– Och, ależ z ciebie wrażliwy mazgaj – stwierdziła żona wuja. – Na twojej twarzy prawie nie ma włosków, więc dlaczego się mażesz?
– Moje dziecko tak osłabło, że ciężko jej to znieść – wyjaśniła matka.
Pani Parvin także miała łzy w oczach. Co jakiś czas udawała, że potrzebuje nowej nitki i odwracała się, aby wytrzeć oczy.
Ceremonia ślubna miała się odbyć o piątej, ponieważ o tej porze było nieco chłodniej. O czwartej przyjechała rodzina pana młodego. Choć nadal było bardzo gorąco, mężczyźni pozostali na zewnątrz i usiedli w cieniu wysokiej morwy. Kobiety natomiast poszły na piętro do salonu, gdzie rozłożono sofreh. Ja przebywałam w pokoju obok.
Matka wpadła do pokoju i krzyknęła z wyrzutem:
– Jeszcze się nie ubrałaś? Pospiesz się. Pan młody przyjedzie za godzinę!
Trzęsłam się na całym ciele. Rzuciłam się jej do stóp i błagałam, aby nie zmuszała mnie do tego małżeństwa.
– Nie chcę męża – prosiłam usilnie. – Nawet nie znam tego mężczyzny. Na miłość boską, nie zmuszaj mnie do tego. Przysięgam na Koran, zabiję się. Idź i odwołaj wszystko. Pozwól mi porozmawiać z ojcem. Zobaczysz, nie wypowiem słowa „tak”. Zobaczysz! Albo to przerwiesz, albo przy wszystkich powiem, że nie wyrażam zgody na małżeństwo.
– Niech Bóg zabierze mnie do siebie! – westchnęła. – Milcz! Jak śmiesz tak mówić? Chcesz okryć całą rodzinę wstydem przy wszystkich tych ludziach? Tym razem brat pokroi cię na drobne kawałeczki. Ahmad od rana nosi w kieszeni nóż. Zapowiedział już, że jeśli powiesz jedno nieodpowiednie słowo, wykończy cię na miejscu. Pomyśl o reputacji biednego ojca. Umrze na atak serca.
– Nie chcę wychodzić za mąż i nie możecie mnie do tego zmusić.
– Zamknij się i nie podnoś na mnie głosu. Ludzie cię usłyszą.
Ruszyła w moim kierunku, ale zanurkowałam pod łóżko i wcisnęłam się w najdalszy kąt. Wałki spadły z moich włosów i rozsypały się po podłodze.
– Obyś sczezła! – syknęła matka. – Wyłaź stamtąd! Błagam Boga, aby pozwolił mi zobaczyć cię na stole w kostnicy. Wyłaź!
Ktoś zapukał do drzwi. To był ojciec.
– Żono, co się dzieje? – zapytał. – Pan młody przyjedzie lada chwila.
– Nic, nic – odparła matka. – Ubiera się. Poproś tylko panią Parvin, aby szybko do nas przyszła. – A następnie warknęła: – Wyłaź, ty żałosny łobuzie. Wyłaź, zanim cię zabiję. Przestań wywoływać nowe skandale.
– Nie wyjdę za mąż. Zaklinam cię na miłość do mojego brata Mahmuda, na miłość do Ahmada, którego tak bardzo kochasz, nie zmuszaj mnie do tego małżeństwa. Powiedz im, że zmieniliśmy zdanie.
Matka nie potrafiła wczołgać się pod łóżko. Wyciągnęła jednak rękę, złapała mnie za włosy i wywlokła spod niego. W tym samym momencie weszła pani Parvin.
– Boże drogi! Co wy wyprawiacie? Wyrwiesz jej wszystkie włosy!
– Proszę spojrzeć, co ona robi – powiedziała matka zdyszana. – Chce w ostatniej chwili okryć całą rodzinę wstydem.
Leżąc na podłodze, spojrzałam na nią z nienawiścią. Nadal trzymała kępkę moich włosów w dłoni.
Nie przypominam sobie, abym podczas ceremonii wypowiedziała słowo „tak”. Matka ściskała z całej siły moje ramię i szeptała:
– Powiedz „tak”, powiedz „tak”.
