Za cztery miesiące stuknie nam piąta rocznica ślubu. Uprzedziłem już Prestona, że będę potrzebował jego pomocy, bo chcę zabrać Trishę w jakieś wyjątkowe miejsce. Tym bardziej że nie mieliśmy wesela z prawdziwego zdarzenia, bo nie było nas na to stać. Jak desperat robiłem wszystko, żeby Trisha jak najszybciej za mnie wyszła, bo bałem się, że znajdzie sobie kogoś lepszego i odejdzie. Kiedy w końcu zdołałem ją zaciągnąć do urzędu, w ogóle nie pomyślałem, że zasługuje na ślub ze swoich marzeń. Zależało mi tylko na jednym – żeby z nią być.
Ale teraz nadszedł czas, by moja ukochana nareszcie mogła cieszyć się bajkowym przyjęciem weselnym. Potem zabiorę ją w podróż poślubną, na którą wcześniej również nie mieliśmy okazji pojechać.
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Trishę, dosłownie odebrało mi mowę. Zadałem sobie mnóstwo trudu, żeby zwróciła na mnie uwagę, ale ona uparcie trzymała się jak najdalej ode mnie. Tak samo jak od wszystkich innych chłopaków. Dopiero jakiś czas później dowiedziałem się dlaczego… i przyrzekłem sobie, że nigdy więcej nie będzie żyła w strachu.
Miłość do Trishy zmieniła moje życie. Przyjaciele i rodzina byli przekonani, że zwariowałem, bo miałem przed sobą wielką przyszłość i z niej zrezygnowałem. Butch Taylor, mój ojciec, w dzieciństwie nigdy specjalnie się mną nie interesował. Ale to się zmieniło, kiedy zostałem gwiazdą licealnej drużyny futbolowej. Odtąd zyskałem rodzica, któremu nareszcie choć trochę na mnie zależało. Wcześniej bardzo mi brakowało jego zainteresowania. Chciałem, żeby ojciec był ze mnie dumny i pragnąłem mu udowodnić, że zasługuję na jego miłość. To mnie mobilizowało do jeszcze cięższej pracy na treningach. Byłem o krok od spełnienia swojego największego marzenia. Ojciec gorąco mi kibicował, czekały mnie studia na dobrej uczelni, a potem, rzecz jasna, kariera zawodowego futbolisty.
Tak wyglądało moje życie aż do pewnego poranka, gdy na szkolnym parkingu spojrzały na mnie najpiękniejsze błękitne oczy, jakie kiedykolwiek widziałem. To był pierwszy dzień szkoły w drugiej klasie, ale musiałem czekać calutki rok, zanim udało mi się nakłonić Trishę Corbin, by zechciała się do mnie odezwać.
Ta dziewczyna jednym swoim spojrzeniem zmieniła moje marzenia.
– Rozdział II –
OSIEM LAT WCZEŚNIEJ
Trisha
Większość uczniów w szkolnym autobusie narzekała, że wakacje się skończyły. Przysłuchiwałam się ich opowieściom o relaksie na plaży, wylegiwaniu się w łóżku do późna, imprezach i o tym, jak bardzo nienawidzą szkoły, mając chwilami wrażenie, że mówią obcym językiem. Zupełnie jakby należeli do innego, kompletnie mi nieznanego świata.
Zerknęłam w bok na młodszego brata, Krita, siedzącego po drugiej stronie przejścia ze swoim najlepszym kolegą Greenem. Krit tak samo jak ja czuł ulgę, że nareszcie zaczyna się szkoła. Wyczekiwaliśmy tego dnia z utęsknieniem przez calutkie lato. Cudownie było znów mieć powód, by choć na jakiś czas oderwać się od tego, co działo się w naszym domu.
Green bardzo się ekscytował, że są już w ostatniej klasie gimnazjum. Zwłaszcza że dwa lata wcześniej, gdy w budynku ich szkoły zaczęło brakować miejsca, najstarszą klasę przeniesiono do skrzydła zajmowanego przez liceum. Byli, co prawda, oddzieleni od licealistów, ale korzystali z tej samej stołówki i sali gimnastycznej.
