– Dzień dobry, panno młoda. No dalej, wstawaj i umyj twarz. Rodzina pana młodego może zjawić się tutaj w każdej chwili, a nie chcemy, aby pomyśleli, że ich syn będzie miał leniwą żonę, prawda?
Na widok tej kobiety wezbrała we mnie złość i zaczęłam krzyczeć:
– A kim ty w ogóle jesteś? Ile płacą ci za swatanie?
Matka złapała się za głowę i krzyknęła:
– Niech Bóg cię pokarze! Zamknij się! Ta dziewczyna zapomniała chyba, co to wstyd i przez okno wyrzuciła skromność.
A potem ruszyła w moim kierunku. Pani Parvin wyciągnęła rękę i zastąpiła jej drogę.
– Nic się nie stało. Jest po prostu zdenerwowana. Proszę pozwolić mi z nią porozmawiać na osobności. Będziemy gotowe za pół godziny.
Matka wyszła z pokoju, a pani Parvin zamknęła drzwi i oparła się o nie. Czador zsunął jej się z głowy i spadł na podłogę. Patrzyła na mnie, ale nieobecnym wzrokiem, jakby widziała coś innego gdzieś w oddali. Milczenie trwało kilka minut. Wpatrywałam się w nią z ciekawością. Gdy w końcu zaczęła mówić, jej głos brzmiał obco. Brakowało pewnego specyficznego brzmienia, natomiast słychać było rozgoryczenie i przygnębienie.
– Miałam dwanaście lat, gdy mój ojciec wyrzucił żonę z domu. Byłam wówczas w szóstej klasie i nagle stałam się matką dla młodszego brata oraz trzech sióstr. Oczekiwali ode mnie tego, czego oczekuje się od prawdziwej matki. Prowadziłam dom, gotowałam, prałam, sprzątałam i opiekowałam się dziećmi. Zakres moich obowiązków nie zmienił się nawet wtedy, gdy ojciec ponownie się ożenił. Macocha nie różniła się od innych przybranych matek. Co prawda nie krzywdziła nas ani nie głodziła, ale swoje dzieci z poprzedniego związku kochała mocniej. Może miała rację.
Od wczesnego dzieciństwa mówiono mi, że przy przecinaniu mojej pępowiny wypowiedziano imię kuzyna, Amira-Husejna. Miałam zostać jego żoną. Dlatego wuj zawsze nazywał mnie swoją małą panną młodą. Nie wiem, kiedy to się zaczęło, ale odkąd sięgam pamięcią, byłam zakochana w Amirze. Po odejściu matki on był dla mnie jedynym pocieszeniem. Amir odwzajemniał moją miłość. Zawsze znajdował jakiś pretekst, by nas odwiedzić; siadał wówczas na brzegu sadzawki lustrzanej i obserwował mnie przy pracy. Mówił wtedy: „Masz takie małe ręce. Jak ci się udaje wyprać tyle ubrań?”. Zawsze zostawiałam najcięższe prace na czas jego odwiedzin. Lubiłam sposób, w jaki na mnie patrzył, z troską i współczuciem. Opowiadał później wujowi i jego żonie, że mam ciężkie życie. Gdy wuj nas odwiedzał, mówił wówczas do ojca: „Mój drogi bracie, to biedne dziecko zasługuje na trochę litości. Jesteś okrutny. Czy ma cierpieć tylko dlatego, że ty i twoja żona nie mogliście się dogadać? Przestań się upierać. Idź po żonę i przyprowadź ją do domu”. „Nie, bracie. Nigdy – odpowiadał mój ojciec. – Nie wymawiaj już przy mnie imienia tej latawicy. Dla pewności rozwiodłem się z nią trzy razy, aby nie było drogi powrotnej”. „W takim razie coś wymyśl. To dziecko się marnuje”. Przy pożegnaniu żona wuja zawsze mnie obejmowała i mocno przytulała, a ja zaczynałam płakać. Pachniała jak moja matka. Nie wiem, może po prostu zachowywałam się jak rozpieszczona dziewczyna. Tak czy inaczej, mój ojciec w końcu znalazł rozwiązanie problemu. Ożenił się z kobietą, która miała dwoje dzieci z poprzedniego małżeństwa. Nasz dom przypominał przedszkole – siedmioro dzieci w różnym wieku. Byłam najstarsza. Nie mówię, że zajmowałam się wszystkim, ale pracowałam od rana do wieczora, a mimo to nadal pozostawały obowiązki do wypełnienia, zwłaszcza że macocha bardzo przestrzegała zasad związanych z czystością. Nie darzyła sympatią mojego wujka ani jego żony, ponieważ uważała, że stanęli po stronie mojej matki. Na samym początku zabroniła odwiedzin Amira w naszym domu. Powiedziała mojemu ojcu: „To niedorzeczne, aby ten osioł cały czas do nas przychodził, przesiadywał na podwórzu i pożerał nas wzrokiem. A dziewczyna jest już wystarczająco dojrzała, aby zacząć się zakrywać”.
