– Przecież wszyscy tak robią.
– Nie ja – z powagą odparował Bart. – I wielu miejscowych również tak się nie zachowuje. Bo tu mieszkają bogobojni ludzie… no, z pewnymi wyjątkami.
– Hm, jak rozumiem, wyznajesz tak zwane wsteczne poglądy, prawda? – stwierdził Cort, starając się, by nie zabrzmiało to złośliwie.
– Wybacz, jeśli nie jestem na bieżąco z obowiązującymi w wielkim świecie zasadami typu „wszystko uchodzi”. Nie interesują mnie kobiety po przejściach.
Musiała upłynąć chwila, nim Cort zrozumiał. Chciało mu się śmiać, ale się powstrzymał i tylko cicho powtórzył:
– Kobiety po przejściach…
– A tak, wystarczy spojrzeć – mruknął Bart, po czym z jawną niechęcią popatrując na kuzyna, dodał: – W mieście są trzy motele i niecierpliwie czekają na nowych klientów.
Cort mruknął coś do siebie i wrócił do Idy Merridan.
Mina podziękowała Pam za galę, pożegnała się z czytelnikami, którzy poprosili ją o autograf, i ubrana już w płaszcz podeszła do Barta, którego nachmurzona mina bardzo ją zaskoczyła.
– Wszystko gra? – spytała niepewnie.
– Jasne – odparł, uśmiechając się z przymusem. – Odwiozę cię do domu, tak na wszelki wypadek.
– Nie musisz – powiedziała, kładąc dłoń na rękawie jego marynarki.
– Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, a to znaczy, że muszę.
Mina podziękowała mu uśmiechem, a Cort zmierzył ich wściekłym wzrokiem. I pomyśleć, że dał wiarę zapewnieniom Barta, że nie łączy ich nic poza przyjaźnią. Wystarczyło na nich spojrzeć w takiej chwili, by pozbyć się wszelkich złudzeń.
– Czy to przyjęcie nie zostało wydane na cześć pisarki, którą zna Pam Simpson? – zastanowiła się Ida, gdy ruszyli do wyjścia. – O ile wiem, chodzi o Willow Shane, autorkę Zjawy, o której ostatnio dość głośno.
– Nie mam pojęcia – odparł Cort.
Posuwali się do drzwi razem z niewielką grupą gości. Za nimi szli Bart i Mina.
– Ale przynajmniej świetnie nam się tańczyło – wyznała Ida, pomrukując jak kotka. – Chcesz wpaść do mnie do domu?
– No jasne – odparł głośno.
Chciał mieć pewność, że jego sztywny kuzyn i dotrzymująca mu towarzystwa wredna baba usłyszą każde słowo. Wziął Idę za rękę i wyszli na zewnątrz. Na nich nawet się nie obejrzał.
– Chciał zawieźć ją na ranczo – wyjaśnił Bart, kiedy stanęli przy samochodzie. – Powiedziałem mu, że się nie zgadzam.
– Świat idzie do przodu, tylko my stoimy w miejscu – zauważyła.
– Na to wygląda – przyznał z uśmiechem. – Cort różni się od nas. Jest bardziej, jak to mówią, postępowy.
– No tak, kowboje trochę się naoglądają świata – zauważyła Mina, a potem dodała rozbawiona: – Trafił nam się taki zuch, co miał dziewczynę w każdej mieścinie, w której organizowano rodeo.
Cort nie był kowbojem, ale Bart nie chciał zdemaskować kuzyna. W końcu zjawił się tutaj, żeby odpocząć od życia bogacza. Nawiasem mówiąc, dzisiejszy wieczór wcale nie wskazywał, żeby było mu to potrzebne. Ot, nałogowy podrywacz, właśnie takie wiódł życie. To pierwsza miejscowa impreza, w jakiej wziął udział, i od razu znalazł sobie atrakcyjną kobietę na jedną noc. Po prostu traktował te sprawy na luzie. Całkiem inaczej niż Bart.
– Do zobaczenia. Świetnie się bawiłam. A wiesz – dodała po chwili – poznałam myśliwego, który zabiera moje książki do lasu.
– No jasne, lektura umila mu oczekiwanie, aż pod lufę napatoczy mu się jeleń samobójca – droczył się z nią. – Jedź ostrożnie.
– Dobrze. Dzięki.
