LUDZIE. KRÓTKA HISTORIA O TYM, JAK SPIEPRZYLIŚMY WSZYSTKO. Tom Phillips. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Tom Phillips
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Техническая литература
Год издания: 0
isbn: 978-83-8125-627-8
Скачать книгу
poziom i spowodowało głęboką zmianę w otaczającym nas świecie. Wcześniej grupy ludzkie z reguły żyły zgodnie z porami roku, podążając w ślad za pożywieniem. Kiedy wysiejesz ryż albo pszenicę, w zasadzie musisz tkwić w miejscu, żeby doglądać upraw. I stąd się wzięły stałe osady i wioski, a jakiś czas później miasta. I oczywiście wszystko, co się z nimi wiąże.

      Rolnictwo było tak doskonałym pomysłem, że w ciągu kilku tysięcy lat pojawiło się, niezależnie od siebie, w mnóstwie różnych miejsc na różnych kontynentach – przynajmniej w Mezopotamii, Indiach, Ameryce Środkowej i Ameryce Południowej. Tyle że według pewnej szkoły naukowej wynalezienie rolnictwa tak naprawdę wcale nie było naszym najlepszym skokiem do przodu. W rzeczywistości mogło być strasznym błędem.

      Przede wszystkim rolnictwo spowodowało narodziny zabawnej koncepcji, jaką są nierówności społeczne, gdy tylko wyłoniły się elity, które miały więcej dóbr niż inni ludzie, i zaczęły wszystkim rządzić. Mogło również stanowić genezę wojen, ponieważ kiedy masz wioskę, grozi ci niebezpieczeństwo napaści ze strony sąsiedniej wioski. Ponadto sprowadziło nowe choroby, a wspólne życie w coraz większych skupiskach stwarzało warunki do wybuchu epidemii. Są również dowody wskazujące, że ludzie ze społeczeństw nierolniczych więcej jedli, mniej pracowali i być może byli zdrowsi.

      Zasadniczo (tak mówi koncepcja) mnóstwo najgorszych rzeczy we współczesnym życiu jest skutkiem tego, że tysiące lat temu ktoś wetknął do ziemi kilka nasion. Rolnictwo przyjęło się nie dlatego, że ułatwiało życie, ale ponieważ umożliwiło powstanie społeczeństw, które miały przewagę ewolucyjną nad małymi społecznościami: rolnicy mogli mieć więcej dzieci (po pierwsze, z rolnictwa może wyżyć więcej ludzi, i po drugie, kiedy już nie masz potrzeby bezustannego przenoszenia się z miejsca na miejsce, nie musisz czekać, aż dziecko nauczy się chodzić, zanim postarasz się o następne) i mogli zajmować coraz więcej ziemi, w końcu przepędzając wszystkich nierolników. W 1987 roku Jared Diamond, zwolennik teorii „Rolnictwo było strasznym błędem”, w artykule opublikowanym w magazynie „Discover” napisał: „Zmuszeni wybierać pomiędzy ograniczeniem populacji a próbą zwiększenia produkcji żywności, wybraliśmy to drugie, co doprowadziło do głodu, wojny i tyranii”. Krótko mówiąc, przedłożyliśmy ilość nad jakość. Cali my.

      W dodatku do wszystkiego innego [tu lekkie machnięcie ręką nad stanem świata] rolnictwo pchnęło nas na ścieżkę, która doprowadziła do wielu bardziej bezpośrednich, bardziej dramatycznych problemów.

      Oczywiście zapoczątkowało zmianę środowiska – w końcu przecież na tym polega uprawa roli. Bierzesz rośliny i umieszczasz je tam, gdzie ich obecność nie była planowana. Zaczynasz dokonywać zmian w krajobrazie. Próbujesz pozbyć się tego, czego nie chcesz, żebyś mógł wpasować więcej tego, co chcesz.

      W każdym razie okazuje się, że jesteśmy naprawdę beznadziejni w obmyślaniu takich rzeczy.

      Nasz świat jest zupełnie inny niż ten, w którym trzynaście tysięcy lat temu nasi przodkowie wysiali pierwsze nasiona. Rolnictwo zmieniło krajobraz i przyczyniło się do wprowadzenia gatunków nierodzimych na różne kontynenty, podczas gdy miasta, przemysł i nasza wrodzona tendencja do wyrzucania odpadków zmieniły glebę, morze i powietrze. I jeśli nie chcemy na siebie ściągnąć GNIEWU MATKI ZIEMI, czasami musimy pamiętać, że świat naturalny nie jest naszym placem zabaw.

