Pozory mylą. Diana Palmer. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Diana Palmer
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-276-5234-8
Скачать книгу
Jak ty to robisz?

      – Pokażę ci przy innej okazji. A teraz zbieraj się do wyjścia, jeśli nie chcesz się spóźnić. Muszę jeszcze zajechać do domu i zabrać Johna.

      – Dobrze, zatem do zobaczenia na miejscu.

      – Do zobaczenia. Tylko proszę, nie denerwuj się. Większość ludzi, których tam spotkasz, spędziła tu całe życie. Zupełnie jak ty.

      – No tak, pochodzę z tych stron, ale nigdy nie obracałam się w takim towarzystwie. Jestem prostą wiejską dziewczyną.

      – Nieprawda, jesteś słynną pisarką Willow Shane! – Sassy niby żartowała, ale nie do końca. – Twoja popularność rośnie z każdym dniem, a Zjawa zawędruje na sam szczyt list bestsellerów. Jeszcze wspomnisz moje słowa! Uwielbiam twoje książki, ale ta ostatnia to majstersztyk.

      – Dzięki. Skoro tak ci się podoba, możesz mieć ich, ile tylko dusza zapragnie – skwitowała rozbawiona Mina. – Mam tu parę kartonów egzemplarzy autorskich.

      – Dzięki, to urocze, ale wolę kupować twoje książki, żebyś miała tantiemy – droczyła się Sassy.

      – Daj spokój, przecież wiesz, że pieniądze nie są dla mnie ważne. No, były w tamtym czasie, gdy musiałam pracować jako kelnerka, żeby zarobić na jedzenie dla matki i Henry’ego. Gdyby nie pomógł nam Rogan, ranczo poszłoby pod młotek. On uwielbiał mojego ojca. Kiedy tata odszedł do innej kobiety, bardzo to przeżył.

      – Masz z nim jakiś kontakt? – zainteresowała się Sassy.

      – Nie – ze smutkiem przyznała Mina. – Mama powiedziała, że napisała do taty, że go nienawidzę i nie chcę go widzieć. – Przerwała na moment. – Owszem, powiedziałam coś takiego. Po prostu sobie odszedł, nie oglądając się za siebie i zostawiając mnie na łasce matki… To bolało. Owszem, rozumiem, dlaczego odszedł, ale tym samym rzucił mnie lwom na pożarcie. Tego nie potrafię mu wybaczyć. – Wyraz jej twarzy się zmienił. – Matka nienawidziła mnie całe życie, a ja wciąż nie wiem dlaczego.

      – Nie warto zbyt mocno zagłębiać się w przeszłość – poradziła Sassy. – Tylko patrzeć, jak staniesz się nieprzyzwoicie sławna i bogata, a ja będę się przechwalać, że znam cię od trzeciej klasy, kiedy byłaś chudziutką dziewczynką.

      – To prawda! – roześmiała się Mina. – Mam nadzieję, że dobrze prorokujesz. Akurat na bogactwie mi nie zależy, ale bardzo bym chciała, żeby moja nowa powieść dotarła na sam szczyt listy bestsellerów New York Timesa. Zależy mi na tym ze względu na chłopaków. Zaufali mi i okazali mnóstwo serca.

      – Ty i ci twoi komandosi! – Sassy wykrzywiła się komicznie. – Nie mogę sobie wyobrazić, jak to jest, kiedy moja najlepsza przyjaciółka ugania się po dżungli ubrana w łaciatkę i strzela z karabinu!

      – Nie łaciatka, tylko strój maskujący, i nie karabin, tylko pistolet samopowtarzalny kaliber czterdzieści pięć – mentorskim tonem uściśliła Mina, po czym dodała z uśmiechem: – Całe wieki upłynęły, nim nauczyłam się strzelać. Pakowałam pociski wszędzie, tylko nie w tarczę, ale chłopaki się uparli, mówili, że to konieczne. Boże, ile ja godzin spędziłam na strzelnicy, nim usłyszałam, że snajper ze mnie żaden, ale jakoś ujdę w tłoku.

      – Masz szczęście, że nikt cię nie postrzelił podczas tych misji.

      – Byłam ranna! – zawołała z dumą, ale widząc reakcję Sassy, natychmiast dodała: – Och, drobiazg, szybko się z tego wylizałam.

      Sassy przewróciła oczami.

      – Pamiętaj, że za życia łatwiej zyskasz popularność, niż gdy będziesz rozdawać autografy w grobie.

