Dedykuję Robertowi, który potrafi nakłonić nasze komputery i drukarki do działania, nawet gdy nie mają na to ochoty.
Drodzy Czytelnicy!
Cort Grier zadebiutował na kartach mojej powieści Kłamstwa i tajemnice, po raz drugi pojawił się w Undaunted, by flirtować z główną bohaterką.
Już wtedy byłam przekonana, że ze swoją skomplikowaną osobowością zasługuje na to, by poświęcić mu osobną opowieść. Oto ona.
Spotykamy Corta, gdy zaszyty na ranczu w Wyoming udaje ubogiego kowboja. Poznaje przyjaciółkę swojego kuzyna, którą zraża do siebie już na samym początku znajomości, kpiąc z jej zamiłowania do robótek na drutach i zaczytywania się w romansach. Jednak nie wiedział, że ma do czynienia z poczytną powieściopisarką, która szuka materiału do kolejnych książek, towarzysząc oddziałowi najemnych komandosów w niebezpiecznych misjach.
Będzie wesoło, kiedy w końcu oboje poznają prawdę na swój temat.
Świetnie się bawiłam przy pisaniu tej powieści, choć zarazem muszę przyznać, że w paru miejscach przybrała nieoczekiwany dla mnie obrót. Mam nadzieję, że się Wam spodoba!
Wasza oddana fanka
Diana Palmer
Rozdział pierwszy
Dla Corta Griera życie już dawno straciło smak.
Na wielkim ranczu w zachodnim Teksasie hodował byki rozpłodowe rasy santa gertrudis. Był dojrzałym mężczyzną, miał trzydzieści trzy lata i stanął u progu nowych wyzwań, które nadadzą sens jego życiu. A najważniejszym z tych wyzwań było założenie rodziny, o czym marzył już od dłuższego czasu.
Jego ojciec ożenił się powtórnie i zamieszkał w stanie Vermont, bracia, z wyjątkiem jednego, byli żonaci i mieli dzieci, a Cort pragnął pójść w ich ślady.
Dotąd przeżył sporo miłostek, w tym kilka niezobowiązujących związków, które utwierdziły go w przekonaniu, że kobiety interesują się wyłącznie jego fortuną. Ostatnia, z którą się spotykał, była piosenkarką. Wręcz roześmiała mu się w twarz, gdy wspomniał o dzieciach. Oznajmiła, że też wkroczyła w najważniejszy, najbardziej twórczy okres swego życia, i zamierza skupić się na karierze. Ani myślała zamieszkać na cuchnącym ranczu w Teksasie i wychowywać czeredę bachorów. Przyznała też, że nie jest pewna, czy kiedykolwiek zdecyduje się na dziecko.
Mimo tego typu zgrzytów, Cort wręcz nałogowo uwielbiał kobiety i przez wiele lat z zapałem smakował ich wdzięki. Co prawda nigdy nie zabiegał o opinię playboya, ale przez jego sypialnię przewinął się cały tabunek urodziwych pań. Szkopuł w tym, że owe panie szybko traciły powab nowości i w oczach Corta stawały się niemal identyczne. Podobnie wyglądały, tak samo czuł się w ich towarzystwie, to samo miały do powiedzenia. Być może, tłumaczył sobie, znużyły go już te rozkoszne igraszki. Z natury był realistą, a nawet cynikiem, więc patrzył na życie bez złudzeń, a wraz z upływem lat jego cynizm tylko się pogłębiał. Obecnie znajdował się na takim etapie życia, że więcej radości sprawiało mu prowadzenie rancza, niż uganianie się za panienkami w El Paso.
Co ciekawe, właśnie ranczo okazało się zaporą nie do przebycia dla jego potencjalnych wybranek. Każda z nich reagowała z entuzjazmem, kiedy wspominał o wielkich stadach bydła santa gertrudis, gdy jednak zjawiała się na ranczu, docierało do niej, że zwierzęta są brudne i cuchną, a zachwyt mijał bez śladu. Nawiasem mówiąc, zatrudniani przez Corta kowboje też nie grzeszyli czystością, a jedna ze ślicznotek omdlała, gdy zobaczyła, jak pracownik wyciąga cielaka z brzucha rodzącej matki.
Żadnej z tych kobiet nie mieściło się również w głowie, że mogłaby zamieszkać tak daleko od miasta. Szczególną przeszkodą było przebywające w pobliżu bydło, drażniły je też hałaśliwe maszyny gospodarcze. Natomiast gdyby w grę wchodził apartament przy Park Avenue w Nowym Jorku, to jak najbardziej tak. Mile też byłaby widziana biżuteria od Tiffany’ego oraz kreacje od najmodniejszych projektantów. Ale bydło? Nigdy, przenigdy!
Z drugiej strony Cort nie przepadał za tak zwanymi dziewczynami z sąsiedztwa. Zresztą kiedy był młodszy, w okolicy z trudem można było się ich doszukać. Większość ranczerów miała synów, i to nawet liczne gromadki, ale dziewczyn było jak na lekarstwo.
Zarazem zdawał sobie sprawę, że tylko kobieta, która wychowała się na ranczu, potrafi docenić uroki takiego życia. Musiał to być ktoś, kto uwielbia spędzać czas na świeżym powietrzu, lubi zwierzęta i komu niestraszne są związane z wiejskim życiem niedogodności, znoje i trudy. Doszedł więc do nieuchronnego wniosku, że szukanie wybranki w ekskluzywnych dzielnicach metropolii nie jest najlepszym pomysłem i powinien rozejrzeć się po okolicy. O ile w ogóle była tu jakaś wiejska dama godna jego uwagi.
Kiedyś poznał w Georgii młodą i atrakcyjną kobietę. Bawił wówczas u Connora Sinclaira, multimilionera, który miał tam dom nad jeziorem. Urodziwa Emma wyróżniała się specyficznym poczuciem humoru, co przykuło uwagę Corta. Przyłapał się na tym, że naprawdę jej słucha, zamiast tylko podziwiać jej urodę, co zdarzało mu się bardzo rzadko. Emma pracowała jako asystentka Connora, ale Cort szybko wyczuł, że tych dwoje łączy coś więcej. A bystry i zazdrosny Connor z chirurgiczną precyzją odseparował Corta od Emmy i dopilnował, by już nie mieli okazji się spotkać. Jakiś czas później Cort dowiedział się od swojego brata, Casha Griera, który był szefem policji w Jacobsville w południowym Teksasie, że Connor poślubił Emmę i doczekali się syna. A Cort przez cały ten czas szukał okazji, by ponownie dotrzeć do Emmy i odbić ją zaborczemu pracodawcy. Jednak przespał sprawę, lub też, co bardziej prawdopodobne, po prostu nie miał u zakochanej w Connorze Emmy żadnych szans. Natomiast ona jeszcze bardziej zyskała w jego oczach, bo stała się niedosiężnym ideałem. Wciąż rozpamiętywał jej błyszczące inteligencją i humorem oczy, niezapomniane riposty, życzliwość, urodę i niewymuszony wdzięk. Efekt był taki, że gdy zestawił z Emmą te wszystkie kobiety, które dotąd przewinęły się przez jego życie, to żadna z nich nie mogła się z nią równać. A już najgorsze było to, że oczy tych ślicznotek błyszczały nie inteligencją i życzliwością, ale żądzą dolarów i brylantów.
Wtedy dotarło do niego, jak bardzo puste jest jego życie, i poczuł się rozpaczliwie samotny. Owszem, ranczo wciąż było dla niego ważne, ale przestawało mu już wystarczać. Utknął tu i czuł, że musi wyjechać stąd na jakiś czas, zafundować sobie wakacje.
Skontaktował się z Bartem Riddle’em, dalekim kuzynem mieszkającym w Catelow w stanie Wyoming, i poprosił go, by przyjął go do pracy jako prostego kowboja, oczywiście incognito. Gdy wyjaśnił mu swoją sytuację, rozbawiony kuzyn oznajmił:
– Jeżeli chcesz sobie zrujnować zdrowie, uganiając się za bydłem i kopiąc doły na słupy do ogrodzenia, to czekam na ciebie niecierpliwie.
Mógł też zadzwonić do innego kuzyna, Cody’ego Banksa, szeryfa w hrabstwie Carne w stanie Wyoming. Ale Banks mieszkał w mieście, no i nie miał rancza, a Cort chciał pracować fizycznie. Postanowił, że odwiedzi Cody’ego, gdy nadarzy się taka okazja.
Z Bartem spotkał się na lotnisku. Uścisnęli sobie dłonie, a kuzynowi uśmiech nie schodził z ust.
c Jesteś właścicielem jednego z największych rancz w Teksasie, a mimo to chcesz u mnie pracować jako prosty kowboj? – upewnił się, przyglądając mu się z rozbawieniem.
– Po prostu znudziło mi się występowanie w roli chodzącej i gadającej skarbonki, a tak właśnie postrzegają mnie kobiety – odparł Cort, gdy wychodzili z lotniska. W jednej ręce niósł walizkę, w drugiej torbę z bagażem podręcznym i garnitur w pokrowcu.
– O rany, zazdroszczę ci takich problemów – wyznał Bart. – Jestem starszy od ciebie, już dawno pożegnałem się z młodością. Nie szastam pieniędzmi, gospodarzę po kawalersku. – Roześmiał się. – Wygląda na to, że już do końca życia będę mieszkać z psami i kotami.