Nieśmiała. Sarah Morant. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Sarah Morant
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Книги для детей: прочее
Год издания: 0
isbn: 9788372297976
Скачать книгу
irytację.

      Spojrzał na mamę i gniewnie cisnął ścierkę na marmurowy blat. Matka nie zmieniła pozycji, ale i tak dzieląca ich odległość wydawała mu się niewystarczająca.

      – Jason, ostrzegam cię, że jeśli przyprowadzisz do domu kolejną słodką idiotkę, użyję jej do lukrowania babeczek – zażartowała, szturchając syna w ramię.

      – Mamo! Nie, ona nie jest taka… Co więcej, polubiłabyś ją – sprostował, blokując matce dostęp do zlewu.

      – Inteligentna, pomocna, miła, urocza, kulturalna, elegancka – wyliczyła rozbawiona. – I piękna, jak mniemam?

      – Ech… Oczywiście.

      – A ty zrobiłeś coś złego, co ją rozgniewało?

      – Dużo bym dał, żeby to wiedzieć – odparł z kwaśną miną.

      Szybko dokończył zmywanie naczyń i ucałował mamę, zanim poszedł się położyć.

* * *

      Następnego dnia Jason wytrwale czekał na swoją Rudą w jednej z bocznych uliczek w pobliżu liceum. Opierał się o mur, trzymając papierosa w ustach. Przypominał awanturnika, który wypala paczkę za paczką.

      Ale nie był taki. W rzeczywistości sięgał po szlugi tylko wtedy, kiedy się denerwował. Bardzo, ale to bardzo denerwował. Albo kiedy został potraktowany przez dziewczynę, jakby był trędowaty.

      Nic dziwnego, że targała nim złość. W końcu widział, jak jego wygrana idzie z dymem. I nie chodziło o to, że przywiązał się do Rudej, ani tym bardziej o to, że mu się podobała.

      Bo mu się nie podobała. Żeby było jasne. No może trochę… Inaczej nigdy nie zdecydowałby się uczynić z niej swojego trofeum. Nie wzbudzała w nim przecież żadnych uczuć prócz pragnienia odniesienia zwycięstwa.

      Co za bzdury. To niemożliwe… O Boże, całkiem zdurniał. Jak to w ogóle mogło mu się przydarzyć? Przysięgał sobie, że nigdy się nie zakocha po tym, jak widział swojego najlepszego przyjaciela kompletnie załamanego. Jason umawiał się z naprawdę wystrzałowymi dziewczynami, dlatego też z pewnością nie dałby się omotać introwertyczce. Nie była ani seksowna, ani nawet „ledwo ciepła”. Cechowała ją nieśmiałość. Coś, co można było uznać za urocze. I tyle.

      Kiedy tak bił się z myślami, omal nie przegapił swojej Rudej, która właśnie go mijała. Nawet go nie zauważyła, tak bardzo koncentrowała się na płytach chodnikowych. Ale on zauważył ją. Pospiesznie zgasił papierosa.

      Poczuł przeszywający go dreszcz, kiedy chwycił dziewczynę za nadgarstek – delikatniej, niż zamierzał – żeby następnie przycisnąć ją do muru w uliczce. Gwałtownie nabrała powietrza, prawdopodobnie z zamiarem narobienia rabanu, a jej rozszerzone źrenice powędrowały w kierunku buntownika. W mikrosekundę strach ustąpił miejsca irytacji, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Natomiast jej oczy niemal poczerniały.

      Widok jej różnokolorowych tęczówek ciemniejących do tego stopnia, że wydawały się niemal identyczne, wywarł na nim wrażenie. Biła od niej siła. Tak samo jak wtedy, kiedy zaczepił ją w deszczu. Ze zdumieniem stwierdził, że lubi tę Coop 2.0, znacznie śmielszą od wersji podstawowej. I dotarło do niego, że może jednak się mylił. Może mimo wszystko ta dziewczyna potrafiła być również seksowna.

      – Jeśli mnie nie puścisz, zacznę wrzeszczeć, że zostałam napadnięta – ostrzegła, próbując mu się wyrwać.

      – Co ja ci takiego zrobiłem? Dlaczego ignorujesz mnie od wczoraj?

      – Zostaw mnie w spokoju – rzuciła z irytacją, chociaż wciąż nie ośmieliła się na niego spojrzeć.

      – Odpowiedz, Ruda – rozkazał chłopak gniewnym głosem.

      – Masz tupet! Mówię, żebyś dał mi spokój! Ale ty tego nie zrobisz, prawda? Panie „nie dam, bo mam inne plany”! Takie jak wygranie głupiego zakładu! – wybuchła, szamocząc się w jego uchwycie.

