Mały Oświęcim. Błażej Torański. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Błażej Torański
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Биографии и Мемуары
Год издания: 0
isbn: 9788382345155
Скачать книгу
o ogorzałej, apoplektycznej cerze i z fryzurą z lat czterdziestych. Stanowczy, męski charakter, żadnych subtelności – opisuje wachmankę. – Zdystansowana. O silnym instynkcie samozachowawczym, kontrolująca słowa, starająca się o dobre relacje z innymi więźniarkami. „Trzeba to wszystko przetrwać”, powtarzała. „Szczególnie że jestem niewinna”. Byłaby dobra w strukturach wojskowych. Codziennie myła się do pasa w zimnej wodzie i energicznie gimnastykowała.

      Rozmawiały o sztuce, kinie, także przedwojennym, o muzyce. Kochała muzykę klasyczną. Kiedy z „kołchoźnika” dobiegała muzyka Mozarta czy Bacha, jej niebieskie oczy napełniały się łzami wzruszenia. Lubiła także operetkę, na dźwięk Lehára czy Offenbacha pytała: „Pani Elżuniu, zatańczymy?”, i porywała mnie do walca. Opowiadała o swojej umuzykalnionej rodzinie, o tym, że gra na mandolinie, a jej brat na akordeonie.

      – Zawsze wieczorem, przed snem, wyciągała w górę rękę i mówiła: „Pani Elżuniu, rączka na dobranoc”. I chętnie czesała po myciu moje długie wtedy włosy. W więzieniu przecież nie było suszarek.

      W tym areszcie Królikowska-Avis prenumerowała między innymi „Dziennik Łódzki”, gdzie przeczytała informację o procesie Eugenii Pol, volksdeutschki z obozu na Przemysłowej, której zarzuca się zakatowanie jedenaściorga polskich dzieci.

      – Byłam w szoku. Pokazałam jej gazetę. „Pani Gieniu, co to jest?” Zaczęła płakać. Zatem wiedziałam, że to prawda. Zabębniłam w metalowe drzwi. Przyszła oddziałowa. „Pani oddziałowa, albo ona wychodzi z celi, albo ja”, powiedziałam. „Pol, pakujcie się!”, zdecydowała. Zbrodniarka spakowała swoje rzeczy w koc i wyszła. Przez kilka miesięcy nie wychodziła na spacerniak, bała się, że ją więźniarki pobiją. Nie ukrywałam bowiem informacji z „Dziennika Łódzkiego”.

      ***

      Genowefa Pohl vel Eugenia Pol w ostatnim słowie swojego procesu:

      Czuję się niewinna. Stoję przed Wysokim Sądem nie jako człowiek, ale jako męczennik. Nie jestem zbrodniarzem, nikogo nie zabiłam, mam czyste serce.

      ***

      Drugiego kwietnia 1974 roku Sąd Wojewódzki w Łodzi skazał Genowefę Pohl vel Eugenię Pol w procesie poszlakowym na dwadzieścia pięć lat więzienia. Wielokrotnie zmieniano materiał dowodowy, świadkowie – zeznania. Przyznała się do eksterminacji dzieci polskich („jako członek niemieckiej załogi obozu”), ale nie do przypisywanych jej morderstw. W 1989 roku złagodzono jej wyrok, odzyskała wolność. Zamieszkała w łódzkiej dzielnicy Dąbrowa. Zmarła w 2003 roku.

      Rozdział trzeci

      Piętno

      To nie jest temat na wspomnienie, tylko na zapomnienie.

      ***

      Maria Osses:

      Przeżyłam piekło i żyję. Widziałam potwory w ludzkiej postaci. Miały oczy, nosy, usta, uszy, ręce, ale były okrutne i brutalne, a to nie znaczy, że miało się do czynienia z ludźmi. Znam się na ludziach. Dolać pani zupy?

      ***

      Janina Kowalczyk, siostra byłego więźnia Józefa Fidyka:

      To był obóz dla niewiniątek. Te dzieci ograbiono z dzieciństwa. Ich tragedia nie może pójść w zapomnienie.

      ***

      Jerzy Jeżewicz:

      Po wyjściu z piekła przez szmat życia byłem wyczulony na każdy szmer, zgrzyt, szuranie butów, jakby do mojego pokoju zaraz mieli wtargnąć esesmani. Obserwowałem siebie, ludzi, otoczenie i czekałem.

      Przychodzą chwile, gdy bardzo chcę komuś o tym wszystkim powiedzieć, wykrzyczeć swój ból i cierpienie, ale nie potrafię. Myśmy po wyjściu z obozów nie potrafili kontaktować się ze światem jak normalni ludzie, nie byliśmy w stanie myśleć, tylko wykonywaliśmy polecenia. Jak szeregowi w wojsku.

      Zuzanna Polok:

      Ja do dziś się boję czegokolwiek chwycić, żeby źle nie zrobić. Kiedy poszłam po wojnie do pierwszej pracy, to przed dyrektorem stawałam jak przed komendantem obozu. Zapytał kierowniczkę, co ze mną jest nie tak. Musiałam jej wytłumaczyć, że to odruch z obozu. Jak się dowiedział, to bardzo mi pomagał. Miał na nazwisko Kotarski.

      Zdzisława Banasik, żona byłego więźnia:

      Ile ja razy prosiłam męża, żeby coś powiedział, ile bym dała, żeby coś z niego wyciągnąć, lepiej go poznać. Nigdy nic. Od razu w płacz. Całe życie zmienione przez ten obóz. Musi pani wiedzieć, że odkąd się pobraliśmy, a to już sześćdziesiąt lat minęło, mąż ani jednej nocy nie przespał spokojnie. Co noc krzyczy i płacze. Po domu chodzi. Myślę, że przeżył dzięki bratu, który był nie tylko starszy, ale i sprytniejszy.

      Leon Banasik:

      Jak to jest, proszę pani, że z tego, co było po wojnie, tylko strzępy pamiętam, a jak mnie Niemiec od ojca odrywał, to do dziś to czuję, widzę, ze szczegółami mogę opisać. Jak się dziecku krzywda dzieje, taka prawdziwa, wielka, to pamięć ją zapisuje na zawsze. Teraz już trudno pamiętać. Powinienem iść na operację biodra, ale nie mogę, bo serce mam chore. Przepraszam. Muszę wziąć leki.

      Waldemar Bojanowski:

      Jak mnie pani znalazła? Dobrze, że ktoś jeszcze pyta o obóz. Wczoraj miałem iść na dłużej do szpitala, ale odwołałem. Gdybym poszedł, nie miałaby pani z kim rozmawiać.

      Stamtąd nie ma wspomnień, był tylko strach, praca i głód.

      To było. Minęło. Nigdy więcej. Ten obóz to nie tylko rany zadane nam i naszym rodzinom, ale całemu społeczeństwu. Ta garstka, która przeżyła, wchodziła w dorosłość ze zniszczonym zdrowiem i zniszczoną