– Nie masz teraz treningu? – zdziwił się, zerkając na boisko, na którym powinienem się był zameldować dwadzieścia minut temu.
– Uhm, mam – odparłem.
Szarpnąłem za drzwi sfatygowanego pikapa ojca. Mogłem używać jego auta tylko wtedy, gdy miał nocną zmianę i odsypiał w dzień. Tak było w tym tygodniu. Musiałem tylko sam je tankować i myć.
– Będziesz mógł grać w piątek, skoro opuścisz trening? Słyszałem, że przez cały sezon obserwują cię trenerzy z uczelni.
Jeśli ojciec dowie się, że urwałem się z treningu, dostanie szału. Pozwalał mi ze sobą mieszkać tylko dlatego, że byłem gwiazdą futbolu. Chyba spodobała mu się myśl, że jego syn może do czegoś w życiu dojść.
Kiedy byłem mały, zostawił mnie z mamą i bardzo rzadko odwiedzał. Ale pewnego dnia, gdy chodziłem już do gimnazjum, poprosiłem go, żeby pozwolił mi grać w futbol. Tata uznał, że to dobry pomysł. Kiedy trenerzy zaczęli mnie chwalić i stałem się podporą drużyny, coraz częściej zabierał mnie do siebie. Aż pewnego dnia po powrocie ze szkoły zastałem cały swój dobytek spakowany w bagażniku jego pikapa. Matka stała na ganku ze swoim facetem. Oznajmiła mi, że ma własne życie i odtąd zajmie się mną ojciec. I że nie stać jej już na moje wychowanie.
Miesiąc później przeprowadziła się do innego stanu i od tej pory ani razu się do mnie nie odezwała.
Został mi tylko ojciec. Człowiek, który cenił jedynie moje sukcesy na boisku. Nie mnie.
– Jeśli nie zagrasz w meczu, wszyscy będą wkurzeni. Bez ciebie nie pokonamy Delfinów.
Nie ma obaw, będę grał. Trener się powścieka i za karę wydłuży mi treningi. Ale na pewno nie posadzi mnie na ławce rezerwowych.
– Będę grać. Mów, jak do was dojechać.
Krit wskazał palcem na lewo.
– Jedź główną ulicą, aż prawie wyjedziesz za miasto, i skręć w prawo w Forts Road. Piąta przyczepa po lewej.
Forts Road – jedna z najpodlejszych dzielnic Sea Breeze. Byłem tu raz z matką, jeszcze jako dzieciak. Kupowała od kogoś trawkę. Sami też nie mieszkaliśmy w najlepszej części miasta, ale nie w aż tak fatalnym miejscu. Poza tym ojciec miał mieszkanie, nawet przyzwoite. Na pewno lepsze od domu, w którym mieszkałem z matką. Ale żeby Forts Road… Cholera! Trisha nie powinna zostawać tu na cały dzień sama jak palec.
– Nie jest tak źle. Nie musisz robić takiej przerażonej miny – burknął Krit.
Chciałem zaprotestować, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język. Nie chciałem jeszcze bardziej zdołować młodego.
– Rozdział X –
Trisha
Cały dzień przeleżałam w łóżku, aż usłyszałam odgłos zatrzymującego się autobusu szkolnego. Kochana mamusia wróciła krótko po południu. Słyszałam, jak tłucze się w przedpokoju i trzaska drzwiami swojej sypialni. Od tego momentu nastała cisza. Pewnie miała kaca albo była naćpana i odsypiała noc. Drzwi do mojego pokoju były zamknięte, a jej nie przyszło do głowy zajrzeć do środka.
Czekałam, aż do przyczepy wejdzie Krit, ale się nie pojawiał. Kiedy autobus odjechał, a brat nadal nie wracał, wiedziałam, że muszę jak najszybciej wstać. Z pewnością coś się stało. Jeśli spóźnił się na autobus, będzie potrzebował mojej pomocy. Wstrzymałam oddech i starając się nie jęczeć, usiadłam i wolno spuściłam nogi z łóżka. Potem oparłam stopy o podłogę i biorąc krótkie, urywane oddechy, wstałam. Dziś starałam się jak najmniej ruszać, żeby nie czuć bólu w boku, ale wiedziałam, że od jutra będę musiała normalnie funkcjonować. Po pierwsze dlatego, że ta wstrętna wiedźma wróciła już do domu. Po drugie, jeśli kolejny raz opuszczę szkołę, zaczną do niej wydzwaniać.
