Cort zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów, po czym rzucił obojętnym tonem:
– Widać, że to domowa robota, ale okej, nawet niezła ta kiecka.
Komentarz tego faceta wystarczył, żeby poczuła się biedna i tandetnie ubrana. Suknia była ze sklepu, on jednak udał, że nie zrozumiał żartu i złośliwie zasugerował, że uszyła ją sama, do tego niezbyt wprawnie.
– To był żart. Nie szyję – stwierdziła lodowatym tonem.
– Och, nie wiedziałem. Ale robisz na drutach, prawda? – Jego uśmiech był tak samo chłodny, a także arogancki.
Nie mogła go kopnąć, choć miała na to wielką ochotę.
Gdy muzyka na chwilę umilkła, Bart spytał:
– Bill, pozwolisz?
– Jasne, panie Riddle. Dziękuję, Mino. – Skłoniwszy się lekko, wmieszał się w tłum.
– Bart, nie tańczę zbyt dobrze – wyznała Mina.
– To jest nas dwoje.
– Niepotrzebnie się martwiłem, że to będzie drętwa impreza – mruknął Cort, patrząc na tę część sali, gdzie stał stół z alkoholem. A konkretniej, na pewną kobietę. Ida Merridan też już wypatrzyła Corta i konsumowała go łakomym wzrokiem. – Cóż to za piękność? – spytał Barta, obrzucając Minę lekceważącym spojrzeniem, i znów zapatrzył się w brunetkę.
– Ida Merridan. Wesoła rozwódka po dwóch małżeństwach – wyjaśnił Bart.
– Jaki głupiec rozwodzi się z tak piękną kobietą? – głośno zastanawiał się Cort, wydymając zmysłowe usta.
– Taki, który potrafi dostrzec pod makijażem, z kim naprawdę ma do czynienia – skwitowała Mina i dodała z uśmieszkiem: – Ale do tego trzeba mieć w głowie trochę więcej niż trzy szare komórki.
– Przynajmniej nie ubiera się jak uczestniczka wyprawy krzyżowej – odparł Cort podejrzanie łagodnym tonem, popatrując na skromny ubiór Miny.
W odpowiedzi najpierw tylko się uśmiechnęła. Sarkazm, który przychodził Cortowi Grierowi zupełnie naturalnie, łamał jej serce. Co gorsza, ten mężczyzna niebezpiecznie oscylował wokół granicy dobrych manier.
– Cóż, nie mam na swoich usługach wybitnego adwokata specjalizującego się w rozwodach – odparła wreszcie – a tym bardziej bogatego eksmałżonka, dlatego moja garderoba nie może się równać z garderobą Idy Merridan.
– Czy w ogóle narodził się taki desperat, który na tyle zainteresowałby się tobą, by zostać twoim eksmałżonkiem? – Po tych słowach odwrócił się, szykując się do odejścia.
– Cort, na litość boską! – fuknął zniesmaczony Bart.
Mina położyła mu dłoń na ramieniu i oznajmiła z nadzwyczajnym spokojem:
– Twój kuzyn ma prawo mieć swoje zdanie. Po prostu czuje słabość do maszynek do mięsa. – Gdy zbity z tropu Cort spojrzał na nią, dodała: – Zrozumiesz, o czym mówię, gdy pani Merridan już się tobą nasyci. Życzę dobrej zabawy. – Ostentacyjnie ignorując Corta, odwróciła się do Barta i powiedziała: – Chciałabym poradzić się ciebie w sprawach podatkowych.
Cort przeklął pod nosem i zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku powabnej rozwódki.
– Nigdy nie był łagodnym barankiem, lecz teraz coś w niego wstąpiło – tłumaczył Bart. – Co za arogant! Przepraszam, ale w takim wydaniu go nie znałem. Nie przyprowadziłbym go na galę, gdybym wiedział, że tak się wobec ciebie zachowa. Nie mogę dopuścić, żeby popsuł ci twoje święto.
– Nie uda mu się – oznajmiła ze sztuczną pewnością siebie, zmusiła się do uśmiechu i dodała: – Świetnie się bawię.
