Rola, jaką odegrało tłumaczenie ksiąg holenderskich u schyłku szogunatu, jest przedmiotem dyskusji historyków (Jansen 1984: 541). Niewątpliwie największą ciekawość wzbudzały książki dotyczące medycyny i nauk ścisłych. Szogunat starał się nadzorować treści, jakie zawierały książki holenderskie czytane przez uczonych i przez samurajów. Cenzura była stosowana w wypadku dzieł dotyczących sytuacji na świecie, ponieważ władze szogunackie chciały zapobiec rozpowszechnianiu prywatnych opinii o sprawach publicznych. Zdarzały się wypadki karania rangakusha[27], którzy czytali „niewłaściwe” księgi. Trzeba jednak pamiętać, że byli oni produktem swoich czasów i wiedza nabyta przez czytanie ksiąg nie przekładała się w zasadzie na podziw i sympatię dla krajów Zachodu, lecz była źródłem strachu przed nimi. Wiedza ta przydała się Japończykom na początku okresu Meiji, bo umożliwiała im orientację w tym, czego należy na świecie szukać i co w kraju rozwijać, aby dogonić kraje Zachodu. Szybko okazało się, że są inne języki – angielski, francuski, niemiecki – będące lepszym źródłem wiedzy o świecie i język holenderski został porzucony, a Holandia zaczęła być lekceważona jako kraj mały i nieważny (Jansen 1984: 553).
Mogłoby się wydawać, że pomiędzy natywistami (kokugakusha) i studiującymi księgi holenderskie (rangakusha) była przepaść. Tymczasem były to środowiska o zbliżonym światopoglądzie – nacjonalistyczne, zainteresowane wykorzystaniem swojej wiedzy do modernizacji kraju. Jak pisze Beasley:
Japońska tradycja była w sumie demontowana w taki sposób, aby było możliwe zastąpienie niektórych jej elementów innymi elementami, zachowując jednocześnie nacjonalistyczną lojalność wobec nowo stworzonej całości. W tym sensie można mówić o ciągłości między Japonią okresu Edo i Meiji (Beasley 1984: 565).
Język holenderski był dla Japończyków okresu szogunatu „lingua franca”, pozwalającym im na kontakt ze światem. Kiedy później okazało się, że powinien on zostać zastąpiony przez język angielski w kontaktach z potęgami militarnymi i gospodarczymi Zachodu, władze szogunackie nie były na to przygotowane. Pierwszymi tłumaczami z angielskiego byli uzdolnieni językowo samoucy. Gdy w 1856 roku osiadł w porcie Shimoda pierwszy amerykański konsul Townsend Harris, zatrudnił tłumacza holendersko-angielskiego, aby prowadzić negocjacje z przedstawicielami szogunatu.
Na przełomie XVIII i XIX wieku do japońskich brzegów zaczęły coraz częściej docierać europejskie i amerykańskie statki wielorybników, statki handlowe szukające miejsca zaprowiantowania, jak również okręty wojenne. Szukały one kontaktu z japońskimi władzami, ale spotykały się z odmową. Na Hokkaido docierali Rosjanie drogą przez Kamczatkę i Kuryle. W 1792 roku zwrócili się do szogunatu o pozwolenie na handel, ale szogunat odmówił. Ponowna próba miała miejsce w 1806 roku w Nagasaki i znów spotkała ich odmowa. W 1818 roku brytyjski statek wpłynął do zatoki Uraga w pobliżu Edo i wystąpił z prośbą o nawiązanie kontaktów handlowych. Szogunat odrzucił te żądania i wydał rozkaz, aby księstwa witały cudzoziemskie statki ogniem z dział. W rezultacie, gdy w 1837 roku pojawił się amerykański statek handlowy Morrison, został ostrzelany. W 1844 roku Holendrzy z Dejimy podjęli się misji przekazania szogunatowi listu od króla Williama II, w którym król usiłował wytłumaczyć Japończykom, że podpisanie traktatów handlowych jest Japonii niezbędne. List ten zaniepokoił władze szogunackie ze względu na wydarzenia w Chinach. W 1838 roku Chińczycy usiłowali zakazać prowadzonego przez Brytyjczyków handlu opium, który dewastował społeczeństwo chińskie. Okręty i wojska brytyjskie zaatakowały Chiny. W rezultacie w 1842 roku Chiny podpisały z Anglią traktaty, wprowadzające eksterytorialność obywateli brytyjskich w Chinach oraz narzucające Chinom taryfy celne korzystne dla Anglii (Jansen 2000: 170).
