– Kto? – spytał trochę nieprzytomnie.
– Kobiety, z którymi sypiałeś. Wszystkie zlewają się w twoich wspomnieniach, prawda?
– Też tak masz? – spytał, marszcząc brwi.
– Ja nie sypiam na lewo i prawo.
– W takim razie co tu robię? – spytał już całkiem przytomny.
– Zachowujesz pozory – odparła z uśmieszkiem. – Robisz to, co musisz, żeby podtrzymać swój image w oczach kuzyna. Wychodząc ze mną, miałeś też inny cel. Chciałeś dać prztyczka w nos tej kobiecie w czarnej sukienczynie.
– O rany… – Cort gwizdnął z podziwem.
– Ubieram się jak kobieta polująca na samców. Flirtuję, jestem uwodzicielska. Wszyscy widzą we mnie seksbombę i są przekonani, że uwiodłam z tuzin facetów, by każdego z nich oskubać z forsy. – Na moment przymknęła oczy. – A tak naprawdę pieniądze mam po pierwszym mężu. Był milionerem i nie miał żadnego spadkobiercy.
– Ten homoseksualista, tak?
– Tak… Gdy kochanek go rzucił dla młodszego i bardziej przebojowego mężczyzny, mój eksmąż poszedł do adwokata i sporządził testament. Zapisał mi niemal cały majątek, zadbał też o swoich pracowników. A tydzień później wjechał na najwyższe piętro drapacza chmur w Nowym Jorku, w którym mieściła się siedziba jego korporacji, i skoczył. – Znów odczekała chwilę. – Nie wiedziałam, że ma kochanka, skrzętnie ukrywał swoje preferencje. Ponieważ unikał seksu, zaczęłam podejrzewać, że coś ze mną jest nie tak. Zostawił mi długi list, w którym podziękował, że wyszłam za niego, i za dobroć, którą mu okazywałam. Przyznał się też, że miał kochanka. – W zadumie pokiwała głową. – Po śmierci męża kochanek założył sprawę sądową i domagał się, jak to nazwał, zadośćuczynienia, powołując się na względy, jakimi darzył go zmarły.
– I co zrobiłaś.
– Poprosiłam o pomoc adwokata pracującego dla firmy, a on rozprawił się z nim dość brutalnie i bardzo skutecznie. Koniec końców kochanek dostał tyle, na ile zasługiwał, czyli zero. I oczywiście musiał pokryć koszty sądowe. – Jej spojrzenie spochmurniało. – Doszły mnie potem słuchy, że wyjechał do Acapulco, żeby szukać kolejnej ofiary. Ponoć źle trafił i zginął od kuli jakiegoś bandziora. Biedny, żałosny człowieczek.
– Lubiłaś swojego męża.
– Tak, nawet bardzo. Był dobry, szlachetny, uczciwy… i głęboko nieszczęśliwy. Ludzie są, jacy są – dodała ze smutnym uśmiechem. – Uważam, że nie mamy prawa zmuszać innych, by żyli według naszego widzimisię.
– Święte słowa. – Uniósł kieliszek, Ida zrobiła to samo, a po spełnieniu toastu Cort skomentował wesoło: – No to urządziliśmy sobie spotkanie ocalonych. To był bardzo miły wieczór.
– Też tak uważam. – Ida wstała. – Wybacz, jeśli pokrzyżowałam ci plany na noc.
– W sumie to wszystko mi jedno. – Wzruszył ramionami. – Chyba się starzeję.
– Tylko mnie nie wydaj, bo podoba mi się rola uwodzicielskiej wiedźmy. Większość mężczyzn reaguje na mnie panicznym lękiem. Obawiają się, że nie sprostają moim oczekiwaniom, a potem obgadam ich przed innymi.
– Nie ma sprawy – obiecał ze śmiechem. – Pod warunkiem, że ty też nie opowiesz nikomu o mnie.
– Och, strasznie cię będę wychwalać, w moich opowieściach zostaniesz najcudowniejszym kochankiem wszech czasów, pogańskim bożkiem w służbie Erosa. Gdziekolwiek się zjawisz, będziesz wzbudzać zazdrość w mężczyznach.
