z nimi dużo skuteczniej, pod warunkiem prowadzenia od 1936 roku (wybuch wojny domowej w Hiszpanii, pierwsze użycie wojsk pancerno-motorowych na większą skalę) właściwego szkolenia bojowego polskiej kawalerii i piechoty, a także przygotowania należytej ilości prostych środków obrony przeciwpancernej. Nie wyciągnięto właściwych wniosków z doświadczeń wojny hiszpańskiej, które potwierdzić miała Druga Wojna Światowa: że w polu piechota tradycyjna jest wobec nowoczesnej broni pancernej bardzo słaba, natomiast jej skuteczna obrona możliwa jest w doraźnie choćby umocnionych miastach (we wrześniu 1939 roku Warszawa i Lwów). Podobne rozważania można by mnożyć, nie tutaj jednak dla nich miejsce.
Wydaje się w każdym razie oczywiste, iż przy odpowiednim zorganizowaniu obrony polskiej we wrześniu 1939 roku i po przyjęciu właściwej, odmiennej od naprawdę dominującej doktryny obronnej, stawiając na pierwszym planie nie obronę terenu, ale głównych ośrodków politycznych i zachowanie jak najdłużej wartości bojowej dużych zgrupowań operacyjnych, można było walczyć nawet dwa razy dłużej. Oczywiście, klęska militarna była tak czy owak nieunikniona, lecz ze strony polskiej celem wojny w 1939 roku nie było przecież skuteczne powstrzymanie najazdu niemieckiego. Celem tym była demonstracja polityczna Rzeczypospolitej wobec świata i stworzenie zaszłości w dziedzinie stosunków międzynarodowych, które umożliwiłyby kontynuację w pełni niepodległego bytu państwa polskiego po ostatecznym zwycięstwie Aliantów nad Rzeszą Niemiecką, bądź też (bo w początkach wojny i taka ewentualność nie była wykluczona) nad koalicją hitlerowsko-stalinowską.
Warunkiem dłuższej walki było jednak takie usytuowanie Kwatery Głównej Naczelnego Wodza i takie osobiste zachowanie się Wodza Naczelnego, aby przez cały czas kampanii istniało na szczeblu najwyższym realne dowodzenie całością lub przynajmniej większą częścią obrony i realna koordynacja działań wszystkich większych zgrupowań bojowych polskich. Jest faktem udowodnionym już od dawna, że w nocy z 7 na 8 września 1939 Rydz-Śmigły przestał faktycznie dowodzić całością wojsk polskich, a w parę dni później stracił jakikolwiek wpływ na przebieg działań wojennych[114]. Utrata łączności ze zgrupowaniami bojowymi w niczym Naczelnego Wodza nie usprawiedliwia, a nawet podwójnie go obciąża. Jest to bowiem dowodem, że z przerażającą lekkomyślnością zaniedbano organizację odpowiedniej, nowoczesnej łączności wojskowej w okresie poprzedzającym bezpośrednio Kampanię Wrześniową, chociaż uzyskanie takiego systemu łączności było akurat wśród przygotowań wojennych najbardziej realne ze względów finansowych i technicznych.
Jeżeli Naczelny Wódz liczył się faktycznie z rychłą klęską polską w kampanii niemieckiej[115] – nie dzielił się co prawda tego rodzaju swoimi przewidywaniami nawet z Rządem RP, a zwłaszcza z ministrem spraw zagranicznych – to pierwszym jego obowiązkiem było wspólne z rządem przygotowanie środków i sposobów działania właśnie na chwilę klęski ostatecznej. Wszystko, co niżej przedstawiamy, należało naturalnie do kompetencji i obowiązków Rządu RP, ale jest faktem, iż rząd ten mógł podjąć odpowiednie działania tylko będąc z góry uprzedzonym przez Naczelnego Wodza, że liczyć się trzeba z totalną klęską obrony polskiej w ciągu kilkunastu dni. Z kolei właśnie obowiązkiem Rządu RP było opracowanie planu działań i poczynienie odpowiednich przygotowań na moment agresji ZSRR, która po dniu 23 sierpnia była jeżeli nie oczywista, to w każdym razie bardzo prawdopodobna wkrótce po ataku niemieckim.
Tak więc podstawowym obowiązkiem naczelnych władz państwowych Rzeczypospolitej w okresie poprzedzającym bezpośrednio wybuch wojny– obowiązkiem większym niż przygotowania czysto militarne, które nie mogły już skutecznie poprawić sytuacji państwa – było podjęcie co najmniej następujących kroków:
1) Przygotowanie środków jak najdłuższego informowania społeczeństwa przez