Dom z dwiema wieżami. Maciej Zaremba Bielawski. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Maciej Zaremba Bielawski
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Биографии и Мемуары
Год издания: 0
isbn: 9788365271433
Скачать книгу
mi całkiem nieźle. Mimo że nigdy nie przeszkadzam na lekcjach, mam z powodu Keatona obniżoną ocenę ze sprawowania.

      Kiedy John Wayne skończył strzelać, ku memu zdumieniu tata chce iść do cukierni. Podczas gdy wcinam bitą śmietanę (2,50 za małą, 5 złotych za dużą), tata mówi, że to na filmie to nieprawda. Trafienie kogoś z broni krótkiej prosto w serce z trzydziestu metrów jest prawie niemożliwe, a przy strzale z biodra wykluczone. Rozumiesz? Gdy się dostanie postrzał w piersi, to nie umiera się tak hop-siup i już. Rzyga się krwią i śluzem, ciało drga, to może trwać godzinami i strasznie wygląda. Rozumiesz? Kiwam głową. No i te bójki. Po takich ciosach się nie wstaje, bo to jest albo uszkodzony mózg, albo zejście. Rozumiesz? Nigdy nie wolno ci bić w głowę.

      Jestem dumny, że tata zdradza mi arkana swojej medycznej wiedzy. Mam teraz o czym opowiadać na szkolnym dziedzińcu.

      Po Rio Bravo tata grzebie w swoim biurku i wyjmuje coś jakby bilet. Bilet ma niski numer seryjny, być może 124, i specjalny stempel. „Okaziciel jest uprawniony do zakupu biletów kinowych poza kolejką”. Tak tam jest napisane: poza kolejką. Gdy wyświetlają jakiś dobry film, na przykład Cenę strachu z Yves’em Montandem, kolejki ciągną się dokoła całego kwartału albo bilety są już wyprzedane. Lecz w bramach koło kina stoją koniki, sprzedający je za podwójną cenę.

      „To jest passe-partout”, mówi tata z krzywym uśmiechem. „Po francusku to znaczy, że »otwiera wszystkie drzwi«. Weź to”. W roku 1962 chłopiec, który później został mną, jeszcze nie wie, na czym polega komunizm, poza tym że członkowie partii mają pierwszeństwo w dostępie do wszystkiego: mieszkań, lodówek, mebli, papieru toaletowego, pasty do zębów, kawy i kiełbasy, które kupują we własnych sklepach. Szczebel niżej na tej drabinie stoją tacy, których stać na płacenie łapówek, później są zwykli ludzie, a najniżej tacy jak moi rodzice, których partia nie lubi. Wiem o tym wszystkim i tata wie, że ja wiem. Skąd więc ma taką kartę? „A tam, dostałem od jakiegoś pacjenta”.

      Nie zapomnę spojrzeń pracujących mas, gdy przepycham się bez kolejki. Dostaję moje bilety, ale to jest ostatni raz. Szkoda, że tata nie może zobaczyć, jak spuszczam kartę do studzienki kanalizacyjnej. Bo chyba o to właśnie chodziło.

      Wracam ze szkoły i słyszę, jak inne dzieciaki śmieją się z człowieka po drugiej stronie ulicy. „Patrzcie na dziada!” Ten, z którego się śmieją, to mój tata. Wiem, co powinienem zrobić. Robię coś innego. Zaczynam opowiadać jakiś kawał? Tłukę jakąś szybę? Chodzę na rękach? Cokolwiek, co by mogło odciągnąć ich wzrok. Minęło wiele lat, już nie pamiętam, co zrobiłem. Jednak wspomnienie o tym, czego nie zrobiłem, wciąż mnie prześladuje.

      Śmieją się ze spodni taty. Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, że może być w nich coś dziwnego. Teraz widzę po raz pierwszy. Nikt w Poznaniu nie chodzi w pumpach. Wszyscy noszą workowate portki z mankietami. Nagle przypominają mi się spojrzenia, jakie ludzie wymieniają między sobą w tramwaju, kiedy on wyciąga swój monokl. Teraz przychodzi mi do głowy, że nigdy się z nim nie bawiłem. Wychodzę z założenia, że dorośli się nie bawią, ponieważ on tego nie robi.

      KAŻĘ MŁODSZYM BRACISZKOM rozebrać się do naga. Morze Egejskie jest z poduszek. Ikar już stoi na komodzie z ramionami rozłożonymi jak skrzydła. Na łóżku dygocze z zimna Dedal, czekający na swoją kolejkę. Nie bardzo jeszcze wiadomo, gdzie go trzeba umieścić. Wtedy wchodzi babcia, wydaje krzyk i prask Ikara w gołą pupę. Tego nie było, w naszym domu nie bije się dzieci.

      Babcia donosi oczywiście mamie. Słyszę przez drzwi, co mówi w kuchni. Że deprawuję moich braci. Wiem, co to znaczy. U Balzaka i u Wiktora Hugo ciągle ktoś kogoś deprawuje. Babcia traktuje te sprawy surowo. Każe mi trzymać ręce na kołdrze, na długo nim odkrywam sens trzymania ich pod kołdrą.