– Cóż – westchnął Bart, spoglądając na kuzyna, który właśnie prowadził Idę Merridan na parkiet. – Cieszę się.
Zespół zaczął grać jakiś latynoski kawałek, więc Bart i Mina zeszli z parkietu, bo nie potrafili tańczyć do takiej muzyki. Całkiem inaczej niż Cort, który z Idą w objęciach wił się po parkiecie w rytmie samby, a przyglądające im się panie wzdychały z zachwytem. Cort był znakomitym tancerzem, gibkim i idealnie wczuwającym się w muzykę, a przy tym bardzo męskim. Ida Merridan tworzyła z nim cudowną parę, a jej oczy lśniły jak gwiazdy. A raczej jak brylanty, pomyślała zgryźliwie Mina. Odczuwała złośliwą satysfakcję na myśl o tym, jak bardzo rozczaruje się Ida, gdy się dowie, że jej ekscytujący partner do tańca to zwykły kowboj, który musi się ciężko napracować, by zarobić garstkę dolarów na przeżycie kolejnego miesiąca. Cóż, każdy ma prawo do małych radości, a Minie tylko taka pozostała.
– O co chodzi z tymi podatkami? – spytał Bart, gdy przeszli do salonu i usiedli przy stoliku.
– Tylko tak powiedziałam przy Billu, a tak naprawdę to nie wiem, czy postąpiłam słusznie w sprawie buhaja.
– Jakiego buhaja?
– Old Charlie znów zaatakował młodego byczka. Jednego już tak załatwił, że musiałam go uśpić, dlatego oddałam Old Charliego Billowi. Nie chciałam go sprzedawać, bo mógłby narobić szkód w stadzie innego ranczera. Zachowuje się bardzo agresywnie.
– Bill przepada za tym staruszkiem, no i ma tylko trochę krów. Old Charliemu na pewno będzie tam dobrze się żyło. On nie atakuje ludzi, to znaczy atakuje tylko wtedy, gdy odciąga się go od krów. Bill da sobie z nim radę, zna się na tej robocie jak mało kto.
– Komuś może się stać krzywda – ponuro powiedziała Mina. – Gdyby coś złego spotkało Billa, nigdy bym sobie nie wybaczyła.
– Nie martw się. – Bart poklepał ją po dłoni. – Wszystko będzie dobrze. Postąpiłaś wielkodusznie, przecież za Old Charliego dostałabyś niezłą sumkę.
– U Billa ma azyl do końca życia, a gdybym go sprzedała, to nie wiadomo, jak by się to potoczyło. A skoro mowa o pieniądzach, to za miesiąc podpisuję umowę wydawniczą na kolejny tytuł i dostanę za nią dziesięć razy tyle, ile mogłabym dostać za Old Charliego.
– Moje gratulacje! – zawołał Bart. – Pamiętasz, jak ci mówiłem, że zrobisz fortunę na swoim talencie?
– To jeszcze nie ten etap, ale i tak moja sytuacja finansowa bardzo się poprawiła. Rogan namawia mnie, żebym na aukcji u Terrence’ów kupiła co najmniej dwa byki i parę cielnych jałówek. – Spojrzała na Barta. – Wybierzesz się ze mną? Mógłbyś mi coś doradzić.
– Z przyjemnością, tylko daj znać kiedy.
Mina zerknęła w stronę parkietu. Zespół grał bluesa, a Cort Grier nadal tańczył z Idą, która oplotła go niczym bluszcz. Widok tej pary obściskującej się na parkiecie z jakiegoś powodu sprawił, że poczuła się nieswojo. Nie miała doświadczenia w tych sprawach, jednak umiała rozpoznać spojrzenie, które Cort Grier utkwił w Idzie Merridan.
– Jak długo zostanie u ciebie kuzyn?
– Raczej niezbyt długo. – Bart westchnął. – No, tak myślę.
Nie takiej odpowiedzi oczekiwała i szybko zmieniła temat.
Gdy Mina żegnała się z gospodynią i wkładała płaszcz, do Barta podszedł Cort.
– Chciałbym zabrać Idę na ranczo – rzekł leniwie. – Masz coś przeciwko?
Bart zesztywniał na moment, po czym ze złością spojrzał na kuzyna i odparł: