Nieśmiała. Sarah Morant. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Sarah Morant
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Книги для детей: прочее
Год издания: 0
isbn: 9788372297976
Скачать книгу
wersja, w której okazał się psychopatą. Ponieważ poćwiartował bohaterkę żywcem, po lekturze przez całą noc dręczyły mnie koszmary.

      Wiedziałam, że Jason mnie nie rozczłonkuje ani nie zakopie żywej pod ziemią, ale i tak uznałam go za zagrożenie. Mogłabym przywyknąć do tego, że mnie dostrzega. I katastrofa murowana.

      Pokręciłam energicznie głową, przyspieszając kroku, przekonana, że podjęłam dobrą decyzję. I szczerze mówiąc, spodziewałam się, że da mi spokój. No bo w końcu inni chłopcy nigdy nie okazywali mi aż tyle zainteresowania. Tymczasem usłyszałam trzaśnięcie drzwi jego samochodu. Jason zrównał ze mną krok. Najwyraźniej nie martwił się o swoją skórzaną kurtkę. Pomyślałam, że biedaczka musiała znieść niejedną burzę. Może facet powinien był zainwestować w płaszcz przeciwdeszczowy.

      – Oczywiście mogliśmy schronić się w moim samochodzie i uniknąć przemoczenia do suchej nitki… Boisz się ujawnić, kim naprawdę jesteś?

      – Kim naprawdę jestem? – zapytałam, ściągając brwi, ponieważ nie miałam pojęcia, co insynuował.

      Zależało mi tylko na tym, żeby odpuścił. Przeszkadzał mi w utrzymaniu pożądanego tempa.

      – Mam rozumieć, że syreny nie zmieniają się pod wpływem wody? Naprawdę? Tylko mi nie mów, że nią nie jesteś! Z tymi ognistymi włosami pewnie masz na imię Arielka… Teraz, kiedy o tym myślę, żałuję, że nie nosisz takiego ślicznego stanika z muszli – kontynuował, posyłając mi czarujący uśmiech.

      Gwałtownie przystanęłam i spojrzałam na chłopaka, spodziewając się, że z jego doskonale skrojonych ust lada moment wyrwie się okrutny śmiech. Wtedy jeszcze nie wierzyłam, że ktoś mógłby mi prawić szczere komplementy. Myliłam się jednak. On mnie podrywał.

      Naprawdę puścił do mnie oko. Nie wymyśliłam sobie tego. Uwodził mnie na całego.

      Znacznie łatwiej było mi zachować spokój tutaj, gdzie pozostali uczniowie nie rzucali mi krytycznych spojrzeń. Poza tym napędzała mnie złość. Było mi zimno, stałam w kałuży, a włosy kleiły mi się do szyi niczym drapiący wełniany szalik. Zapomniałam o nieśmiałości i rezerwie. Miałam wrażenie, że każdy gram kobiecości opuścił moje ciało, jak po treningu, podczas którego człowiek dyszy jak grizli. W takich chwilach ma się ochotę wyłącznie na ciepły prysznic z dala od wścibskich spojrzeń i upierdliwych chłopaków, aby z godnością odzyskać ładną cerę i piękne włosy.

      Ale przeszkodą na mojej drodze do upragnionego prysznica był mierzący blisko dwa metry koleś, którego nie obchodziło, że ulewny deszcz niszczy jego skórzaną kurtkę.

      Odczekałam minutę, aby zapanować nad głosem, bo nie chciałam się ośmieszyć. Nie byłam jednak pewna, czy jego drżenie nie wynikało z mojego zniecierpliwienia.

      – Jesteś najgorszym flirciarzem, jakiego znam – wypaliłam, wypuszczając powietrze, które domagało się uwolnienia.

      W miarę, jak mówił, z coraz większą siłą docierało do mnie, że to wszystko dzieje się naprawdę. Poza tym Jason odrobinę mnie niepokoił.

      – Zrobiłem to specjalnie, żeby cię rozśmieszyć – odparł z tym swoim psotnym uśmieszkiem.

      Zaczerwieniłam się prawie natychmiast i uciekłam od niego wzrokiem. Jego oczy się śmiały. Bawił się doskonale, wprawiając mnie w zakłopotanie. I może dlatego, że pogoda dawała mi się we znaki, albo dlatego, że wiedziałam, iż został mi jeszcze kwadrans marszu w deszczu, moją pierś zaczęła wypełniać wściekłość. Jason nie miał szczerych intencji, zwyczajnie szukał rozrywki. Skoro w pobliżu nie było Vanessy, potrzebował innej dziewczyny do zabawy. Nie miało znaczenia, kto to będzie. Wybrał pierwszą lepszą ofiarę.

