3
ZMIANA STANOWISKA GIUSEPPE DE CARLEGO
Fatima stanowi wciąż nierozwiązany problem, otwartą ranę; nie została jeszcze wyjaśniona słynna trzecia Tajemnica, o której mówi się niemal od stu lat i która powinna była zostać ujawniona w 1960 roku, czyli jeszcze przed otwarciem Soboru. Po Soborze Watykańskim II Kościół doznał silnego i głębokiego wstrząsu. Ksiądz Divo Barsotti (1914–2006), założyciel Wspólnoty Dzieci Bożych, był rozdrażniony ciągłym wychwalaniem Soboru, który wydawał mu się „owocem nieczystego sumienia”109. Opowiadał się zwłaszcza „przeciwko łatwemu upojeniu teologów oklaskiwanych na Soborze. Całemu wydarzeniu przypisuje się własne, osobiste zwycięstwo, pyszną satysfakcję, w której nie ma nic ewangelicznego”110. Ksiądz Barsotti ubolewał też, że na posiedzeniach soboru nie zapobieżono nieporozumieniom, dwuznaczności, zarozumialstwu, powierzchowności i „pragnieniu odnowy, które jest wykorzenieniem tradycji dogmatycznej i minimalizacją tradycji duchowej”111.
Kardynał Léon-Joseph Suenens (1904–1996) nazwał Sobór Watykański II „rokiem 1789 w Kościele”112, czyli porównał go do rewolucji francuskiej. Efektem tych przemian jest pluralizm teologiczny, filozoficzny, etyczny i liturgiczny; współistnieć muszą sprzeczne ze sobą tezy i twierdzenia, pewniki zaś są postrzegane niczym najgorsze przestępstwo, więc się ich zakazuje. Istotą tak zwanego modernizmu katolickiego jest relatywizm teorii poznania Kanta, od którego pochodzi relatywizm filozoficzny i moralny naszych czasów. Szerokie kręgi Kościoła zdecydowały się na zgodę z modernizmem, przyjmując niektóre z jego irracjonalnych, fałszywych twierdzeń. Przykładowo, wystarczy pomyśleć o szaleństwie tych, którzy usiłują pojednać wiarę katolicką z marksistowskim materializmem, bronionym przez tak zwaną teologię wyzwolenia; albo o katolicyzmie demokratycznym, który wynosi ideę polityczną (właśnie demokrację) do poziomu bytu metafizycznego.
Trzeba przyznać, że kardynał Suenens wykazał się wielką mądrością – analogia historyczna jest zadziwiająco wyraźna i prawdziwa. Po rewolucji francuskiej nastąpił podział polityki na trzy nurty. Z jednej strony mamy tych, którzy w rewolucji i w jej duchu widzą duszę współczesnych czasów i powołują się na coraz bardziej postępowe i progresywne zmiany. Jakobini przekształcili się w zwolenników Marksa, przyjmując nawet najbardziej zaawansowane formy radykalizmu liberalnego i wolnościowego. Z drugiej strony istnieje grupa tak zwanych „bonapartystów”, czyli tych, którzy akceptują założenia rewolucji, lecz starają się ograniczać jej zgubne skutki konserwatywną hermeneutyką. I ostatnia grupa – nieliczna, marginalna, uważana za niewartych uwagi piewców przebrzmiałej już epoki – tych, którzy odrzucają „święte założenia rewolucji 1789 roku” i którzy wciąż uparcie sądzą, że natura ludzka jest zawsze taka sama, a jedyną cezurą w historii była Kalwaria.
Po Soborze Watykańskim II wewnątrz świata katolickiego nastąpił podobny – o ile nie identyczny – podział na trzy obozy. Do pierwszej grupy zaliczyć można tych, którzy odnoszą się do ducha Soboru i wierzą, że „Nowa Pięćdziesiątnica” stworzyła nowy Kościół, w końcu już nie dogmatyczny (jeśli nie liczyć dogmatów politycznych porewolucyjnego progresywizmu), już nie hierarchiczny, również dlatego, że po luterańsku poddany władzy politycznej i ukierunkowany na nieuniknione postępowe losy „proletariatu katolickiego”. Na każdą uwagę na temat tragicznych skutków kryzysu trawiącego Oblubienicę Chrystusa odpowiadają, że powstał on w wyniku niepełnego wprowadzenia w życie postanowień Soboru, a przede wszystkim jego ducha.