      – Dzięki, przekażę chłopakom tę światłą uwagę… – Nagle spoważniała. – Naprawdę bardzo mi zależy, żeby Zjawa znalazła się na szczycie listy. Zadedykowałam tę powieść naszemu oddziałowi, to znaczy podałam tylko imiona, bo chłopaki działają w ukryciu. Nie mogę też wyjawiać różnych szczegółów, sceny akcji są paradokumentalne, a nie dokumentalne.

      – Z twoich opowieści wynika, że goście są w porządku.

      – Są świetni!

      – No dobrze, gotowe – powiedziała Sassy, odsuwając szczotkę. – Tylko nie dotykaj włosów! Ma być tak, jak jest.

      – Ale to taka odważna fryzura. Sama nie wiem…

      – Masz przepiękne włosy, więc można trochę poszaleć, a w takim uczesaniu nie ma nic wulgarnego. Sukienka też jest skromna, więc wszystko gra. Jesteś Kopciuszkiem, a przed tobą twój wielki bal!

      Mina uśmiechnęła się blado.

      – Z moim szczęściem na tym wielkim balu wywalę się jak długa i będzie po biednym Kopciuszku.

      Sassy nie znalazła na to odpowiedzi.

      Willa, w której odbywała się gala, była rzęsiście oświetlona. Znajdowała się w ekskluzywnej dzielnicy Catelow, mieli tam swoje rezydencje najzamożniejsi mieszkańcy. Był to pokaźnych rozmiarów dwukondygnacyjny budynek postawiony na blisko hektarowej posesji. Nad sosnami wydmowymi wznosiły się odległe góry. Właśnie w takich posiadłościach Mina często umieszczała akcję swoich powieści.

      Zajechała małym volkswagenem, oddała parkingowemu kluczyki i skrzywiła się, gdy tuż za jej autkiem zatrzymał się wystrzałowy jaguar XJL. Cóż, nie była zamożna, ale nie robiła z tego tragedii. Owszem, jej mały samochodzik nie pasował do tego przepychu, ale to samo można by powiedzieć również o niej.

      Było oczywiste, że w czarnej sukience, którą kupiła na przecenie, nie wzbudzi tu sensacji. Ludzie, których spodziewała się spotkać, z pewnością nosili luksusową odzież szytą na zamówienie. Kobiety, z którymi minęła się, wchodząc do rezydencji, nie ubierały się w sieciówkach.

      Jeszcze nigdy nie widziała tak pięknych kreacji i było oczywiste, że na ich tle wypadnie jako kobieta niezamożna i zaniedbana. Ale już po chwili zauważyła kilka kobiet ubranych tak samo jak ona. Cóż za wspaniałomyślny gest ze strony elit, że zaprosiły przedstawicieli ubogiej klasy pracującej, pomyślała zgryźliwie. Posuwała się powoli wzdłuż rzędu witających ją osób, uśmiechając się uprzejmie do wszystkich jak leci, bo nikogo tu nie znała.

      Po chwili zbliżyła się do niej elegancko ubrana kobieta.

      – Pani to zapewne Willow Shane – powiedziała, używając jej pseudonimu literackiego. – Nazywam się Pam Simpson, to ja urządzam to przyjęcie. Przeczytałam już trzy razy Zjawę, którą dała pani Bartowi, a on był tak uprzejmy, że mi ją pożyczył. Ta książka zawędruje na sam szczyt listy bestsellerów New York Timesa, jestem tego pewna! Kupiłam też sporo egzemplarzy i obdarowuję nimi moich znajomych.

      – Bardzo pani dziękuję. – Mina oblała się rumieńcem. – Cieszę się, że książka przypadła pani do gustu.

      – Naprawdę bierze pani udział w misjach komandosów, żeby poznać realia ich pracy?

      – Owszem – przyznała Mina. – To dla mnie wielka przygoda.

      – Uwielbiam pani styl, kompozycję opowieści i dbałość o szczegóły. Realizm aż bije po oczach, czytelnik ma wrażenie, że sam uczestniczy w tych zdarzeniach. – Przerwała na moment. – Jestem dumna, że zgodziła się pani tu przyjść. Z pewnością nie brakuje pani zaproszeń na bankiety, a mimo to słynna Willow Shane zaszczyciła nas swoją obecnością.

      Mina z trudem powstrzymała śmiech, bo sytuacja była dla niej dość absurdalna. Jeszcze nie przywykła do pseudonimu literackiego i miała wrażenie, jakby składała się z dwóch osób. Pisarka Willow Shane widniała na okładkach jej książek i