Mimo że starała się opanować, wyobraźnia bez przerwy podsuwała jej obraz Corta sam na sam z tą piękną i uwieszoną na jego ramieniu kobietą. Ta wizja niepokoiła ją, chociaż nie rozumiała, dlaczego. Nie chciała, by tego typu obrazy wywierały na nią aż taki wpływ.
Wsiadła do samochodu i ruszyła. W drodze powrotnej Bart trzymał się tuż za nią.
Rozdział trzeci
Cort i wesoła rozwódka wypili drinka u niej w domu. Mimo że znaleźli się sami, Cort nie próbował się do niej zbliżyć. Nie wiedział, skąd biorą się jego opory, co bardzo go irytowało. Kobiety były jedną z rozrywek, których nigdy sobie nie odmawiał. Gdy nadarzała się okazja spędzenia upojnej nocy z jakąś ślicznotką, nie trzeba go było długo namawiać.
Kobieta, z którą wyszedł z przyjęcia, była aż nadto uwodzicielska. Miała uroczy uśmiech, jednak jej oczy spoglądały zimno. I to wystarczyło, by się zawahał, bo miał nieprzyjemne wrażenie, że sam sobie spogląda w oczy.
Można by powiedzieć, że Cort gardził wszystkimi kobietami. Te, z którymi zetknął go los, były gotowe zrobić wszystko, dosłownie wszystko, gdy zwietrzyły jakąś korzyść dla siebie. Kiedyś traktował to jako coś oczywistego, jednak obecnie był tym śmiertelnie znużony. A w tej rozwódce wyczuwał to wszystko, co tak bardzo go mierziło.
– Podobno jesteś po dwóch rozwodach – zagaił.
Ida Merridan wzruszyła ramionami i z kieliszkiem koniaku usiadła na fotelu blisko Corta, który również raczył się tym trunkiem.
– Owszem – odparła. – Mój pierwszy mąż był gejem, o czym nie wiedziałam, wychodząc za niego. Dbał o zachowanie pozorów, bo przyznanie się do prawdziwej orientacji mogłoby zaszkodzić jego wizerunkowi w firmie. Drugi mąż okazał się sadystą. Przed ślubem żyłam w przekonaniu, że jestem najbardziej kochaną kobietą na świecie, a zaraz po ślubie boleśnie się przekonałam, do jakich potworności jest zdolny, gdy zostanie sam na sam z kobietą. Znęcał się nade mną emocjonalnie i fizycznie. W końcu uciekłam z domu i zgłosiłam się na policję. Został aresztowany za napad z pobiciem, a ja szybko wzięłam rozwód. Mało brakowało, a wyszłabym za mąż po raz trzeci… – Uśmiechnęła się smutno i napiła się koniaku. – Był dziennikarzem, ale wyjątkowym, bo uwielbiał ryzyko. By zdobyć materiał do artykułu, odbywał śmiertelnie niebezpieczne eskapady, ale prywatnie był człowiekiem delikatnym, miłym i taktownym. Kochałam go – dodała, utkwiwszy wzrok w podłodze – ale nie potrafiłabym żyć z ciągłą świadomością, że coś mu grozi. Dlatego nie pozwoliłam, żebyśmy się do siebie za bardzo zbliżyli. Teraz wiem, że okazałam się tchórzem.
– Kochałaś go? – zdziwił się Cort.
– Tak sądzę – odparła, wpatrując się w jego zimne, cyniczne oczy, a po chwili dodała, czytając w nim jak w otwartej księdze: – Za to ty nigdy nikogo nie kochałeś. To znaczy uwielbiasz kobiety jako zbiór istot, z których co jakiś czas starasz się upolować pojedynczą sztukę. Kochasz podniecenie, które towarzyszy tym łowom, ale gdy już zrobisz swoje, znikasz bez cienia żalu.
– A niech mnie – mruknął z podziwem Cort. Był przekonany, że czeka go szybki numerek, jednak wizyta u Idy Merridan przeradzała się w całkiem coś innego. – Jesteś spostrzegawcza – dodał po chwili namysłu.
– Pewnie dlatego, że sporo przeszłam w życiu. Dzięki temu dostrzegam trochę więcej, a także nauczyłam się cieszyć chwilą. I nie wybiegam myślą zbyt daleko w przyszłość.
Sącząc