Krit już otwierał usta, żeby coś dodać, gdy nagle jego oczy rozbłysły, jakby zauważył coś ciekawego za moimi plecami. Zdenerwowana, że brat tak łatwo się rozprasza, odwróciłam się, żeby przekonać się, co tym razem przykuło jego uwagę.
W naszą stronę zmierzał Rock Taylor. Prosto z boiska, nadal w ochraniaczach i obcisłym stroju futbolisty. W ręce niedbale trzymał kask. Robił wrażenie. Ale jeszcze bardziej niesamowite było to, że patrzył tylko na mnie.
Na mnie.
– Chyba idzie do nas – szepnął Green.
O nie! Nie byłam gotowa na to spotkanie. A jeśli spyta o moje żebra przy Kricie? Tylko nie to! Muszę jak najszybciej stąd wiać.
Złapałam Krita za ramię.
– Chodźmy, autobus już podjeżdża. Pośpiesz się, bo inaczej zostaną nam tylko miejsca z tyłu, z najgorszymi typami. Trzeba szybko stanąć do kolejki.
– Ale Rock Taylor tu idzie! Chyba do nas. Albo… do ciebie – zauważył Krit, przyglądając się badawczo Rockowi. W jego oczach nie widać było poprzedniego zachwytu. Sprawiał wrażenie, jakby coś dało mu do myślenia.
– Na pewno nie do nas. Idziemy! – zawołałam i popchnęłam ich w stronę stanowiska autobusu.
– Trisha!
Na dźwięk głosu Rocka przystanęłam. Zobaczyłam otwarte z podziwu usta Greena i oczy Krita, w których nie został nawet ślad wcześniejszej fascynacji. Mierzył Rocka twardym spojrzeniem, marszcząc groźnie czoło. Przyglądałam się z zapartym tchem, jak mój brat prostuje się i zasłania mnie swoim ciałem w obronnym geście. Zupełnie jakby w jednej chwili zmienił się z chłopca w dojrzałego mężczyznę
– Czego chcesz od mojej siostry? Nie widzę, żeby się ucieszyła na twój widok – odezwał się Krit twardym, zimnym głosem.
Rock był wysoki i potężnie zbudowany, więc Krit musiał zadzierać głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Jak można się było spodziewać, Rock kompletnie się nim nie przejął i nie wycofał. Krit jednak nie zamierzał dać za wygraną i koniecznie chciał mnie chronić. Ostatnio bardzo często tak się zachowywał i ciągle żyłam w strachu, że ktoś w końcu zrobi mu krzywdę. A przecież to ja miałam się nim opiekować, nie on mną.
Usta Rocka drgnęły, jakby próbował powstrzymać uśmiech.
– Trisha i ja od dziś jesteśmy przyjaciółmi. Prawda, Trisha? – powiedział, spoglądając na mnie ponad ramieniem mojego brata.
Musiałam ze wszelką cenę ułagodzić Krita. Pokiwałam więc głową i wyłoniłam się zza jego pleców.
– Tak, prawda – potwierdziłam.
– Dlaczego w takim razie ciągnęłaś nas do autobusu, żeby się z nim nie spotkać? – spytał Krit podejrzliwym tonem.
– No właśnie, dlaczego, Trisha? Powinienem się obrazić – dodał Rock, tym razem już otwarcie się uśmiechając.
A to drań! Widać było, że cała ta sytuacja niezmiernie go bawi.
Stanęłam między nimi i uniosłam głowę, żeby spojrzeć Rockowi w oczy.
– Po prostu nie chcę siedzieć z tyłu autobusu. Nie lubię tego.
Rock uśmiechnął się jeszcze szerzej.
– Mam swój pikap. Macie szczęście, bo zawsze chętnie podwożę swoich przyjaciół.
O nie, tylko nie to! Nie dopuszczę do tego, żeby Rock zobaczył, gdzie mieszkamy. Nie dzisiaj. Ani nigdy.
– Ekhm, nie ma takiej potrzeby. Pojedziemy autobusem.
W tym momencie jak na zawołanie podjechał A138 i pan Freds zawołał przez megafon, że możemy wsiadać.