      Nie był miły ani przyjazny. Zasługiwał raczej na miano przeklętego łajdaka. Może właśnie ta świadomość pozwoliła mi odpowiedzieć.

      – Możesz zostawić mnie w spokoju? – poprosiłam uprzejmie, ale znacznie chłodniejszym tonem niż do tej pory.

      – Obawiam się, że nie – odpowiedział z tym swoim irytującym krzywym uśmieszkiem.

      Znowu poczerwieniałam na twarzy. Ale jeśli sądził, że to ze wstydu, grubo się mylił.

      – Posłuchaj, Jason, nie wiem, co kombinujesz, ale nie uwzględniaj mnie w swoich planach. Podrywaj Vanessę, Catherine, Jody, a nawet całą ekipę cheerleaderek, jeśli tylko masz na to ochotę. Ale ode mnie trzymaj się z daleka – wypaliłam dość oschle.

      Przyjrzał mi się, a potem uśmiech opromienił mu całą twarz.

      I wtedy zdałam sobie sprawę ze swojego błędu. Gdybym zachowała spokój, gdybym udawała, że nic mnie nie obchodzi, puściłby mnie prędzej czy później. Ale stałam się dla niego interesująca. Bez wątpienia chciał sprawdzić, jak daleko posunę się pod wpływem gniewu.

      – W porządku, Ruda, tym razem dam ci spokój – oznajmił, puszczając do mnie oko, co wydało mi się żałosne.

      Patrzyłam, jak odchodzi, z rękami w kieszeniach, zgarbiony. To jeden z tych głupich odruchów, które mamy, kiedy próbujemy ochronić się przed deszczem: kulimy się, żeby ukryć twarz.

      Ponownie pomyślałam o jego przemoczonych włosach i błyszczących oczach, które przez kilka chwil koncentrowały się tylko na mnie. I o jego wargach rozciągniętych w drapieżnym uśmiechu, kiedy mu odpowiadałam. Nie mogłam odmówić mu urody. Ale czy to dawało mu prawo, aby tak bardzo się chełpić?

      Pociły mi się ręce, z trudem łapałam powietrze, a mimo to kipiałam z dumy. Bo odniosłam zwycięstwo.

      Ten jeden raz nie spuściłam wzroku.

      5

JASON

      Jason poszedł do łazienki po ręcznik. Jego biała koszulka przesiąkła wodą i zrobiła się przezroczysta. Widać więc było przez nią cały tors. Jason nie znosił ubrań, które przegrywały z byle deszczykiem. Takich jak jego kurtka. Wiedział, że matka zmyje mu głowę, kiedy zobaczy, jak potraktował swoją skórę.

      Stanął przed lustrem z ręcznikiem zawieszonym na szyi. Ale nie patrzył na swoje odbicie. Wydawało mu się, że widzi ślicznego rudzielca o różnokolorowych oczach nieupiększonych makijażem. Dopiero po pewnym czasie zrozumiał, że zwrócił uwagę na jej tęczówki właśnie dlatego, że nie były podkreślone żadnym kosmetykiem. Wszystko w jej wyglądzie miało na celu uczynić ją niewidzialną.

      Tak czy inaczej, Ruda go pogoniła, a on nadal nie potrafił się po tym pozbierać. Ta niewiarygodnie nieśmiała dziewczyna zwyczajnie kazała mu się odczepić. Chętnie dałby wyraz oburzeniu, gdyby go to nie bawiło. Jej spojrzenia przypominały tajny szyfr, zagadkę do rozwiązania. Ledwo odkrył znaczenie jednego, a już posyłała mu kolejne.

      Przemoczona do suchej nitki, z butami ciamkającymi przy każdym kroku, Eleonore powinna była wydać mu się śmieszna. Tymczasem on nie widział nic prócz tajemniczych ogników płonących na dnie jej źrenic. Jakby ukryta siła, równie płomienna jak jej włosy, próbowała wydostać się z nich na zewnątrz i zmieść wszystko, co stało jej na drodze.

      Oczywiście mógł się mylić. Może po prostu wściekła się z powodu deszczu. Może pękłaby, gdyby bardziej ją przycisnął.

      „A może właśnie wychyliła się ze swojej skorupy?”

      Nie było mu do śmiechu, kiedy wspominał idiotyzmy, które jej zaserwował. Sam musiał przyznać, że wyszło żałośnie. Ale w jej obecności opuszczała go wena. Właściwie nawet nie potrafił powiedzieć, co go tak do niej ciągnęło. Ta dziewczyna była przedziwna i nie zachowywała się tak samo jak jego poprzednie ofiary. Nie umiał przewidzieć