A to się dla mnie źle skończy. Bardzo źle.
Zrobiłam krok w stronę drzwi i w tej samej chwili usłyszałam, że przy naszej przyczepie zatrzymał się jakiś samochód. Zastygłam w bezruchu, czekając, co się wydarzy. Kiedy zza okna dobiegł mnie głos Krita, odetchnęłam z ulgą. Widocznie ktoś go podrzucił do domu. Ruszyłam w stronę drzwi i wtedy usłyszałam drugi głos.
I znów… zamarłam w miejscu.
Rock Taylor. Był tutaj. O nie, tylko nie to! Co ten Krit wyprawia?!
– To samochód mamy. Jest w domu – usłyszałam, jak Krit zwraca się do przeklętego Rocka Taylora! Co to w ogóle miało znaczyć?
Zapominając o bólu, szarpnęłam za drzwi swojego pokoju i weszłam do salonu. W tym samym momencie drzwi wejściowe otworzyły się i do środka wkroczył mój brat, a tuż za nim Rock. Jasna cholera!
Ależ on był potężny! Jak olbrzym. W naszej ciasnej przyczepie wyglądał jak ktoś z innego świata.
– Krit! – wychrypiałam, wbijając wzrok w Rocka.
Zobaczyłam, jak Rock prześlizguje się wzrokiem po mojej sylwetce i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, w co jestem ubrana. Objęłam się pośpiesznie rękami w pasie, starając się ukryć owinięty ciasno wokół żeber bandaż. Miałam na sobie tylko sportowy stanik i krótkie bawełniane spodenki, bo inne ubrania urażały mój obolały bok.
– Spóźniłem się na autobus i Rock mnie podrzucił – zaczął się tłumaczyć Krit, ale nie zabrzmiało to wiarygodnie.
– Dlaczego się spóźniłeś? – spytałam, wciąż nie wierząc własnym oczom, że Rock trafił do naszej przyczepy.
– Rock pytał mnie o ciebie. Bo nie pojawiłaś się w szkole. Powiedziałem mu…
Oderwałam wzrok od Rocka i posłałam bratu gniewne spojrzenie. Nie wierzyłam, że mógłby zdradzić Rockowi, co się u nas wydarzyło.
– Co mu powiedziałeś?!
Krit przestąpił nerwowo z nogi na nogę. Aha, więc jednak powiedział mu prawdę o matce. Ale dlaczego? Rock Taylor nie wpadnie tutaj jak Superman i nie wyciągnie nas z kłopotów. Był zainteresowany tylko mną. Ale teraz, kiedy zobaczył mnie w tym stanie, jest szansa, że przejdzie mu ochota, aby mnie podrywać. Zwłaszcza że miałam nieumyte włosy i wyglądałam jak półtora nieszczęścia.
– Dzięki, że odwiozłeś Krita do domu – wycedziłam, starając się, żeby zabrzmiało to szczerze. Miałam jednak przeczucie, że brat spóźnił się na autobus przez Rocka. – Już wszystko gra. Możesz sobie iść.
Krit otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
– Trisha! Dlaczego taka jesteś? On nie…
– Dosyć już zobaczył, Krit! Mama za chwilę się obudzi, a wtedy nie powinno go tu być.
– Powiedział…
– Nie ma znaczenia, co powiedział. Posłuchaj mnie: jeśli ci na mnie zależy, to idź do swojego pokoju i zabierz się grzecznie za lekcje. Nie chcę jej obudzić i ty też na pewno tego nie chcesz. Wścieknie się, że przerwaliśmy jej spanie. A ja nie mam teraz siły, żeby znowu od niej oberwać.
Krit spochmurniał, ale posłusznie powlókł się do swojego pokoju. Po drodze przystanął i skinął Rockowi głową.
– Dzięki, stary.
– Żaden problem – odparł Rock.
Krit zerknął na mnie i wtedy dostrzegłam malujący się na jego twarzy zawód. Na pewno liczył, że Rock przyjechał nas uratować. W głębi duszy nadal pozostał małym chłopcem i wciąż