Nieśmiała. Sarah Morant. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Sarah Morant
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Книги для детей: прочее
Год издания: 0
isbn: 9788372297976
Скачать книгу
za warzywami. Mimo wszystko posiłek upłynął nam w przyjemnej atmosferze. Obserwowałam, jak tata wytyka Kyle’owi, że nie wyczyścił dokładnie swojego talerza, chociaż sam nie był lepszy. Mały bystrzak natychmiast zwrócił mu uwagę na ten brak konsekwencji i ostatecznie wszyscy dokończyli swoje warzywa. Wiedziałam, że staruszek trochę ich sobie dołożył, aby nas rozbawić. Bardzo lubiłam jego poczucie humoru. Uzmysławiało mi, że dawno temu nasz tata, jako mały szkrab, też siedział przed talerzem z taką samą miną jak dzisiaj mój kapryszący brat.

      O dwudziestej pierwszej trzydzieści zaniosłam Kyle’a do łóżka i pocałowałam go w czoło, w oba policzki i w brodę. Potem położyłam się do swojego łóżka, które stało tuż obok jego posłania. Chętnie od razu zapadłabym w głęboki sen, ale znowu rozmyślałam o Jasonie.

      Dlaczego ten diabeł zachowywał się inaczej każdego dnia? Zwykle analizowałam każdą rzecz i każdą osobę tak długo, aż zyskiwałam pewność, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. W efekcie dochodziło do tego, że nie potrafiłam cieszyć się życiem bez myślenia o konsekwencjach. Ale Jason mi się wymykał. Nie byłam w stanie go przejrzeć. Nie potrafiłam ustalić, czy zamierzał stać się elementem mojej codzienności na dwa lata czy na kilka dni.

      Wewnętrzny głos podpowiadał mi, żebym przestała zawracać sobie nim głowę. Dobrze, jeśli spędzi ze mną choć trzy dni, bo przez ten czas nie będę jadała sama.

      Nieoczekiwanie niczego od Kinae wyszło mi na dobre. Ale rozsądek ostrzegał, żebym nie ufała Jasonowi. Mimo wszystko miałam wrażenie, że nie był wcale taki zły. W końcu potrafił mnie rozśmieszyć.

      Musiałam wyluzować. To przecież niedorzeczne, żeby z powodu nieśmiałości nie móc zamienić trzech zdań z sąsiadem z ławki. Pozbawiać się korzyści wynikających z nawiązywania nowych przyjaźni. Ale to było silniejsze ode mnie. Ludzie mnie peszyli. Paraliżowały mnie ich osądy i krytyczne spojrzenia, z którymi nawet się nie kryli. Od razu pociły mi się dłonie i zawodził mnie głos. Nie potrafiłam zdobyć się na taką pewność siebie jak Jason, bez względu na to, jak bardzo starałam się zapanować nad lękiem.

      W moje rozmyślania wdarły się jęki Kyle’a. Mojemu maluchowi musiał przyśnić się koszmar. Wślizgnęłam się pod jego kołdrę i automatycznie przeczesałam palcami jego blond loczki, cierpliwie czekając, aż się obudzi.

      – Elie?

      – Już dobrze, skarbie. Kolejny koszmar?

      – To nie koszmar, Elie, to… – zaczął, ale przerwałam mu gwałtownie.

      – Wiem. Chodź. Zapraszam do mojego łóżka – zaproponowałam z uśmiechem, który miał dodać mojemu bratu otuchy, ale on niewiele z tego zrozumiał.

      Delikatnie starłam pot z jego czoła brzegiem prześcieradła, po czym przeniosłam go do mojego łóżka i opatuliłam pierzyną. Na wpół śpiącego objęłam ręką. Zaczekałam, aż jego oddech się wyrówna, i westchnęłam.

      Nadal zdarzały mu się te sny, rzadziej niż kiedyś, ale wystarczająco często, żeby mnie to niepokoiło. Rozumiałam go jednak. Ja też nie potrafiłam zapomnieć.

      Podobno w życiu każdego człowieka dochodzi do takiego zdarzenia, które zmienia go w ten czy inny sposób.

      Niektórzy muszą walczyć z rakiem. Inni starają się wyrwać ze szponów uzależnienia. Czasem zwykłe spotkanie wywraca czyjeś życie do góry nogami. Ale większość ludzi boryka się ze stratą kogoś bliskiego. Dotyka ich to tak bardzo, że nawet po wielu latach nie potrafią odzyskać równowagi.

      Właśnie dlatego zmienił się tata. Zmienił się Kyle. Zmieniłam się ja.