W końcu ktoś wypowiedział to słowo i rozległy się wiwaty. Mahmud oraz pozostali mężczyźni siedzieli w pokoju obok i po zaślubinach zaczęli wychwalać proroka i jego potomków. Doszło do wymiany prezentów i życzeń, ale ja byłam obojętna na wszystko. Miałam wrażenie, jakby na moje oczy spadła zasłona. Wszystko działo się niczym we mgle. Ludzkie głosy zlewały się w jednostajny i niezrozumiały zgiełk. Niczym człowiek w transie siedziałam wpatrzona w dal. Nie obchodziło mnie to, że mężczyzna siedzący obok mnie jest teraz moim mężem. Kim był? Jak wyglądał? Wszystko skończone. Saiid się nie pojawił. Moje nadzieje i marzenia prysły.
Saiidzie, co mi uczyniłeś?
Gdy się ocknęłam z otępienia, znajdowałam się w sypialni w domu mężczyzny. Siedział na krawędzi łóżka odwrócony do mnie plecami i ściągał krawat. Od razu zauważyłam, że nie jest przyzwyczajony do noszenia go i że mu przeszkadzał. Stałam w kącie pokoju i do piersi przyciskałam biały czador, w który kazano mi się ubrać przed wejściem do tego domu. Drżałam niczym liść na jesiennym wietrze. Serce podchodziło mi do gardła. Starałam się nie wydawać żadnych dźwięków, aby nie zauważył mojej obecności. W zupełnej ciszy łzy skapywały mi z twarzy na piersi. Boże, co to za tradycja? Jednego dnia chcą mnie zabić, ponieważ zamieniłam kilka słów z mężczyzną, którego znałam od dwóch lat. Wiele o nim wiedziałam, darzyłam go miłością i byłam gotowa pójść z nim na koniec świata. A następnego dnia chcą, abym weszła do łóżka obcego mężczyzny, o którym nic nie wiem i względem którego czułam jedynie lęk.
Na myśl o jego dotyku czułam dreszcze. Bałam się, że zostanę zgwałcona i nikt mnie przed tym nie ocali. W pokoju panował półmrok. Odwrócił się i spojrzał na mnie, jakby mój wzrok palił go w kark.
Zaskoczonym tonem powiedział cicho:
– Co się stało? Czego się boisz?… Mnie?
Następnie uśmiechnął się ironicznie i dodał:
– Proszę, nie patrz na mnie w ten sposób. Przypominasz jagnię wpatrujące się w rzeźnika.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa.
– Spokojnie – powiedział. – Nie bój się. Zaraz dostaniesz zawału serca. Nie dotknę cię. Nie jestem zwierzęciem!
Moje napięte mięśnie nieco się rozluźniły. Oddech, od dawna uwięziony w płucach niczym w klatce, uspokoił się. Mężczyzna nagle wstał i moje ciało ponownie się spięło, a ja wcisnęłam się mocno w kąt pokoju.
– Posłuchaj, droga dziewczyno, mam dzisiaj do załatwienia jeszcze pewną sprawę. Muszę spotkać się z moimi przyjaciółmi. Teraz wychodzę. Przebierz się w coś wygodnego i wyśpij się. Obiecuję, że jeśli wrócę dziś wieczorem, nie przyjdę do ciebie. Przysięgam na mój honor.
Następnie podniósł buty, wyciągnął ręce w geście poddania i powiedział:
– Widzisz? Wychodzę.
Na dźwięk zamykanych drzwi zwinęłam się w kłębek i osunęłam na podłogę. Byłam tak wycieńczona, że nogi nie mogły już utrzymać mojego ciężaru. Miałam wrażenie, że przeniosłam górę. Siedziałam w tej pozycji, aż mój oddech wrócił do normalnego rytmu. Widziałam swoje odbicie w lustrze toaletki. Wydawało mi się zniekształcone. Czy to na pewno ja? Na potarganych włosach wisiał przekrzywiony śmieszny welon i pomimo resztek odpychająco ciężkiego makijażu moja twarz była okropnie blada. Zerwałam welon z głowy. Próbowałam rozpiąć guziki z tyłu sukienki, ale bez skutku. Pociągnęłam więc za kołnierz, aż odpadły. Chciałam zedrzeć z siebie tę