Ze strony radzieckiej prowadził je osobiście Józef Stalin. Zachowany niemiecki protokół tych rozmów ujawnia żywe zainteresowanie dyktatora ZSRR całym układem sił w Europie. Stalin pytał się Ribbentropa, czy Włochy nie mają przypadkiem zamiaru rozszerzyć swojej ekspansji poza Albanię, np. na Grecję, zgodził się z Ribbentropem, że sytuacja w Turcji skomplikowana jest przez niecne intrygi brytyjskie, nisko ocenił walory bojowe armii i floty Wielkiej Brytanii, zdumiewając się, że „kilkuset Brytyjczyków może panować nad Indiami”. Gdy Niemcy ujawnili z kolei swoją niską ocenę wartości armii francuskiej, Stalin się obruszył i „wyraził opinię, że Francja posiada jednak armię godną uwagi” (warto zwrócić uwagę, że militarne oceny Stalina były akurat biegunowo przeciwne temu, czego dowiodła wkrótce potem wojna światowa). Pod koniec spotkania, gdy dokumenty zostały już podpisane, a do sali obrad wniesiono kielichy, Stalin wzniósł toast: „Wiem, jak bardzo naród niemiecki kocha swego Führera, chciałbym więc wypić jego zdrowie!”. Zaraz potem „pan Mołotow podniósł swój kielich na cześć Stalina mówiąc, iż to właśnie on, Stalin, swą mową z marca tego roku, tak dobrze zrozumianą w Niemczech, doprowadził do kompletnego zwrotu w stosunkach politycznych”.
Spotkanie radziecko-niemieckie zakończyło się późno w nocy. Protokół notuje: „Gdy się rozchodzono, pan Stalin zwrócił się do ministra spraw zagranicznych Rzeszy ze słowami tej treści: – Rząd radziecki bierze nowy pakt bardzo poważnie. Może on, Stalin, własnym słowem honoru zaręczyć, że rząd radziecki nie zdradzi swego partnera”[89].
Słowa honoru składane przez polityków swoim kontrpartnerom mają zazwyczaj nikłą wartość i z reguły nie są dotrzymywane. Słowo honoru Stalina, dane Ribbentropowi w nocy z 23 na 24 sierpnia 1939, było wyjątkiem w historii dyplomacji i w dziejach politycznych władzy radzieckiej: było to jedyne słowo honoru, którego Józef Stalin wiernie i do końca dotrzymał, dochowując wiary swojemu sojusznikowi aż do chwili zdradzieckiej napaści Hitlera na Związek Radziecki dnia 22 czerwca 1941 roku.
Pakt niemiecko-radziecki, datowany 23 sierpnia, faktycznie podpisany na Kremlu w nocy z 23 na 24 sierpnia 1939, zawierał standardowe zapewnienia o wzajemnym powstrzymaniu się od jakichkolwiek kroków nieprzyjaznych lub poparcia państw trzecich, które weszłyby w konflikt zbrojny z jedną ze stron zawierających układ. Jeżeli chodzi o tekst układu jawnego (ogłoszonego dnia 24 sierpnia 1939 przez TASS i wszystkie ważniejsze agencje prasowe całego świata), z polskiego punktu widzenia istotne znaczenie miał art. 2: „W wypadku, gdyby jedna ze stron stała się przedmiotem wrogiej akcji ze strony państwa trzeciego, druga strona nie udzieli temu trzeciemu państwu żadnej pomocy”. Stypulacja ta była jawna i powszechnie znana. Zdumienie budzi więc fakt, iż Rząd RP po dniu 1 września uznał mimo to za możliwe ubieganie się w Moskwie o zakup materiałów wojennych, wysyłając nawet w tym celu specjalnego delegata i oferując zapłatę złotem. Rząd ZSRR dostaw odmówił, co było z góry do przewidzenia. W tydzień po traktacie z Rzeszą Niemiecką nawet rząd ZSRR nie mógł jawnie pogwałcić postanowień tego układu, choćby nawet dostawy dla Polski nie były sprzeczne z podstawami radzieckiej polityki zagranicznej.
Istotne, najważniejsze – bowiem przesądzające o wybuchu Drugiej Wojny Światowej – znaczenie miał jednak protokół tajny do paktu[90]. Już sam pakt nieagresji zawarty między państwami, które nie posiadały w tym momencie wspólnej granicy, był swoistym curiosum i powinien był zaalarmować rząd w Warszawie. Znaczył bowiem, iż obie układające się strony – zamierzają w najbliższym czasie wspólną granicę uzyskać. W jaki sposób miało to nastąpić, wyjaśniał tajny protokół, załączony do paktu „nieagresji”.