Szogunat stanął przed perspektywą tego samego scenariusza na wyspach japońskich. Sytuacja wewnętrzna była niespokojna, przeważało przekonanie, że nadchodzą nowe czasy. Szogunat po raz pierwszy w swojej historii zezwolił księstwom na budowę umocnień obronnych na nadbrzeżach i – również po raz pierwszy – zwrócił się do daimyō z prośbą o radę, jak powinna zachować się Japonia w sytuacji zagrożenia ze strony obcych państw.
Drugiego lipca 1853 roku cztery okręty komodora Perry’ego wpłynęły do portu w Uraga na półwyspie Miura, u ujścia do zatoki Edo. Wyższy urzędnik magistratu w Uraga udał się do Amerykanów w towarzystwie tłumacza, aby przekazać szogunacki rozkaz zakazujący przyjmowania obcych statków przybijających do brzegów Japonii. Perry przez adiutanta poinformował, że posiada list od prezydenta Fillmore’a w sprawie traktatu handlowego i chce go przekazać władcy Japonii. Poparł to groźbą, że jeżeli Japończycy nie przyślą kogoś do odbioru listu, Amerykanie zejdą na ląd i sami dostarczą list szogunowi.
Gdy dwór szoguna otrzymał wiadomość o liście, zapadła konsternacja. Szogunat stosował zasadę, że nie przyjmuje zagranicznych listów, ale jednoczesne przekonanie o militarnej słabości Japonii utrudniało decyzję o ich odrzuceniu. W rezultacie pozwolono okrętom Perry’ego wpłynąć do zatoki Edo i wyznaczono miejscowość Kurihama jako miejsce przyjęcia listu przez urzędników szogunatu (Keene 2002: 15–16). Dziewiątego lipca odbyła się ceremonia powitania i wręczenia listu. Na wybrzeżu zgromadzili się samurajowie. Perry zszedł ze statku w asyście swoich oficerów i dwóch wysokich, czarnych stewardów, niosących amerykańską flagę. Nastąpiła wymiana prezentów: Japończycy ofiarowali brokat, naczynia porcelanowe, pudełka z laki i wachlarze, Amerykanie zrewanżowali się telegrafem i miniaturą pociągu. Perry otrzymał pozwolenie na zakup węgla, żywności i wody w Nagasaki i zgodę na przybycie do Japonii w następnym roku, w celu odebrania odpowiedzi na list.
Misjonarz Williams, służący Amerykanom jako tłumacz, zapisał w dzienniku swoje wrażenia z ceremonii powitania:
ogolone głowy i szlafroki, żołnierze z muszkietami, żołnierze w halkach, sandałach i z dwoma mieczami, bez zachowania jakiegokolwiek szyku, zupełnie jak jakiś tłum – to wszystko pokazało różnicę pomiędzy naszą cywilizacją i cywilizacją tych odosobnionych pogan (Buruma 2003: 13).
Nawet prezenty japońskie były dla Williamsa wyrobami ludzi tylko częściowo oświeconych, natomiast amerykańskie pokazały sukcesy nauki i przedsiębiorczości wyższej cywilizacji.
Przywieziony przez Perry’ego list trafił do władz szogunackich. Zdania co do reakcji na list były podzielone. Wśród władz szogunatu była bowiem frakcja, która chciała otwarcia Japonii i nawiązania kontaktów z „barbarzyńcami”[28]. Istniała też frakcja zalecająca stanowczą odmowę kontaktów[29] (Duus 1997: 99–106).
Piętnastego lipca szogunat wysłał informacje swojemu przedstawicielowi w Kioto, aby ten przekazał je na dwór cesarski. Cesarska Rada Starszych była przeciwna negocjacjom z barbarzyńcami, ale nie było na dworze cesarskim zgody w tej materii. Piątego sierpnia szogunat rozesłał kopie listu Fillmore’a do wszystkich daimyō. Było to działanie bezprecedensowe, poprzednio bowiem polityka zagraniczna była wyłącznie w gestii szogunatu (Toby 1977: 324). Tym razem jednak władze szogunackie – czując, że stary porządek zaczyna się walić i nie mając pomysłu na zatrzymanie tego procesu – zdecydowały się dopuścić daimyō do podejmowania decyzji. Te konsultacje przed podjęciem decyzji były w gruncie rzeczy początkiem