      Właśnie jak plac zabaw potraktowano środkowe równiny Stanów Zjednoczonych w pierwszej połowie dwudziestego wieku. Jak to często bywa, na początku wszystko szło gładko. Ameryka parła na zachód i ludzie spełniali coś w rodzaju amerykańskiego snu. Polityka rządowa zachęcała do wędrówki na zachód i zajmowania się rolnictwem, dając osadnikom darmowe działki na Wielkich Równinach. Niestety, na początku stulecia większość dobrej ziemi uprawnej – właściwie skrawki z przyzwoitymi zapasami wody – już została zajęta. Ludzie, co zrozumiałe, okazywali mniej entuzjazmu do gospodarowania na suchej, pylistej ziemi, więc rząd podwoił areał rozdawanej suchej, pylistej ziemi. „Wygląda to na niezły biznes”, stwierdzili osadnicy.

      Z perspektywy czasu ten pęd do zagospodarowania każdego kawałka ziemi nie wydaje się najwspanialszym pomysłem na świecie, ale wtedy ludzie mieli mnóstwo powodów, by zakładać, że będzie cudownie. Były powody romantyczne – nostalgiczny powab rolniczego narodu pionierów – i pragmatyczne – zaspokojenie zapotrzebowania na żywność w rozwijającym się kraju. Ale była również szarlatańska pseudonauka, granicząca z religią: teoria, że „deszcz podąża za pługiem”, że prosty akt obsiania ziemi przywoła chmury deszczowe, przemieniając pustynię w żyzne, zielone tereny rolne. Zgodnie z tą teorią jedynym, co hamowało ekspansję rolnictwa w Ameryce, był brak woli. Jak w tym filmie z Kevinem Costnerem, Pole marzeń, tyle że zamiast duchów grających w baseball wywoływało się plony zboża. Jeśli będziesz uprawiać ziemię, nadciągną deszcze.

      Naprawdę w to wierzono i rzeczywiście często się zdarzało, że deszcz zaczynał padać niedługo po tym, jak rolnicy zajęli dany obszar. Przykro powiedzieć, ale działo się tak wyłącznie dlatego, że lata w drugiej połowie dziewiętnastego stulecia, kiedy powstała owa teoria, były po prostu niezwykle deszczowe. Niestety, deszcze nie padały w nieskończoność.

      Przyszła pierwsza wojna światowa i nagle posiadanie wszystkich tych ziem uprawnych wydało się doskonałym pomysłem: produkcja żywności w Europie niemal stanęła w miejscu, ale Ameryka mogła wyrównać ten zastój. Ceny były niebotyczne, padały deszcze i rząd dawał rolnikom wysokie dotacje na uprawę pszenicy, więc naturalnie rolnicy uprawiali pszenicę, zaorując coraz większe połacie prerii.

      Jednak po wojnie ceny drastycznie spadły. Jeśli jesteś rolnikiem uprawiającym pszenicę i za mało na niej zarabiasz, to rozwiązanie jest oczywiste: musisz posiać więcej pszenicy. Farmerzy zainwestowali w nowe pługi mechaniczne, coraz głębiej rozdzierając glebę. Większa ilość pszenicy oznaczała jeszcze niższe ceny, co spowodowało… I tak dalej.

      Potem nagle deszcze przestały padać. Gleba wyschła, a nie było korzeni traw, które scalały jej wierzchnią warstwę w czasie poprzednich okresów suszy. Przemieniła się w pył, który był podrywany przez wiatr i powstawały ogromne, kłębiące się chmury.

      To właśnie te przerażające burze pyłowe – „czarne śnieżyce”, które przysłaniały słońce, utrudniały oddychanie i zmniejszały widoczność do kilku kroków – stały się symbolem okresu Dust Bowl. W najgorszych latach rzadko zdarzał się w lecie dzień bez takiej burzy i nawet kiedy wiatr zamierał, chmury pyłu wciąż wisiały na niebie. Zdarzało się, że mieszkańcy przez wiele dni nie widzieli słońca. Burze pyłowe miały zdumiewający zasięg, kilka z nich przebyło tysiące kilometrów, pokrywając miasta takie jak Waszyngton i Nowy Jork gęstym całunem pyłu i obsypując statki płynące setki kilometrów od Wschodniego Wybrzeża.

      Susza i burze pyłowe trwały prawie dziesięć lat. Były rujnujące pod względem gospodarczym i zmusiły kilka milionów ludzi do porzucenia farm. Wielu już więcej do nich nie powróciło, osiedlając się jeszcze dalej na zachodzie, głównie w Kalifornii. Część ziemi nigdy w pełni się nie odrodziła, nawet gdy znów zaczęło padać.

      Amerykański okres Dust Bowl jest jednym z najbardziej znanych przykładów niezamierzonych konsekwencji ingerowania w środowisko. Ale – od wielkoskalowej geoinżynierii do plastikowych mikrogranulek, od wyrębu lasów do sprawiania, że rzeki robią to, czego na pewno nie powinny robić – nie jest jedynym.

      Weźmy na przykład Jezioro Aralskie – chociaż musimy brać szybko, bo niewiele zostało do wzięcia.

      To słone jezioro, zwane niekiedy morzem, o powierzchni ponad sześćdziesięciu siedmiu tysięcy kilometrów kwadratowych, jest jednym z największych jezior na świecie, a przynajmniej było. Otóż problem polega