Tego lata mój brat urósł co najmniej piętnaście centymetrów. Dosłownie wystrzelił w górę jak chwast. Miałam wrażenie, że z dnia na dzień mały chudzielec zmienił się w stuosiemdziesięciocentymetrowego, budzącego respekt dryblasa. Co oczywiście nie oznaczało, że jego rozwój psychiczny nadążał za wzrostem. Nic z tych rzeczy, wewnątrz nadal pozostał dzieckiem. Małym i wystraszonym, które ciągle jeszcze potrzebowało mojej opieki. Nawet mimo faktu, że musiałam przy nim zadzierać głowę, bo brat przerósł mnie o dobre dziesięć centymetrów gdzieś w okolicach czerwca.
Założyłam nogę na nogę i obciągnęłam nogawki spodenek, ale niewiele to pomogło. W domu nie było pieniędzy na nowe ciuchy dla mnie, więc musiałam wbić się w zeszłoroczne. Krit był w gorszej sytuacji, bo urósł znacznie więcej ode mnie i trzeba mu było wymienić praktycznie całą garderobę. Dlatego każdego centa, jakiego zarobiłam, pracując jako ratowniczka na basenie, wydałam w komisie, żeby kupić bratu przyzwoite ubrania.
Mój problem polegał na tym, że choć przez wakacje prawie nic nie urosłam, powiększyły mi się piersi i pupa. Owszem, nadal mierzyłam metr siedemdziesiąt, ale stare spodenki zrobiły się krótsze. Nie miałam pojęcia, jak to możliwe. Nagle wydłużyły mi się nogi? A może to wina tyłka, który zabierał więcej miejsca w spodenkach? Na dodatek zaokrągliłam się w biodrach, co tylko pogarszało sytuację.
Krit odwrócił głowę w moją stronę i od razu zauważył, że obciągam nogawki spodenek, więc pośpiesznie cofnęłam ręce. Nachmurzył się, dając mi do zrozumienia, że mu się to nie podoba. Kłóciliśmy się już wcześniej o to, że wydaję wszystkie swoje pieniądze na ciuchy tylko dla niego. Twierdził, że wystarczą mu dwie pary dżinsów i dwie koszulki, po prostu będzie je codziennie prać. Oczywiście nie było mowy, żebym pozwoliła mu chodzić do szkoły na zmianę w dwóch kompletach ubrań. Ja miałam ich znacznie więcej. Muszę tylko przejść na dietę i znowu wszystko będzie na mnie pasowało.
Co prawda, ciężko mi było uwierzyć, że przez wakacje przytyłam, ale nie miałam innego wytłumaczenia. W każdym razie to wyłącznie moja wina, nie Krita. Uśmiechnęłam się do brata pokrzepiająco, starając się nie dać po sobie poznać, że mam problem z nogawkami. Widząc, że autobus podjeżdża już pod szkołę, podniosłam plecak z książkami i zasłoniłam nim uda.
– Jesteśmy – stwierdziłam, podnosząc się z siedzenia.
– Są za krótkie. Mówiłem ci, żebyś kupiła sobie nowe – odparł Krit. Jak widać, nadal nie zamierzał mi odpuścić.
– Przytyłam w tyłku i biodrach. Widocznie za dużo jadłam w wakacje. Schudnę i spodenki znowu będą na mnie w sam raz – zapewniłam brata. – A teraz przestań się tym przejmować i pomyśl o szkole.
– Za mało jemy, żebyś mogła przytyć – odburknął Krit.
– Błagam, tylko nie to. Nie odchudzaj się. Złamiesz mi serce – oznajmił Green z zalotnym uśmieszkiem.
Krit pchnął go z powrotem na siedzenie i warknął ostrzegawczo:
– Przestań. Dobrze ci radzę, stary.
Byłam przyzwyczajona do końskich zalotów Greena. Próbował mnie podrywać od zeszłego roku, odkąd odkrył, że podobają mu się dziewczyny, i robił się coraz bardziej natrętny. Wiedziałam jednak, że jest nieszkodliwy, a poza tym znałam go jeszcze z czasów, kiedy bał się ciemności i nosił slipki z Supermanem. Krótko mówiąc, był dla mnie jak młodszy brat.
– Nie powinnaś wkładać tych spodenek. Za dużo odsłaniają – szepnął do mnie Krit poirytowanym głosem, kiedy wysiadaliśmy z autobusu.
– I co z tego? Przecież nikt na mnie nie patrzy – odparłam.
Brat spojrzał mi w oczy, unosząc znacząco brwi.
– Serio? Wciskasz mi taką ciemnotę i myślisz, że ci uwierzę?
Już