Do grupy katolickich bonapartystów należą wszyscy ci, którzy – znani we współczesnej publicystyce jako konserwatyści – nie akceptują najmniejszej nawet krytyki Soboru; utrzymują, że jest on absolutnie nieomylny, a dokumenty soborowe bezbłędne. Oni to, podobnie jak bonapartyści po rewolucji francuskiej, pragną połączyć ideały republikańskie i cesarskie, cesarstwo i narodową tożsamość państwa, wolność słowa i bezwzględną represję policyjną. Twierdzą, że Syllabus Errorum113 i Dignitatis humanae 114 są tym samym, uznają, że można pogodzić kolegialność biskupów i prymat św. Piotra115. Odpowiednie podsumowanie ich myśli stanowi wypowiedź przedstawiciela pierwszej grupy, biskupa Terni – Vincenza Pagli, który stwierdził, że to, że religia katolicka jest prawdziwa, nie oznacza, że inne są fałszywe.
Do ostatniego stronnictwa należy niewielka grupa katolików, którzy przedkładają tradycyjną wiarę ponad ideologiczne i filozoficzne trendy, którzy wyraźnie widzą niemożność pogodzenia arystoteliczno-tomistycznego realizmu z kalekim rozumowaniem Kanta, którzy rozumieją, że racjonalności scholastyki nie da się pogodzić z irracjonalnym sentymentalizmem luterańskim i w ogóle protestanckim. Widzą oni, że każda forma przewagi etyki nad prawdą prowadzi do pozytywistycznego immoralizmu, że zakazanie tradycyjnej mszy zamiast przybliżyć wiernych do Ofiary Mszy Świętej, doprowadziło do opustoszenia kościołów. Grupa ta to mniejszość, która postanowiła nie ulegać ziemskim pokusom kompromisu nawet za cenę męczeństwa polegającego na wyśmiewaniu i oszczerstwach: woleli zostać uznani za osoby niemądre i złe, aby tylko pozostać wiernymi Naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi.
Odnowa Kościoła, ta niecierpliwość wyjścia naprzeciw światu i pozwolenie, aby świat skaził Kościół, doprowadziła do oddalenia wszystkiego, co miało aurę nadprzyrodzoności, a rozpatrywania tylko tego, co było dostępne poznaniu zmysłowemu. Kościół przywłaszczył sobie – z pięćdziesięcioletnim opóźnieniem – naukowy pozytywizm, którego niezgodność z nauką postanowił wykazać Albert Einstein (1879–1955). Podobnie ludzkiego rozumu nie da się pogodzić z racjonalizmem.
To, co pochodzi z nieba, ze swej natury nie może być mierzone czysto ludzką miarą: choć jest wytłumaczalne w granicach rozumu, wykracza poza jego granice.
To właśnie dlatego św. Tomasz (1225–1274) określa Wiarę jako rozumną, ale nie racjonalną: jest ona rozumna, ponieważ nie sprzeciwia się ludzkiemu rozumowi, choć wykracza poza niego; wypełnia luki w poznaniu, których sam rozum nie jest w stanie wypełnić. Nie jest racjonalna, ponieważ wykracza poza wąskie granice ludzkiego rozumowania, a zatem obejmuje w sobie cały rozum, ale jej samej nie obejmuje on do końca.
Również Fatima zalicza się do tej kategorii zrozumienia. Dlatego kościelni hierarchowie i jego mniejsi słudzy, którzy należą do pierwszych dwóch opisanych powyżej kategorii, widzą w tym, co Matka Boska powiedziała w Portugalii, jedynie przeszkodę na drodze odnowy Kościoła. Kneblują przeto usta tym, którzy z miłością poświęcili całe życie objawieniu, jak na przykład ojciec Nicolas Gruner, który z prostotą wyjaśnił cały ten mechanizm: „Narzucenie Kościołowi tych nowości – a wraz z nimi oficjalnej opozycji wobec Orędzia Fatimskiego – wynikało właśnie z błędnej zasady posłuszeństwa wobec władz kościelnych”116. Będący wówczas kardynałem Joseph Ratzinger potwierdził te słowa, choć odnosił się do pozornie odległej sfery117, twierdząc, że „papież nie jest monarchą absolutnym, którego wola jest prawem, lecz raczej strażnikiem prawdziwej tradycji, a zatem głównym gwarantem posłuszeństwa. […] Stąd – co się tyczy liturgii – pełni rolę ogrodnika, a nie technika, który konstruuje nowe maszyny, a wyrzuca stare”118.
Jeśli