Złapałam Krita za ramię.
– To nasz. Do jutra! – rzuciłam pośpiesznie do Rocka i pociągnęłam brata za sobą.
Nie oglądałam się za siebie, jakby w obawie, że Rock ustawi się za nami w kolejce do autobusu. Chociaż to byłoby kompletnie niedorzeczne, bo w tej chwili powinien być na treningu.
Coraz wyraźniej sobie uświadamiałam, że będzie mi trudno pozbyć się tego chłopaka. Tak samo jak trudno mi będzie zmusić swoje własne serce, żeby nie biło jak oszalałe, gdy mnie zagadywał. Rock był ucieleśnieniem wszystkich moich marzeń i fantazji snutych od dzieciństwa – o silnym i przystojnym mężczyźnie, który zapewniłby mi bezpieczeństwo. O kimś, kto będzie mnie kochał – jak książę swoją księżniczkę – i otoczy opiekuńczymi ramionami, by już nikt nigdy nie mógł zrobić mi krzywdy.
Problem w tym, że Rock Taylor nie ocali mnie i mojego brata. To tylko nastolatek z zadatkami na wybitnego futbolistę. Wszyscy wiedzieli, że interesują się nim łowcy talentów z dobrych uczelni. Kiedyś na pewno będzie o nim głośno. Nie powinien marnować czasu na kogoś takiego jak ja.
– Rock Taylor napalił się na twoją siostrę – stwierdził Green, gdy już zajęliśmy miejsca w autobusie. Udałam, że tego nie słyszę.
– Mhm, widziałem – przytaknął Krit z nutą wściekłości w głosie.
Odwróciłam się i spojrzałam na brata. Myślałam, że ucieszy się z okazji do rozmowy ze słynnym Rockiem Taylorem.
– Wcale się na mnie nie napalił.
– Właśnie że tak, siora – warknął Krit. – Dobrze widziałem. Ale tobie nie jest potrzebny ktoś taki. On nie ma czasu na babranie się w naszych brudach. Szybko mu się znudzisz i będziesz przez niego płakać. A wtedy będę musiał go zabić.
Green zaśmiał się szyderczo.
– Ty miałbyś zabić Rocka Taylora? Przecież rozdeptałby cię jak robaka.
– Nie masz pojęcia, do czego jestem zdolny – odparł Krit, wpatrując się w dal z błyskiem determinacji w oczach.
Wygląda na to, że będę musiała przeprowadzić poważną rozmowę z bratem. Ale nie tutaj, w autobusie, gdzie każdy mógł nas usłyszeć.
Rock będzie musiał przyjąć do wiadomości, że nie mam czasu ani na przyjaźń, ani na cokolwiek innego. Po prostu nie pasowałam do jego świata. Miałam własny, w którym dzień w dzień walczyłam o przetrwanie.
– Rozdział VII –
Rock
– Dasz sobie radę wieczorem? – spytałem Prestona po drodze z szatni do pikapa Marcusa.
To pytanie stało się już rytuałem, bo Preston miał w domu niewesoło. Gdyby nie młodsi bracia i mała siostrzyczka, pewnie wcale by się tam nie pokazywał. Nic dziwnego, skoro ich matka była uzależniona od narkotyków, i to bardzo poważnie.
– Mhm, wszystko okej. Nie mogę się doczekać, kiedy Jimmy opowie mi o swoim pierwszym dniu w zerówce – odparł Preston z beztroskim uśmiechem, na który wszyscy się nabierali. Ale ja wiedziałem swoje. Za wyglądem lalusia i czarującymi uśmiechami krył się chłopak, który niejedno w życiu widział. Choć miał dopiero siedemnaście lat, tak naprawdę sam wychowywał młodsze rodzeństwo. Tylko dzięki niemu maluchy poznały, czym są miłość i troska.
– Jimmy poszedł już do zerówki? – zdziwiłem się.
Preston przytaknął i głęboko westchnął.
– Rano miał niezłego cykora. Ciężko mi było zostawić go samego, najchętniej spędziłbym z nim cały dzień.