      – Co ty wygadujesz?

      – No dalej, możesz być ze mną szczery. Ile postawił Brian? Dziesięć dolarów? Dwadzieścia? Pięćdziesiąt?

      – Chwila… Myślisz, że się założyłem? O ciebie? – zapytał osłupiały.

      – To naprawdę obrzydliwe! Wstrętne! Wiedziałam, że jesteś arogancki, chełpliwy, dumny, egoistyczny i co tam jeszcze chcesz, ale nie miałam pojęcia, że jesteś też palantem! – wykrzyczała.

      Jason wciąż trzymał ją za nadgarstek, ale nieco poluzował uchwyt. Czy ona naprawdę postrzegała go w ten sposób? Biorąc pod uwagę wszystkie przymiotniki, których użyła, musiała tak o nim myśleć od zawsze. Zabolało, kiedy wygarnęła mu to prosto w twarz. Cofnął rękę i potarł czoło, odwracając się od niej.

      Chciał wszystkiemu zaprzeczyć. Wiedział jednak, że to byłyby puste słowa. Właściwie chwilowo nie mógł nawet spojrzeć jej w oczy. Bo oczywiście o nic nie założył się z Brianem, ale bez wątpienia bawił się jej kosztem. Tak czy inaczej, nie mógł przegrać. Chciał tej Rudej i zamierzał ją zdobyć, nieważne jakim kosztem.

      Przed innymi dziewczynami zawsze kłamał jak z nut. I nie miał z tego powodu wyrzutów sumienia.

      Tymczasem ta diablica o ognistych włosach szukała jego spojrzenia, po raz pierwszy odkąd ją poznał, trzymając głowę tak wysoko jak nigdy. Odniósł wrażenie, że naprędce próbowała sklecić pancerz z potrzaskanych resztek. Potrzebowała zbroi, która ją przed nim ochroni.

      Nadal milczał. Twarz Rudej stężała. Jakby rozumiała, co chodzi mu po głowie. Jakby potrafiła czytać w nim jak w otwartej księdze. I to ogromnie go rozgniewało.

      Nie zamierzał odpuścić tego wyzwania. Musiał wygrać i nie mogły go od tego odwieść nawet piękne, nieco dziwne oczy tej dziewczyny. Bo jak by nie było, on nigdy nie przegrywał.

      Dlatego również uzbroił się po zęby. Stworzył pancerz znacznie wytrzymalszy od tego, którym dysponowała dziewczyna. I kiedy Eleonore spojrzała w jego niebieskie oczy, nie dostrzegła w nich nic prócz wielkiego kłamstwa oraz buntu. Nie doszukałaby się w nich poczucia winy, ponieważ źrenice chłopaka były niczym lustra odbijające wyłącznie to, co chciał jej pokazać.

      – Naprawdę uwierzyłaś, że zrobiłbym coś takiego? No dobrze, dobrze, przyznaję, że mam większość wad, które wymieniłaś. Ale nigdy nie założyłbym się z kumplem o dziewczynę. Jeśli jakaś wpada mi w oko, po prostu ją zdobywam i nie muszę niczego udowadniać nikomu poza mną samym. Pierwszego dnia zagadałem do ciebie, bo zrobiłaś na mnie całkiem niezłe wrażenie, a ja czułem się trochę samotny. Poza tym jesteś ładna. Zażartowałaś, więc uznałem, że możesz mieć poczucie humoru i być sympatyczna. Potem pożyczyłaś mi pióro z Hello Kitty, więc uznałem, że się ze mną droczysz, i dołączyłem do gry. Nie będę kłamał. Twój opór tylko mnie zachęcił. W dodatku bardzo lubię z tobą rozmawiać. Sądziłem, że się przyjaźnimy. Ale skoro wolisz wierzyć komuś innemu, to chyba się myliłem – zakończył dość dramatycznie, głosem zachrypniętym od emocji.

      – Och… ja… Przysięgasz, że…

      – Wiesz, Ruda, naprawdę moglibyśmy się zaprzyjaźnić, gdybyśmy tylko trochę się postarali. – Uśmiechnął się mimo wszystko.

      – Przepraszam. Vanessa była taka pewna siebie, kiedy mi docinała i… – Przerwała w pół zdania.

      – Vanessa ci to powiedziała? Czułem, że ta zdzira coś kombinuje – warknął bardziej do siebie niż do swojej rozmówczyni.

      Wiedział, co widziała. Chłopaka, który śmierdział