      Babcia Anna jest piękna ze swoimi siwymi włosami, małym ostrym nosem i brązowymi oczami. Jest najbliższym człowiekiem. Mieszkają w jednym pokoju: on, babcia i bracia. To ona robi im śniadanie, prasuje ubrania, czesze ich. Niewykluczone, że najmłodszych odprowadza do szkoły. Babcia jest zawsze w domu, chyba że robi zakupy albo idzie do kościoła. Powinien kochać babcię, lecz nie kocha. Jej usta często zwężają się w kreskę, wtedy on wie, że zrobił coś nie tak.

      Te usta mogą także zwęzić się, gdy babcia mówi o tacie. „Twój ojciec powiedział…” Twój ojciec – nie twój tata. Są wobec siebie bardzo grzeczni, tata i babcia, nie mówią „ty”, tylko „może Oskar zechce…”.

      Hannibal ante portas, mówi tata, kiedy po Nowym Roku rozlega się dzwonek do drzwi, a wtedy usta babci się zwężają. Na drzwiach zewnętrznych napisała kredą K+M+B 1962. Kacper, Melchior, Baltazar. Na znak, że to chrześcijański dom i ksiądz jest mile widziany.

      Ksiądz wygląda dość głupio w swojej białej koszuli nocnej z koronkami. Obok niego drepcze ministrant, on także w koszulinie na ubraniu. Oskar stoi w drzwiach, kiedy ksiądz skrapia święconą wodą nasze pokoje. „Pobłogosław Panie ten dom”. „Amen”, mówi babcia, „amen”, powtarzają dzieci. Mama też mówi „amen”. „Dziękuję”, rzuca Oskar, „do widzenia”. Ale ksiądz nie odchodzi. Teraz babcia patrzy na tatę. Mama też patrzy na tatę. Oskar robi gest, mający znaczyć „ach, prawda, jak mogłem zapomnieć”, przeszukuje kieszenie i wyciąga kopertę. „Proszę bardzo”. Czy tylko ja widzę, że tata robi to umyślnie? Kiedy ksiądz odchodzi, wygląda już mniej jak duszpasterz, a bardziej jak kelner, który wyprosił dla siebie napiwek. To ostatni raz, kiedy nasze pokoje zostają wyświęcone.

      Już na pierwszej spowiedzi przyznaję się do cudzołóstwa. Mężczyzna w szafie nie pyta, jak dziewięciolatek mógł tego dokonać, uświadamia mnie tylko, że to ciężki grzech. Ja już to wiem. Poza morderstwem nie może być nic gorszego niż podglądanie dziewczynek lub wyszukiwanie obrazków w podręcznikach mamy. Nie mówię, że zgrzeszyłem przeciw szóstemu przykazaniu – tylko że cudzołożyłem. To dziwne słowo, składające się z dwóch części: cudzy – czyjś inny albo obcy – plus czasownik utworzony od łóżka – mniej więcej łóżkować. A zatem obcołóżkowałem. Dokładnie takie dziwaczne jest to polskie słowo. O wiele później pewna przyjaciółka wyznaje mi, że jako dziecko spowiadała się z cudzołóstwa po każdej wizycie u babci. Nie spała wszak we własnym łóżku.

      To musiała być zimna wojna. Babcia uczy dzieci odmawiać wieczorne pacierze i posyła je na religię, tata zabiera mnie na Świętoszka. Nigdy nie mówi złego słowa o religii, za to sporo o księżach: „Bez nich miałbym mniej pacjentów”. Pozwala, by w jego szpitalu nadal wisiały krzyże, ponieważ partia żąda, aby je usunąć, lecz nie pojawia się na pierwszej komunii swoich synów. W pokoju rodziców wisi Madonna. Blada i chuda przytula dziecko tak, jakby ktoś chciał je uderzyć. Stoi na sierpie księżyca, czy na jakiejś łodzi, i zdaje się odpływać w mgłę. Tata bardzo lubi ten obraz.

      Babcia wysyła mnie z koszykiem święconki do pokropienia. Są w nim jajka, ser i kilka rodzajów kiełbasy. Wszystkie ławy kościelne są pełne odświętnie ubranych dzieci, każde z koszykiem na kolanach. Kościół pachnie męczeństwem i wędlinami. Wracając z koszykiem do domu, nie mogę oprzeć się pokusie. Tylko kawałeczek, nikt nie zauważy. Ale zauważą – kiełbasa straciła okrągłą końcówkę. Najwyraźniej los zechciał, żebym zjadł ją całą. Pozostają trzy. Już wchodząc po schodach, wiem, że babcia odkryje świętokradztwo. Robi się wielka awantura. Chłopak nie ma za grosz charakteru, najmniejszego szacunku dla świętości! Dociera do mnie, że nie jest mi dane zostać chrześcijaninem. W wyobraźni śpieszy mi na ratunek tata, szepcząc słowa pociechy, z pana Wilde’a: I can resist anything except temptation.

      Po pierwszej komunii idzie się do fotografa. Stoję tam, cały sepiowy, w krótkich spodenkach, w ręce gromnica, z rodzaju tych, które ustawia się dokoła trumny. Twarz emanuje duchowością. Faktycznie czuję się oszołomiony. Ulga po pierwszej spowiedzi była nie do opisania. Dostałem rozgrzeszenie!