Handlarz z Omska. Camilla Grebe. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Camilla Grebe
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-7999-303-1
Скачать книгу
nie wahałby się przed wykonaniem takiego ruchu.

      Chwilę później ciszę w gabinecie przeciął sygnał telefonu. Dyżurujący przy telefonie pracownik ministerstwa poinformował, że nawiązano kontakt z nieszczęsnym zastępcą ambasadora, który właśnie zamierza wkroczyć do rezydencji. Kjellberg poczuł satysfakcję, że to on wpadł na pomysł, aby posłać po niego samochód. Kiedy w końcu połączono go z tym gościem o takim to a takim nazwisku, świadomie przybrał skrajnie oschły ton.

      – Ma pan tam natychmiast wejść i nie dać się sterroryzować, tylko ma pan powiedzieć, że dzwoniłem do ich MSZ-etu, że o sytuacji jest poinformowany także nasz minister i że zamierzamy złożyć notę protestacyjną na piśmie, jeśli Rosjanie nie oddalą się bezzwłocznie. A przede wszystkim niech pan wykopie stamtąd tych, którzy majstrują coś po kryjomu.

      Kjellberg zdawał sobie sprawę, że będzie musiał przygotować tak zwane „stanowisko”, aby urzędnicy ministerstwa wiedzieli, co mają mówić mediom. Będzie musiał także stworzyć warunki dla policyjnego dochodzenia na miejscu. Przedstawiciele Säpo, szwedzkiej służby bezpieczeństwa, i policji kryminalnej polecą do Moskwy pierwszym porannym rejsem. Säpo przy okazji dyskretnie przeczesze rezydencję, żeby sprawdzić, czy nie znalazły się w niej urządzenia podsłuchowe. Dochodzenie będzie prowadzone we współpracy z Rosjanami, którzy przecież na pewno będą się domagać wyjaśnienia, dlaczego ich obywatelka została ranna, a może nawet zabita. Kjellberg miał tylko nadzieję, że nie Oscar Rieder przyczynił się do jej śmierci, bo wtedy sprawy skomplikowałyby się naprawdę poważnie i musieliby skakać przed Rosjanami na dwóch łapkach, co nie należało do mocnych stron ministerstwa.

      Znowu odezwał się telefon.

      – Rosyjski prokurator, który kieruje akcją, właśnie zaraz wychodzi. Został już tylko on – zameldował dyżurny.

      Wiceminister odetchnął głęboko. Najwyższy czas, do cholery. Była za kwadrans piąta.

      – W porządku.

      W tej samej chwili jego komórka zaczęła skakać po pięknie lakierowanym blacie biurka tak szaleńczo, że Kjellberg zaczął się obawiać, iż zostawi na nim rysy. Dzwonił jego szef, minister spraw zagranicznych.

      Kjellberg zrelacjonował w skrócie wydarzenia ostatniej nocy. Nie omieszkał nadmienić, że mimo wczesnej godziny znajduje się osobiście w ministerstwie i był na tyle przytomny, że polecił, aby dozorca sprowadził chargé d’affaires z jego daczy. Sądząc po głosie, minister wydawał się zmęczony, wręcz niemal nieobecny, ale jak zwykle zachował spokój.

      – Dobrze. To musi pozostać w jak najwęższym kręgu, a ty dopilnuj, u diabła, żeby nic nie przedostało się do gazet. Może na Twitterze napiszę coś mętnego o ważnych bilateralnych spotkaniach z krajami Ameryki Łacińskiej – powiedział minister we właściwy mu zagadkowy sposób.

      Następnie sekretarz stanu usłyszał wszystkie pytania, które przewidział, na koniec jednak minister spytał go o coś, co mu umknęło: kiedy zamierza poinformować ambasadora Riedera?

      To będzie kolejne zadanie na liście. Poza tym musi jeszcze porozmawiać z rzecznikiem prasowym. I odsłuchać wszystkie nagrane rozmowy między personelem z Moskwy a dyżurnym z ministerstwa. Chciał wiedzieć wszystko, co powiedziano i zrobiono. I obiecał sobie, że jeśli nawet na taśmach będzie coś obciążającego, nigdy nie ulegnie pokusie i nie usunie ich, aby nie powtórzyć błędu kancelarii rządu, która pozbyła się nagrań związanych z tsunami w 2004 roku.

      Awiamotornaja, wschodni okręg administracyjny Moskwy

      Gdy zadzwonił telefon, Iwan Iwanow spał mocno. Oksana rzuciła mu na twarz wilgotną poduszkę w syntetycznej powłoce i wtedy się obudził.