Dzieje ujawnienia tego protokołu są dość charakterystyczne. Strona radziecka po dziś dzień zaprzecza – wbrew dokumentom – iż dnia 23 sierpnia obok paktu jawnego podpisano w Moskwie również tajny protokół, dotyczący podziału między Rzeszą a ZSRR terytorium Europy Środkowej, nie widząc oczywiście możliwości wytłumaczenia tego faktu, a nie decydując się na całkowite potępienie polityki Józefa Stalina. Tekst tajnego protokołu wyszedł na jaw wskutek zdobycia przez wojska amerykańskie w 1945 roku archiwów hitlerowskiego ministerstwa spraw zagranicznych. Istnienie protokołu i jego treść wspominana była wiele razy bezpośrednio po zakończeniu wojny. Pełny tekst opublikowany został jednak dopiero w 1948 roku w Waszyngtonie, w wydawnictwie Nazi-Soviet Relations 1939–1941.
Czy jednak w sierpniu 1939 roku istnienia podobnego protokołu nie powinno było się spodziewać przede wszystkim polskie MSZ w Warszawie? Każdy dyplomata z minimalnym choćby doświadczeniem wie doskonale, że układy międzynarodowe o zasadniczym znaczeniu politycznym bardzo rzadko nie są zaopatrywane w protokoły tajne, których treść przedostaje się do wiadomości publicznej dopiero po wielu latach. W dwa dni po traktacie radziecko-niemieckim podpisywano w Londynie traktat polsko-brytyjski. Był doń również dołączony protokół tajny. Jest naprawdę zastanawiające, w jaki sposób polskie MSZ mogło wykluczyć w sierpniu 1939 roku istnienie tajnego protokołu radziecko-niemieckiego, dotyczącego… czegóż by, jeśli nie Polski? Być może niektórzy wyżsi funkcjonariusze MSZ z prawdopodobieństwa istnienia podobnego protokołu zdawali sobie sprawę. Faktem jest wszelako, iż nie podjęli żadnych w ogóle działań zmierzających do neutralizacji jego skutków.
A jednak światowa opinia publiczna już 24 sierpnia domyślała się istnienia klauzul tajnych do układu radziecko-niemieckiego. O tych supozycjach – iż agresja na Polskę ze strony ZSRR została uzgodniona w Moskwie już 23 sierpnia – wspominał londyński „Times” 19 września 1939[91]. Po klęsce Polski i Francji prasa hitlerowska, aczkolwiek nie ogłaszała pełnego tekstu tajnego protokołu, ujawniała jednak jesienią 1940 roku jego istnienie i publikowała nawet mapy ukazujące podział terytorium Polski według porozumień z 23 sierpnia i 28 września. W oparciu o materiały niemieckie istnienie i faktyczną treść tajnego protokołu 23 sierpnia ustalił Roman Umiastowski w roku 1943, w publikowanym w Anglii dziele poświęconym Kampanii Wrześniowej[92]. Biorąc to wszystko pod uwagę, dziwnym się wydaje zaskoczenie zachodniej opinii publicznej rewelacjami o tajnym protokole – po roku 1945. Owo historyczno-dyplomatyczne „odkrycie Ameryki” można wytłumaczyć tylko złą wolą wpływowych osobistości Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, którym było długo „na rękę” niepowracanie w badaniach historycznych do okresu aliansu stalinowsko-hitlerowskiego.
Tajny protokół przewidywał przede wszystkim „przemiany terytorialne” na obszarze państw bałtyckich (Finlandia, Estonia, Łotwa i Litwa), oraz oczywiście w Polsce. W wypadku tych „przemian” – które miały nastąpić na tych obszarach, rzecz jasna, wskutek działań zbrojnych obu układających się stron – granica „stref wpływów” ZSRR i Niemiec miała przebiegać wzdłuż północnej granicy Litwy oraz rzek Narwi, Wisły i Sanu. Dopiero po wyjeździe Ribbentropa z Moskwy radziecki komisariat spraw zagranicznych uświadomił sobie, że takie określanie rozgraniczenia stref okupacji jest mało precyzyjne; jak wiadomo, rzeka Narew nie dotykała w żadnym miejscu swego górnego biegu granicy polsko-niemieckiej, a tym samym Niemcy mogliby posunąć swój obszar rozbiorowy aż do Kanału Augustowskiego, tym bardziej, że początkowo przyznana została im Litwa. Dnia 25 sierpnia Mołotow wezwał więc do siebie Schulenburga i tłumacząc się niedokładnością map, użytych w nocy z 23 na 24 sierpnia, zażądał uzupełnienia tajnego protokołu o stwierdzenie, że obie strefy okupacyjne rozdzielone są „przez linie rzek Pisa, Narew, Wisła i San”[93], co usuwało groźbę jakiegokolwiek zatargu. Niemcy przyjęli tę poprawkę bez sprzeciwu. Na podstawie porozumienia stwierdzonego w tajnym protokole, Rzeczpospolita Polska miała być całkowicie podzielona między ZSRR a Rzeszę Niemiecką; przy aneksji przez Związek Radziecki większej części