Księga przeznaczenia. Parinoush Saniee. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Parinoush Saniee
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-7508-950-9
Скачать книгу
rozpakować.

      Wyszłam z sypialni i znalazłam się w kwadratowym holu. Po drugiej stronie znajdował się kolejny pokój. Wyglądał na pomieszczenie gospodarcze. Na lewo od holu zobaczyłam duże szklane drzwi, na których widniał wzór plastra miodu. Kuchnia oraz łazienka znajdowały się na prawo. Pod ścianami stały pufy oraz poduszki pod plecy wykonane z tego samego materiału co leżący na podłodze czerwony dywan. Na jednej ścianie wisiało kilka półek pełnych książek. Obok szklanych drzwi znajdowała się kolejna półka, na której ustawiono starą cukiernicę, popiersie mężczyzny, którego nie rozpoznałam, oraz jeszcze więcej książek.

      Zajrzałam do kuchni. Była dość mała. Po jednej stronie zbudowanej z cegły lady stała granatowa wiklinowa lampa, a po drugiej nowa kuchnia gazowa z dwoma palnikami; pod ladą dostrzegłam butlę z gazem. Na małym drewnianym stole piętrzyły się porcelanowe talerze i półmiski, na których widniał czerwony kwiecisty wzór. Dobrze je pamiętałam. Zostały kupione przez matkę podczas pobytu w Teheranie, dokąd udała się po wyprawkę ślubną dla Zari i dla mnie. Na środku kuchni stało kolejne kartonowe pudło. Znalazłam w nim świeżo wypolerowane miedziane garnki różnej wielkości, kilka łopatek oraz duży, ciężki miedziany ceber. Najwidoczniej moi bracia nie znaleźli odpowiedniego miejsca dla tych rzeczy.

      Wszystkie nowe sprzęty należały do mnie, a reszta była własnością obcego mężczyzny. Otaczały mnie przedmioty z posagu, który przygotowywano dla mnie od dnia narodzin. Sprzęty składające się na wyposażenie kuchni oraz sypialni były symbolem najważniejszego celu mojego życia – zamążpójścia. Każda z tych rzeczy przypominała mi, czego ode mnie oczekiwano – pracy w kuchni i uległości w sypialni. Cóż za uciążliwe obowiązki. Czy podołam gotowaniu w tak zdezorganizowanej kuchni i nieprzyjemnym obowiązkom w sypialni, którą dzielę z nieznajomym?

      Wszystko budziło we mnie wstręt, ale byłam zbyt wyczerpana, aby się denerwować.

      Kontynuowałam poznawanie domu i  otworzyłam szklane drzwi. Jeden z naszych dywanów leżał na podłodze, a na kominku ustawiono dwa kryształowe kandelabry z czerwonymi wisiorami oraz lustro z gładką ramą. Pochodziły prawdopodobnie z mojej ceremonii ślubnej, choć nie byłam w stanie ich sobie przypomnieć. W jednym z kątów stał prostokątny stół ze starym, wypłowiałym obrusem, a na nim duże brązowe radio z dwoma dużymi pokrętłami w kolorze kości, które przywoływały mi na myśl wyłupiaste oczy wpatrujące się we mnie.

      Obok radia stało dziwne kwadratowe pudełko. Podeszłam do stołu. Leżało na nim kilka małych i dużych kopert ze zdjęciami przedstawiającymi orkiestry. Rozpoznałam to pudełko. To był gramofon. Taki sam, jaki miała rodzina Parwany. Uniosłam wieko i przesunęłam palcami po czarnych pierścieniach płyty. Żałowałam, że nie potrafiłam go włączyć. Spojrzałam na koperty. To fascynujące – obcy mężczyzna słuchał zagranicznej muzyki. Gdyby tylko Mahmud o tym wiedział!… Książki i gramofon były jedynymi interesującymi przedmiotami w tym domu. Marzyłam, aby zostawiono mnie w spokoju w otoczeniu tych rzeczy.

      Obejrzałam całe mieszkanie. Następnie otworzyłam drzwi wejściowe i znalazłam się na niewielkim tarasie. Zobaczyłam schody prowadzące na podwórze oraz na dach. Zeszłam po nich. Na środku wybrukowanego podwórza dostrzegłam okrągłą lustrzaną sadzawkę wypełnioną czystą wodą. Jej krawędzie pomalowano jakiś czas temu na niebiesko. Dwie długie rabatki znajdowały się po obu stronach sadzawki. Pośrodku jednej stała dość duża wiśnia. Nie potrafiłam jednak zidentyfikować drzewa stojącego na drugiej rabacie. Gdy nadeszła jesień, zorientowałam się, że to persymona. Wokół drzew posadzono kilka krzewów róż damasceńskich; wyglądały, jakby dawno nikt ich nie podlewał, a na ich liściach osiadł kurz. Obok muru z wysłużonej pergoli zwisała stara, zwiędnięta winorośl.