      – Przecież ci mówię, że to do ciebie.

      W chwili, gdy wziął słuchawkę do ręki, usłyszał, że mała zaczęła płakać w kołysce własnej roboty stojącej przy składanym łóżku.

      – Cholera jasna, jeszcze na dodatek ją obudziłeś! Wiesz, ile ja spałam w nocy?

      Oksana podniosła się z łóżka, które wydało przeciągłe metaliczne syknięcie, wzięła dziecko na ręce i szybkim krokiem zniknęła w kuchni.

      Iwan, przycisnąwszy słuchawkę do ucha, słuchał bez słowa. Kiedy się rozłączył, usiadł na brzegu posłania, lecz nie był zdolny wstać. Mimo dławiącej duchoty w małym pokoju zrobiło mu się zimno, a cała energia jakby opuściła jego ciało, wessana przez słuchawkę telefonu.

      Spojrzał na nocną szafkę. Solidny radziecki budzik pokazywał piątą nad ranem.

      Płacz małej ucichł i Oksana wróciła do pokoju z łagodniejszym wyrazem twarzy. Nagle sobie przypomniał, że zawsze uważał ją za bardzo ładną. Zanim urodziło im się dziecko, kiedy byli w sobie zakochani i sypiali na składanej kanapce w kuchni u jego ciotki w Jasieniewie. To wspomnienie pojawiło się zupełnie nieoczekiwanie, bez ostrzeżenia, i przepełniło go smutkiem, którego nie mógł do końca zrozumieć. Jakby coś ważnego i pięknego przepadło na zawsze.

      – Kto dzwonił o tej porze? – spytała Oksana, patrząc na niego oskarżycielsko jasnoszarymi oczami.

      Od kiedy Iwan zaczął pracować w Maratechu, często późno wracał do domu; wiedział, że Oksana podejrzewa go, iż spotyka się z inną kobietą. Oczywiście tłumaczył jej, że to nie tak, że po prostu musi w nowej pracy się wykazać. Jednak kiedy Oksana wbiła już sobie coś do głowy, nie dawała się przekonać.

      – Nie mogę ci powiedzieć – odparł zgodnie z prawdą.

      – Dlaczego?

      – To jest… poufne.

      – Poufne? Chyba żartujesz? Jestem twoją żoną, Iwan. I mam już dość twoich tajemnic.

      Iwan wstał; poczuł, że bolą go plecy po kolejnej nocy na niewygodnym łóżku.

      – Tak czy owak muszę na krótko pojechać do biura.

      Włożył wczorajszą koszulę, która wisiała na gwoździu na ścianie, i dżinsy Armaniego, które dostał na urodziny od Oksany w zeszłym tygodniu.

      – Do biura? O piątej rano w sobotę?

      Gdy Iwan spotkał jej spojrzenie, dostrzegł w nim lęk. Mimo to nie miał siły wymyślać jakiegoś wykrętu.

      Wilgotne sierpniowe powietrze uderzyło go w twarz, kiedy zostawił za sobą budynek z lat siedemdziesiątych i pobiegł w kierunku metra. Gdy dotarł do stacji Awiamotornaja, był cały spocony. Zapowiadał się kolejny upalny dzień w Moskwie. Pierwsi straganiarze zaczynali już wyładowywać swój towar. Machnął ręką do sprzedawcy owoców i warzyw, który niósł skrzynkę pełną dużych jabłek granatu. Do odjazdu pierwszego metra zostało jeszcze dwadzieścia minut. Iwan się zastanawiał, czy nie wziąć taksówki, ale nie widział żadnej.

      Ruchome schody, którymi za zaledwie kilkanaście minut zjadą w dół, pod ziemię, tysiące pasażerów, teraz stały puste. Iwan się skupił i odtworzył w głowie instrukcje. Właściwie nie było w nich nic nadzwyczajnego. Miał pojechać do biura, wejść do pokoju Oscara, skopiować dokumenty, a potem wykasować je z twardego dysku. Jedyne, co mogło wzbudzać pewne podejrzenia, to pora dnia, o której miał to zrobić. Ochrona na sto procent odnotuje jego wizytę i w poniedziałek na pewno usłyszy pytanie, co robił w biurze o tak nieludzkiej godzinie.

      Jakoś sobie z tym poradzi. Bo Iwan Iwanow jest akurat bardzo dobry w radzeniu sobie z nieprzewidzianymi sytuacjami.

      Wsiadł do pierwszej porannej kolejki, która wjechała na stację punktualnie o godzinie szóstej. Usiadłszy, zaczął czytać wszystkie ogłoszenia wiszące w wagonie,