– Błagam, trochę stonuj peany na moją cześć – powiedział rozbawiony – bo takiemu wizerunkowi na pewno nie dorównam.
– No dobrze, popracuję nad tym.
– Dzięki za koniak. I towarzystwo.
– Miło się z tobą gawędziło. – Przez chwilę mierzyła go wzrokiem. – Należysz do Grierów z okolic El Paso w Teksasie? Hodujesz bydło rasy santa gertrudis, zgadłam? – Gdy Cort przytaknął, dodała: – Ale udajesz kowboja…
– Znudziła mi się rola książeczki czekowej.
– Znam to uczucie. Wpadnij, jak będziesz się nudzić. Nieźle gram w szachy.
– Na pewno cię odwiedzę – odparł z entuzjazmem.
Ida zapisała swój numer telefonu na skrawku papieru i podała go Cortowi.
– Nie ma mnie w książce telefonicznej.
– Będziemy w kontakcie. – Cort podał jej numer komórki.
– Ale jako znajomi – powiedziała z uśmiechem.
– Tak, znajomi.
Kiedy zajechał pod dom i wyłączył silnik, Bart jeszcze nie spał. Cortowi było głupio, że chciał przywieźć Idę na ranczo kuzyna. Bart nie polował na ślicznotki, wyznawał konserwatywne zasady, nie próbował podążać z duchem nowych czasów. Cort żałował, że sprowokował sytuację, w której Bart mógł poczuć się niezręcznie z powodu swoich przekonań, dlatego gdy tylko wszedł do salonu, powiedział szczerze:
– Bardzo cię przepraszam za tamten pomysł z Idą.
Bart wzruszył ramionami i zacytował swego zmarłego ojca:
– Ludzie są różni, tylko to się nie zmienia. – I dodał: – Nic mi do twojego prywatnego życia, o ile nie próbujesz mnie wkręcać w swoje sprawy. Mnie i mojego domu – zakończył z uśmiechem.
– W porządku. – Cort usiadł ciężko. – Naprawdę się starzeję. Kobiety straciły dla mnie całą tajemniczość.
– Nawet wesoła rozwódka?
– Ona nie jest taka, na jaką wygląda.
– Tak, to się zdarza – przyznał Bart, myśląc o Minie.
– Ta twoja… przyjaciółka działa mi na nerwy – dodał Cort, pochmurniejąc. – Tak w ogóle to jakim cudem została zaproszona na przyjęcie, na którym powinni się pojawić tylko ludzie z towarzystwa? Na pewno tę swoją żałosną kieckę kupiła w jakimś lumpeksie.
Bart był o krok od wyjawienia prawdy, jednak ugryzł się w język. Obserwowanie, jak kuzyn błąka się w fałszu i domysłach, dawało mu mnóstwo frajdy. Był pewien, że gdy w końcu prawda wyjdzie na jaw, zrobi się naprawdę wesoło.
– Zaproszono wszystkich z okolicy – powiedział.
– Podobno gala była na cześć jakiejś dobrze zapowiadającej się pisarki, ale nie poznałem jej – odparł Cort.
– Bo zjawiło się za dużo osób. Ja przestałem całą imprezę w kącie z Callisterami i Miną. I nie skosztowaliśmy żadnego trunku.
– Żałuj, bo alkohol był wyśmienity.
– Lubię, kiedy mój mózg funkcjonuje normalnie.
– Ja też, ale szklaneczka od czasu do czasu pomaga mi się zrelaksować.
– No dobra, idę spać. – Bart wstał z krzesła. – Rzadko bywam na imprezach, a z samego rana przyjedzie potencjalny kupiec, by obejrzeć roczne byczki.
– Masz świetne stado – pochwalił Cort. – I podoba mi się twój program hodowlany.
– Cóż, pewnie nie spełnia standardów Griera, ale mimo że hoduję bydło rasy black angus, a nie santa gertrudis, nie mam powodów do narzekania.
–