Rok później wykorzystała nas jako wymówkę, aby zerwać kontakt z rodziną wuja. Okropnie za nimi tęskniłam. Spotykałam się z nimi jedynie wtedy, gdy z całą rodziną szliśmy do ciotki, siostry ojca, w odwiedziny. Błagałam wówczas kuzynów, aby wyprosili u moich rodziców zgodę na nocowanie w domu ciotki. Aby uniknąć narzekań macochy, nocowali ze mną również bracia i siostry. Minął rok. Przy każdym spotkaniu z Amirem dostrzegałam, że urósł. Nie uwierzysz, jaki był przystojny. Miał tak długie rzęsy, że rzucały na jego oczy cień niczym parasol. Pisał dla mnie wiersze i kupował zapisy nutowe piosenek, które mi się podobały. Mawiał: „Masz piękny głos. Naucz się śpiewać tę piosenkę”. Tak naprawdę nie potrafiłam za dobrze czytać ani pisać, a to, czego zdążyłam się nauczyć, gdy chodziłam jeszcze do szkoły, dawno już zapomniałam. Mówił, że będzie mnie uczył. Cóż to były za wspaniałe dni. Jednak z czasem ciotka miała już dosyć naszych wizyt i ciągłego nocowania, a jej mąż zaczynał się skarżyć na naszą obecność. Z tego powodu coraz rzadziej mogliśmy się spotykać. Po Nowym Roku błagałam rodziców, abyśmy odwiedzili wuja. Ojciec już miał się zgodzić, ale macocha stwierdziła, że nie postawi nogi w domu „tej wiedźmy”. Nie wiem, dlaczego moja macocha i żona wuja tak bardzo się nie znosiły. A ja biedna znajdowałam się pośrodku tego konfliktu. Tuż po Nowym Roku widziałam ich po raz ostatni. Ciotka zaprosiła do siebie mojego ojca oraz wuja, aby mogli porozmawiać i w końcu dojść do porozumienia. Wszyscy siedzieli w salonie na piętrze. Dzieci poproszono o wyjście. Usiedliśmy więc z Amirem w pokoju na parterze. Młodsze rodzeństwo poszło bawić się do ogrodu, a moje kuzynki przygotowywały w kuchni tacę z herbatą. Byliśmy sami. Amir wziął mnie za rękę. Nagle poczułam, jak moje ciało zalewa fala gorąca. Jego dłonie były ciepłe i wilgotne. Powiedział: „Parvin, rozmawiałem z ojcem. W tym roku po otrzymaniu dyplomu przyjdziemy prosić o twoją rękę. Ojciec powiedział, że możemy się zaręczyć, zanim rozpocznę służbę wojskową”. Miałam ochotę rzucić mu się w ramiona i krzyczeć z radości. Nie mogłam oddychać. „To znaczy tego lata?” – zapytałam. „Tak, jeśli zdam wszystkie egzaminy i skończę szkołę”. „Na miłość Boską, nie oblej żadnego egzaminu”. „Obiecuję. Będę się ciężko uczyć dla ciebie”. Uścisnął mi dłoń, a ja poczułam, jakby chwycił w garść moje serce. Po czym dodał: „Nie mogę wytrzymać tej rozłąki”.
Och!… Co mogę powiedzieć? Przeżywałam na nowo tę scenę i jego słowa tak wiele razy, że każda jej sekunda była dla mnie niczym film wyświetlany w moich myślach. Siedząc w tym pokoju, przenieśliśmy się do innego świata. Nie zauważyliśmy nawet, że wybuchła awantura. Gdy wyszliśmy do przedpokoju, mój ojciec i macocha głośno ciskali przekleństwami, schodząc ze schodów, a żona wuja odpowiadała na nie przechylona przez poręcz. Moja ciotka pobiegła za ojcem i poprosiła, aby przestał się tak zachowywać, ponieważ to niestosowne. Próbowała przekonać ojca i wuja, by odłożyli na bok różnice zdań i się pogodzili. Błagała ich, powoływała się na miłość do dusz zmarłych rodziców, przypominała, że są braćmi i powinni się wspierać. Zacytowała im również stare powiedzenie, według którego nawet jeśli bracia zjadają się nawzajem, nigdy nie wyrzucają kości. Ojciec powoli się uspokajał, ale macocha nadal wrzeszczała: „Nie słyszałeś tego, co mówili? Co z niego za brat?”. Ciotka odparła wówczas: „Pani Aghdass, proszę przestać. Tak się nie godzi. Nie powiedzieli nic obraźliwego. On jest starszym bratem. Jeśli powiedział coś z obawy i troski o rodzeństwo, nie powinniście brać tego do siebie”.
„Co z tego, że jest starszy! To nie daje mu prawa do mówienia wszystkiego, co mu ślina na język przyniesie. Mój mąż jest jego bratem, a nie pachołkiem. Po co mieszają