– Widziałem dziś, jak gadałeś z Trishą Corbin – napomknął Preston ze znaczącym uśmieszkiem. – Drugi dzień z rzędu.
Miałem dziś duży problem ze znalezieniem Trishy w szkole. Chyba celowo mnie unikała. Ale nic z tego, i tak ją dopadłem. Nie byłem przyzwyczajony biegać za dziewczynami, ale ona tak przyjemnie pachniała… I ten jej uśmiech… Warto było się poświęcić, żeby go zobaczyć.
– Nie będziesz miał z nią łatwo – ostrzegł Preston.
Dobra, dobra. Co on tam wiedział.
– Wiem, wiem. Nie szukam łatwej dziewczyny. Nie chodzi mi o seks.
Preston wrzucił torbę na pakę pikapa Marcusa i zmarszczył czoło.
– W takim razie o co, do cholery? Widziałeś jej cycki i tyłek? Za-je-bi-ste!
Gdybym usłyszał te słowa od kogoś innego, z miejsca straciłbym cierpliwość. Ale mówił to Preston, a on oceniał wszystkie dziewczyny wyłącznie po biuście i tyłku. Był z niego straszny podrywacz, w najgorszym tego słowa znaczeniu. Nie miał dobrej opinii o kobietach, oczywiście z winy matki. Cenił tylko Daisy May. I jeszcze Amandę Hardy, młodszą siostrę Marcusa. Ale ona była kompletnie poza jego zasięgiem, więc nawet my nie mieliśmy serca z tego powodu się z niego wyśmiewać. Preston, jak zresztą każdy z nas, spuściłby łomot każdemu, kto odważyłby się tknąć Amandę. Nigdy jednak nie komentował jej wyglądu ani nie próbował się do niej dobierać.
– To coś więcej. Ona ma w sobie… – urwałem, bo lepiej było nie zagłębiać się w ten temat przy kumplu. Bałem się, że będzie się ze mnie nabijał co najmniej przez tydzień. Co ja gadam, przez miesiąc. Cholera, najprawdopodobniej wypominałby mi to do końca szkoły!
– Gotowi do drogi? – zawołał Marcus i dał klapsa w pupę Rachel, która odprowadziła go tęsknym wzrokiem. Kręciła się koło niego przez cały zeszły rok.
– Zdecydowałeś się wreszcie, do której z panienek Mann się dobrać? – spytał Preston z rozbawieniem w głosie.
Marcus spotykał się wcześniej z Rose Mann, kuzynką Rachel. Obie miały idealne ciała i burzę brązowych loków na głowach. Wyglądały naprawdę seksownie. Ale mnie to w ogóle nie ruszało, bo daleko im było do Trishy.
Marcus przewrócił oczami i cisnął torbę na tylne siedzenie pikapa.
– Weź się zamknij.
– Ona jest strasznie namolna. Tylko potem nie jęcz, że cię nie ostrzegałem – rzucił Preston, po czym wskoczył na pakę pikapa. Rozsiadł się wygodnie, wyciągając przed siebie nogi. Dziś była jego kolej, żeby jechać z tyłu. – Gdzie Di?! – zawołał, rozglądając się za Dewayne’em.
– Bajerował dwie cheerleaderki. Nie pamiętam ich imion. Jakieś nowe – odparł Marcus.
– Kurde, nie będzie go w domu! A miałem nadzieję, że do niego wpadniemy i wysępimy parę ciastek od pani Ti – zajęczał Preston.
– Przecież możemy tam pojechać. Jego matka częstuje ciastkami, nawet jak nie ma Dewayne’a – uspokoił go Marcus.
Czasami Preston przypominał duże dziecko. Pewnie stąd brał się jego chłopięcy urok, który sprawiał, że dziewczyny tak za nim szalały. Oczywiście do momentu, gdy je porzucał, bo dostał od nich to, na czym mu zależało. Wtedy błyskawicznie się odkochiwały.
Marcus zamknął drzwi pikapa i zerknął na mnie.