      Fasadę budynku oraz mur otaczający podwórze zbudowano z czerwonej cegły. Z tego miejsca dostrzegłam okna sypialni i  salonu mieszkania na piętrze. Po drugiej stronie podwórza stała toaleta podobna do tej, jaką mieliśmy w Kom. Zawsze się bałam z niej korzystać. Z podwórza kilka schodów prowadziło na parter, gdzie znajdował się rozległy taras. Okna na parterze były wysokie i  osłaniały je wiklinowe rolety. Zauważyłam, że jedno z nich ma odsuniętą zasłonę. Podeszłam do niego, osłoniłam dłońmi oczy i zajrzałam do środka. W pokoju znajdował się ciemnoczerwony dywan, kilka puf oraz posłanie, które złożono i oparto o ścianę. Obok jednej z puf stał samowar oraz serwis do herbaty.

      Drzwi wejściowe do mieszkania na parterze wyglądały na starsze od tych, które prowadziły do pokojów na piętrze. Poza tym znajdowała się na nich duża kłódka. Domyśliłam się, że mieszka tam babcia mężczyzny, która teraz była nieobecna, ponieważ brała zapewne udział w jakimś spotkaniu towarzyskim. Pamiętam, że na ceremonii ślubnej widziałam nieco przygarbioną starą kobietę w białym czadorze w niewielkie czarne kwiaty. Pamiętam, że wsunęła mi coś w dłoń; mogła to być złota moneta. A może rodzina mężczyzny zabrała ją do siebie na kilka dni, aby młoda para mogła pobyć sama. Młoda para!, pomyślałam z ironią, po czym wróciłam na podwórze.

      Kolejne schody prowadziły w dół, do piwnicy. Drzwi do niej były zamknięte. Przez wąskie okna, które znajdowały się poniżej werandy na parterze, do piwnicy wpadało nieco światła. Zajrzałam do środka. Pomieszczenie wyglądało na zagracone i zakurzone. Na pierwszy rzut oka widać było, że od dawna nikt tam nie wchodził. Odwróciłam się, aby wejść z powrotem na schody, gdy mój wzrok ponownie spoczął na zakurzonych krzewach róży damasceńskiej. Zrobiło mi się ich żal. Obok lustrzanej sadzawki stała konewka. Napełniłam ją wodą i podlałam rośliny.

      Zbliżała się pierwsza po południu i zaczynałam odczuwać głód. Poszłam do kuchni i znalazłam tam pudełko z ciastami z  ceremonii ślubnej. Spróbowałam jedno, ale było bardzo suche. Poczułam ochotę na coś zimnego. W rogu kuchni stała niewielka biała lodówka, w której znajdowały się ser, masło, trochę owoców oraz kilka innych produktów. Wzięłam butelkę wody i brzoskwinię, usiadłam na kuchennym parapecie i zaczęłam jeść. Rozejrzałam się wokół; w pomieszczeniu panował okropny bałagan.

      Z półki w przedpokoju wzięłam książkę, wróciłam do niepościelonego łóżka i się położyłam. Przeczytałam kilka linijek, ale po chwili nic już z tego nie pamiętałam. Nie mogłam się skoncentrować. Odłożyłam książkę na bok i próbowałam zasnąć. Bez powodzenia. W mojej głowie trwała gonitwa myśli. Co powinnam zrobić? Czy mam resztę życia spędzić z obcym mężczyzną? Gdzie on poszedł w środku nocy? Zapewne do domu rodziców. Może nawet poskarżył się na mnie. Co mam odpowiedzieć, jeśli jego matka zruga mnie za to, że wyrzuciłam jej syna z domu?

      Przez chwilę przekręcałam się z boku na bok, aż wszystkie rozbiegane myśli ustąpiły miejsca wspomnieniom o Saiidzie. Starałam się je odpędzić. Wiedziałam bowiem, że powinnam o nim zapomnieć. Skoro nie potrafiłam odebrać sobie życia, musiałam zachowywać się rozważnie. Tak samo zaczynała pani Parvin, a teraz bez zahamowań zdradzała męża. Nie chciałam skończyć jak ona, należało więc wyrzucić Saiida z pamięci. Jednak pamięć o nim nie dawała mi spokoju. Doszłam do wniosku, że jedynym sensownym rozwiązaniem będzie zbieranie tabletek. W ten sposób, gdy pewnego dnia życie stanie się nie do zniesienia i zejdę na drogę moralnego upadku, będę mogła w łatwy i bezbolesny sposób popełnić samobójstwo. Bóg na pewno zrozumie, że odebrałam sobie życie, aby uciec od grzechu, i dzięki temu nie wymierzy mi najcięższej kary.

      Miałam wrażenie, że leżałam w łóżku przez wiele godzin i  nawet udało mi się zdrzemnąć, lecz gdy spojrzałam na duży okrągły zegar na ścianie, okazało się, że jest dopiero wpół do czwartej. Co miałam robić? Ogarniało mnie coraz większe znudzenie. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie poszedł obcy mężczyzna? Co zamierza ze mną zrobić? Najchętniej zamieszkałabym tu sama, bez konieczności