      Odtąd moja rola polegała na opiekowaniu się młodszym bratem, na chronieniu go, kiedy miał problemy w szkole, pocieszaniu, kiedy miał zmartwienie i uspokajaniu, kiedy dręczyły go koszmary. To ja miałam mu pomagać najlepiej, jak umiałam, aż stanie się dorosły i samodzielny. Niestety ja nie miałam nikogo, kto robiłby to samo dla mnie.

      Byłam sama. Zdawałam sobie z tego sprawę za każdym razem, kiedy byłam potrzebna bratu.

      7

ELEONORE

      Przemierzałam szkolny dziedziniec w drodze do biblioteki, ze wzrokiem utkwionym w moich starych trampkach. Nagle czyjaś ręka chwyciła mnie za nadgarstek, delikatnie, lecz zdecydowanie, zmuszając mnie do odwrócenia się. Napotkałam spojrzenie Jasona. Obserwował mnie z tym swoim krzywym uśmieszkiem.

      – Nie przywitasz się ze mną? – zapytał, udając oburzenie.

      – Jason? Yyy… tak, oczywiście – wybełkotałam oszołomiona.

      Zbliżyłam się do niego chwiejnym krokiem i cmoknęłam go w policzek, na francuską modłę. Głupio zrobiłam, ale ten drobny gest uchronił mnie przed koniecznością patrzenia mu w oczy. W mojej głowie tłoczyły się setki najróżniejszych pytań. Co bym zrobiła, gdybym nie trafiła w policzek i musnęła jego wargi? Czy miałam gładki policzek? Czy może jednak był wilgotny z powodu mżawki, która psuła nastroje licealistów?

      Chłopak uśmiechnął się do mnie. Nawet się nie domyślał, jaka burza szalała w mojej głowie. Był ubrany w swoją niezniszczalną skórzaną kurtkę, mimo że ostatnio znacznie się ochłodziło. Zaczęłam podejrzewać, że nie zamieni jej na nic innego nawet wtedy, gdy spadnie śnieg. Zauważyłam, że pod spodem miał zwykłą ciemną koszulkę. Dżinsy ciasno opinały jego nogi. Jakby powiedział mój ojciec: „Między tkaniną a jego ciałem nie było ani jednego atomu tlenu”.

      W zasadzie, jeśli chodzi o obcisłe spodnie, zawsze podzielałam opinię, że powinny być one zarezerwowane wyłącznie dla płci pięknej. I nawet widok jego mięśni odznaczających się przez tkaninę nie przekonał mnie do zmiany zdania.

      To błyskawiczne skojarzenie ze ślicznotką w dżegginsach wywołało uśmiech na mojej twarzy. Natychmiast spadło mi ciśnienie, dzięki czemu zdołałam zachować spokój. Nie czerwieniłam się zatem ani nie jąkałam.

      – Jak się masz? – zapytał Jason, zdecydowany kontynuować rozmowę.

      – Nieźle… podobnie jak wczoraj, skoro nic spektakularnego nie mogło mnie spotkać w ciągu dwudziestu czterech godzin – odparłam nieco sarkastycznie.

      – Masz wyjątkowe poczucie humoru, Ruda… Podoba mi się – oznajmił z satysfakcją.

      – Naprawdę musisz mnie tak nazywać? Ruda?

      – Muszę spadać – przerwał mi, żeby uniknąć odpowiedzi na moje pytanie.

      Kątem oka obserwowałam, jak odchodzi w kierunku Briana. Czemu ten diabeł chciał się ze mną kumplować? Nie brakowało osób, z którymi mógł jadać lunche.

      Poza tym jego zainteresowanie moją osobą w końcu mogło ściągnąć na mnie uwagę innych.

      Na samą myśl o tym przyspieszyłam kroku, żeby czym prędzej znaleźć się w bibliotece. Wyobraziłam sobie przy tym, jak cudownie byłoby być superbohaterką z mocą znikania.

* * *

      Tak bardzo wciągnęła mnie piękna powieść Victora Hugo, że spóźniłam się na pierwszą lekcję. Za wszelką cenę chciałam skończyć rozdział i w efekcie dzwonek zaskoczył mnie w bibliotece. W klasie omiotłam wzrokiem ławki i zdałam sobie sprawę, że jedyne wolne miejsce znajduje się za Vanessą i Pamelą, naszą przewodniczącą. Usiadłam, tłumiąc jęk rozpaczy. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi królowej i jej księżniczek.

      Ponieważ zaczęły się zajęcia, zabrałam się za notowanie. Niemniej moje spojrzenie powędrowało ku Jasonowi, który zajął miejsce w ostatnim rzędzie, dokładnie tak samo jak na matmie. Ściągnął brwi, przenosząc wzrok z Vanessy