Pacjenci doktora Garcii. Almudena Grandes. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Almudena Grandes
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-8110-808-9
Скачать книгу
SIM przestało być hiszpańską służbą, a stało się ramieniem tajnej policji sowieckiej, a przede wszystkim czy istnieje ryzyko, że powtórzy się tutaj to, do czego doszło w Barcelonie. Jak już mówiłem, nie zamierzam cię oszukiwać. Proszę cię, żebyś zaryzykował życie dla Republiki, bo uprzedzam cię, że ta misja jest dużo bardziej niebezpieczna niż walka na jakimkolwiek froncie. Dlatego chcę, żebyś dobrze się zastanowił, nim mi odpowiesz.

      Pierwszego lipca 1937 roku Rafael Cuesta Sánchez zajął gabinet w Radzie Porządku Publicznego. W pierwszej kolejności poszedł się przywitać z komisarzem Rodríguezem, który podziękował mu za pomoc, zaofiarował swoje wsparcie i nie zadawał żadnych pytań.

      – Szukaliśmy dla ciebie jakiegoś użytecznego kontaktu, dobrego źródła informacji. To komisarz policji, ponoć pewny człowiek. Ja zakładam, że jest lojalny i uczciwy, jak cały personel Rady, ale w sytuacji, w jakiej się znajdujemy, walory osobiste liczą się mniej niż kiedykolwiek. Pośród buntowników z Barcelony byli wspaniali ludzie o nieskazitelnej reputacji, najczystszych rewolucyjnych przekonaniach, i patrz tylko, jak narozrabiali. W Madrycie sądzą, że wysyłamy cię tam, żebyś przeprowadził inspekcję więzień i sporządził raport, który uciszy kampanię przeciw Republice, jaka rozpętała się za granicą. Od tej chwili musisz zaufać własnej intuicji.

      Basilio Rodríguez od przeszło dwudziestu lat był policjantem, podobnie jak jego ojciec, dziadek i pradziadek. Żaden z jego przodków nie osiągnął rangi komisarza; i jego los zapewne potoczyłby się podobnie, gdyby nie zamach stanu z osiemnastego lipca, który stworzył nadzwyczajne możliwości awansu. Dezercja dużej części jego zwierzchników i pewność, z jaką przejął kierownictwo komisariatu, gdzie nie ostał się żaden oficer, zaowocowała serią awansów i w ciągu kwadransa wyniosła go na stanowisko komisarza. Rodríguez nigdy nie był działaczem żadnej partii, ale w listopadzie 1936 roku przystąpił do PCE35, jak wielu innych madrytczyków. Nie skłoniły go do tego podziw dla Piątego Regimentu36 ani wdzięczność względem radzieckich lotników, którzy dali odpór Niemcom na niebie nad miastem, lecz głębokie przekonanie, że to komuniści są jedynym ugrupowaniem zdolnym zaprowadzić porządek. Był człowiekiem poważnym, może nawet trochę gburowatym, który zawsze przyjmował postawę obronną, gdyż znalazłszy się na dowódczym stanowisku, walczył ze swoim kompleksem niższości, poczuciem, że zajmuje nienależne mu miejsce. Nie lubił paniczyków, a ku skrytej radości ministranta z Robles do takiej właśnie kategorii go zaliczył. Niedługo po tym, jak się poznali, minęli się pewnej nocy na ulicy i Manolo zwrócił uwagę na młodą, ładną, uśmiechniętą kobietę, która szła z komisarzem pod ramię. Jeden z policjantów pospieszył z wyjaśnieniami, że to kurewka, która dzięki komisarzowi wycofała się z zawodu. Z wielką chęcią zapoznałby go z dalszymi szczegółami, lecz spojrzenie Manola szybko odwiodło go od tego pomysłu. A Rodríguez, który już zdążył wywrzeć na nim dobre wrażenie, jeszcze bardziej przypadł mu do gustu.

      – Dostaniesz także kontakt wojskowy, do kapitana z Partii Socjalistycznej, od niedawna co prawda. To łącznik Rojo37 z wywiadem. Ten także cieszy się dobrą opinią, ale nie mogę za niego ręczyć. Chyba nie muszę ci zresztą mówić, że masz wolną rękę. Twoim jedynym szefem w tej misji jestem ja.

      Jesús Romero, młodszy niż Rafael, ale nieco starszy niż Manolo, był zawodowym wojskowym: postawny, wykształcony, z porządnej mieszczańskiej rodziny, dużo milszy niż Rodríguez. Od pierwszej chwili Manolo darzył go sympatią, miał wrażenie, że z wzajemnością. Kapitan, ze znacznie większym zapałem niż komisarz, zaproponował mu swoje towarzystwo podczas obiadów czy kolacji, a także pomoc w załatwianiu spraw, głównie dlatego, że nowo przybyły trochę go niepokoił. Romero był prawdziwym paniczykiem, dlatego płynność, z jaką Manolo mówił w kilku językach, jego dyplomatyczne maniery i ujmujący sposób bycia nie zdołały całkowicie zamydlić mu oczu i nieraz wzbudzały wątpliwości. Człowiek Negrína również się wahał, a gdyby musiał postawić wszystko na jedną kartę, obstawiałby, że kapitan Romero pracuje dla piątej kolumny. Wojskowy nigdy nie zrobił fałszywego kroku. Na oko miał bardzo dobre relacje z radzieckimi doradcami, którym przedstawił nowego kolegę z serdecznością niemal zażyłą, ale Manolo i tak nie potrafił oprzeć się podejrzeniom.