– Myślisz, że on się kiedyś zmieni?
Zaśmiałem się w odpowiedzi i pokręciłem głową. Na pewno nie. Chłopak praktycznie sam wychowywał trójkę maluchów. Tylko z nami mógł robić, co chciał, więc korzystał z wolności, ile się dało. Bo kiedy wracał do domu, musiał zachowywać się jak głowa rodziny.
– Nie potrafi inaczej. Tylko poza domem może używać życia – stwierdziłem.
Marcus zmarszczył czoło. Z naszej paczki on jeden żył jak w bajce, chociaż Dewayne też nie mógł narzekać. Ale Marcus miał nie tylko kochającą rodzinę, ale i pieniądze. Nic dziwnego, że kompletnie nie rozumiał Prestona. Owszem, starał się mu pomagać, odkąd byliśmy dziećmi i Preston zwykle pojawiał się w szkole bez drugiego śniadania. Ale Marcus nie miał pojęcia, jak ciężkie jest życie naszego przyjaciela. Tym bardziej że Preston nie lubił się zwierzać.
Ja wiedziałem o nim więcej tylko dlatego, że moje życie też nie było usłane różami, więc Preston czuł, że dobrze go rozumiem.
– No, tak. Chyba masz rację – przytaknął Marcus po namyśle.
Pochyliłem się, żeby włączyć radio, a Marcus wyjechał z parkingu.
Musiałem poczekać do jutra, żeby zobaczyć Trishę.
Cholernie długo.
– Rozdział VIII –
Trisha
– Idź stąd! – warknął do mnie Krit.
Bał się, widziałam to po jego oczach. Wiedział, że matka nie odważy się mocno go zbić, ale jeśli chodziło o mnie, nie miała żadnych hamulców. Ale ja w ogóle o tym nie myślałam. Zależało mi tylko na tym, by nie pozwolić jej skrzywdzić Krita.
– Nie – zaprotestowałam, wstając od stołu, przy którym razem z Kritem jedliśmy płatki z mlekiem, wygłodzeni po szkole.
Normalnie macocha nie pozwalała nam ich brać bez pozwolenia. Były przeznaczone tylko na śniadanie. Ale oboje umieraliśmy z głodu i mieliśmy nadzieję, że zdążymy zjeść przed jej powrotem. Skoro nie zastaliśmy jej rozłożonej na kanapie z piwem w ręku, oglądającej jakiś durny talk-show, istniała szansa, że wyszła na dłużej i wróci dopiero wieczorem.
– Co to ma znaczyć, do cholery?! – wychrypiała macocha.
Krit zerwał się z krzesła i zasłonił mnie przed nią własnym ciałem. Owszem, już mnie przerósł, ale to przecież ja jako starsza siostra miałam się nim opiekować, nie na odwrót.
Spróbowałam go odepchnąć, ale nawet nie drgnął.
– Nie ruszaj się – polecił mi brat rozkazującym tonem, jakiego nie słyszałam u niego nigdy wcześniej.
Na te słowa macocha zaśmiała się. Twardym śmiechem sadystki.
– Naprawdę myślisz, mały, że obronisz tę żałosną, leniwą dziwkę tylko dlatego, że jesteś ode mnie wyższy?
Zrobiła krok w jego stronę, a wtedy Krit momentalnie spiął się na całym ciele.
– Nic mi nie zrobisz – oznajmiła cichym głosem, od którego przeszły mnie dreszcze. – Jestem twoją mamą, nie wolno ci mnie tknąć.
– Chcieliśmy coś przegryźć. Zgłodnieliśmy przez cały dzień w szkole. Nie najadamy się samym obiadem – wyjaśnił Krit.
Słyszałam po jego głosie, że znów wychodzi z niego przestraszony mały chłopiec. Ten sam, który zawsze próbował dyskutować ze swoją stukniętą matką. Nie mogłam pozwolić, żeby ją uderzył w mojej obronie. Nigdy by sobie tego nie wybaczył.
Jednym skokiem