      – Jeśli się zgodzisz, będziesz się kontaktował bezpośrednio ze mną. Opracujemy szyfr i dostaniesz dostęp do specjalnego pomieszczenia w Telefónice, strzeżonego przez uzbrojonych ludzi. Dla większego bezpieczeństwa – bez operatora. Ty sam będziesz układał i wysyłał wiadomości, które dotrą bezpośrednio do tego gabinetu. Przemyśl to dobrze i powiedz mi do jutra, co zdecydowałeś. Chętnie dałbym ci więcej czasu, ale nie mogę, bo sam go nie mam.

      Jego dwa oficjalne kontakty trzymały go pod obserwacją od pierwszego dnia. Rodríguez przydzielił mu sprzątaczkę, która codziennie doprowadzała do porządku mieszkanie przy ulicy Infantas, gdzie go zakwaterowano, a Romero dał mu do dyspozycji samochód z szoferem. Zawsze o tym pamiętał i nigdy nie zostawił w domu niczego, co mogłoby go w jakiś sposób zdemaskować, a swoje rozmowy z kierowcą ograniczał do piłki nożnej i kobiet. Pracował sumiennie, bez przeszkód, przez całe lato. We wrześniu był już całkiem pewien, że w Madrycie, który nadal pozostawał oblężonym miastem, otoczonym aktywnymi frontami, nigdy nie dojdzie do takiego powstania jak w Barcelonie. Ta konkluzja mogła zakończyć jego misję, ale wszedł w posiadanie zbyt dużej liczby cennych informacji, by tak po prostu to zostawić.

      – Dziękuję, Manolo. – Kiedy niewiele ponad dwanaście godzin później wrócił do Pałacu Benicarló, by przyjąć misję, Juan Negrín posłał mu spojrzenie, w którym w równych proporcjach mieszały się wzruszenie, troska i duma. Manuel Arroyo Benítez uznałby je po prostu za ojcowskie, gdyby jego ojciec kiedykolwiek zadał sobie trud, by na niego popatrzeć. – Nigdy ci tego nie zapomnę, obiecuję. A teraz proszę cię o coś jeszcze. Nie ryzykuj. Bardzo proszę, nie rób tego. Przy najmniejszym zagrożeniu uciekaj i wracaj tutaj. Jesteś zbyt cenny, by tak po prostu umrzeć, pamiętaj o tym.

      W październiku Manolo zdał sobie sprawę, że zapędził się za daleko. Aż do tamtej pory czuł się bezpiecznie, ponieważ wykorzystał do maksimum oficjalne kanały, próbując wycisnąć jak najwięcej z tego, co stopniowo odkrywał. Skontaktował się z wieloma osobami, które udzielały schronienia uchodźcom politycznym, z dyplomatami, zagranicznymi dziennikarzami, przedstawicielami kościołów protestanckich, a nawet zakamuflowanymi faszystami, w obecności których z trudem powstrzymywał mdłości. Nigdy nie należał do żadnej partii, gdyż przypisanie do jakiejś konkretnej opcji politycznej działałoby na szkodę jego pracy w Genewie czy Londynie, jednak identyfikował się z poglądami Azcáratego, a w jeszcze większym stopniu Negrína. Teraz liczyło się przede wszystkim, żeby wytrwać, uratować Republikę i wygrać wojnę. Tego przekonania trzymał się w trudnych momentach i podporządkował mu wszystkie swoje wysiłki. Dzięki informacjom, które wysyłał do Walencji, rząd odrzucił hipotezę o możliwym buncie w Madrycie. Zaczął także, z dobrym skutkiem, wywierać presję na kierownictwo partii, na Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, Radę Porządku Publicznego i delegację radziecką, aż stało się jasne, że ktoś w Madrycie pracuje dla Negrína.

      – Mogę pana o coś spytać? – W przeddzień wyjazdu jadł z premierem kolację w siedzibie rządu.

      – Oczywiście, pytaj, o co tylko zechcesz.

      Rano po przyjściu do biura wyczuwał coraz bardziej zagęszczającą się atmosferę. Nie miał powodów sądzić, że ktoś go o coś podejrzewa, ale zauważył, że panuje ogólna nieufność, bo gdzieś znikły rozmowy na korytarzach, wspólne kawy, polecenia wykrzykiwane z pokoju do pokoju, żarty. Podwoił środki ostrożności i nie czuł się zagrożony aż do siódmego listopada, kiedy usiadł obok


<p>35</p>

Komunistyczna Partia Hiszpanii (Partido Comunista de España).

<p>36</p>

Quinto Regimiento – jednostka wojskowa utworzona przez Armię Republikańską jako przeciwwaga dla tzw. piątej kolumny (wrogów wewnętrznych, czyli zwolenników nacjonalistów w republikańskiej stolicy kraju).

<p>37</p>

Vicente Rojo Lluch (1894–1966) – pułkownik hiszpański (później generał) walczący po stronie republikańskiej, szef Sztabu Centralnego Sił Zbrojnych i Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych.