Pacjenci doktora Garcii. Almudena Grandes. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Almudena Grandes
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-8110-808-9
Скачать книгу
w całości – wyjął mi go z rąk Miguel Salcedo i w moim imieniu przeczytał środkowe ustępy, pozwalając mi dojść do siebie, nim zwrócił mi kartkę, bym dokończył. Wcześniej kataryniarz zagrał Marsyliankę, a potem Hymn Riego8. Wszyscy znów się rozpłakaliśmy i padliśmy sobie w objęcia, patrząc, jak inskrypcja nagrobna pokrywa się wieńcami ozdobionymi trójkolorowymi wstęgami. Babcia nie pojawiła się na cmentarzu. Została w domu, bo uważała, że porządne kobiety nie chodzą na pogrzeby, ale kiedy opowiedziałem jej, jak przebiegła ceremonia, pożałowała, że ze mną nie poszła. – Uważasz, że to będzie grzech, jeśli mnie pochowają koło dziadka? Zawsze tak mocno go kochałam – zapytała, i choć wiedziałem, że tak, poradziłem, by lepiej skonsultowała to ze swoim spowiednikiem. Potem usprawiedliwiała się, mówiąc, że brzmi to absurdalnie, ale świadomość, że jej męża kochało tylu ludzi, bardzo ją pocieszyła.

      Amparo była nie tylko falangistką, lecz również nowoczesną kobietą i nie chciała zostać w domu. W chwili, gdy jej dziadek miał dołączyć do mojego w wiecznym odpoczywaniu, pomyślałem o pogrzebie mojego dziadka, komisarza Mediny, i wzdrygnąłem się na myśl o samotności stojącej tu wnuczki, smutku, którego nie byliśmy w stanie rozproszyć żadnym słowem ani czynem. Od tego momentu to nieszczęsne wspomnienie mogło jedynie rosnąć, nabrzmiewać z każdym dniem, gorzknieć. Dlatego rozejrzałem się wokół, szukając jakichś barw, ale nie znalazłem żadnej. W oblężonym mieście na świeckich grobach nie było ani jednego kwiatu. Wtedy Experta otworzyła torbę, którą niosła na ramieniu, i wyjęła z niej trzy wiązanki czerwonego geranium o zwartych kwiatostanach. Jeszcze niedawno rosło w donicach, które ozdabiały balkony ich domu. Jeden bukiecik podała panience, drugi mnie, a trzeci zostawiła sobie. I te domowe radosne kwiaty, tanie, a teraz nagle tak cenne, poruszyły mnie, sprawiły, że dół wydał mi się jeszcze szerszy i głębszy. Dosięgnął mnie smutek otwartego grobu, waga słów wyrytych na granitowej płycie, emocjonujących dla mnie, nienawistnych dla niej, które zawsze już miały jej ciążyć niczym jakaś hańba nie do starcia. Dlatego, nie zastanawiając się nad tym, co robię, przytuliłem ją, gdy tak stała obok mnie i szlochała; otoczyłem ramionami jej talię i pocałowałem ją w głowę.

      – Pomódl się, Amparo. Módl się, ile tylko zechcesz. Jeśli twój Bóg istnieje, na pewno cię widzi. Jemu ksiądz nie jest do niczego potrzebny.

      Obróciła się w moich objęciach, spojrzała na mnie, otworzyła usta, lecz nie mogła wydobyć z siebie głosu.

      – Ojcze nasz, któryś jest w niebie…

      To Experta zaczęła modlitwę. Amparo zdołała się do niej przyłączyć dopiero na sam koniec. Potem wspólnie zmówiły Zdrowaś Mario i wreszcie pobłogosławione ciało don Fermína spoczęło w ziemi. Wrzuciliśmy pelargonie do dołu, dałem grabarzowi porządny napiwek i poszedłem za Expertą, która prowadziła Amparo ku bramie cmentarza, podtrzymując ją, jakby się obawiała, że dziewczyna zaraz upadnie. Było już prawie piętnaście po trzeciej i musiałem jak najszybciej wracać do szpitala, ale nie mogłem przecież tak po prostu odejść.

      – Weź je, Experto, to klucze do mojego domu. Mam drugie w szpitalu. Możecie tam pójść coś zjeść, odpocząć chwilę… Dziś nie wrócę na noc, nie wiem, czy jutro tam dotrę. Niech Amparo weźmie, czego jej będzie potrzeba, a potem… Wrzućcie klucze do skrzynki na listy, dobrze? A jakby co, to wiesz, gdzie mnie szukać. – Spojrzałem na Amparo, by i ją objąć tą propozycją. – W każdej sytuacji.

      W taksówce nadal unosił się odór śmierci don Fermína; usadowiwszy się na tylnym siedzeniu, poczułem raczej radość niż spokój. Nadchodzący dzień pracy pełen krwi, bólu i porozrywanych ciał jawił mi się jako perspektywa nieomal miła w porównaniu z tym, przez co przeszedłem w ciągu ostatnich godzin. Wiedziałem, że wkrótce wycofam się z tej myśli, ale cieszyłem się nią w milczeniu, gdy taksówka jechała ulicą Alcalá. Kilka minut później włożyłem biały fartuch, była to jedyna czysta rzecz, z jaką miałem się zetknąć przez wiele kolejnych godzin. Potem było już tylko cięcie, szycie, przyżeganie i przeklinanie samolotów przez zaciśnięte zęby. Tych, które właśnie przelatywały, tych, które wkrótce miały przelecieć, tych, które nigdy nie przestawały nadlatywać.

      Był już następny dzień, dwudziesty listopada, gdy padłem na łóżko w dyżurce. Kilka minut później zaczęło się zmasowane bombardowanie, tak gwałtowne, że wszyscy o mnie zapomnieli. Kiedy po blisko pięciu godzinach obudziła mnie pielęgniarka, czułem się jak nowo narodzony. Potem znów pracowałem bez przerwy przez ponad dwadzieścia dwie godziny, póki mój szef nie odesłał mnie do domu.

      – Jest siódma rano, jak mógłbym teraz sobie pójść?

      – Jak zawsze, na dwóch nogach, krok za krokiem, chyba dasz radę, co? – Przerwał mi, licząc, że docenię jego dowcip. Potem podniósł palec do góry, wskazując sufit. – Dopóki ci skurwiele nie odróżniają dnia od nocy, my też nie możemy tego robić. Idź do domu, połóż się do łóżka, prześpij mocnym snem siedem godzin, zjedz porządne śniadanie i wróć tu wieczorem. – Miał już odejść, ale coś mu się przypomniało, więc dorzucił: – To rozkaz.

      – Widzę, że spodobała ci się ta formuła.

      Doktor Quintanilla był świetnym chirurgiem i najlepszym wykładowcą, jakiego miałem na uniwersytecie. Ceniłem go nie tylko za jego wiedzę, lecz także, a nawet przede wszystkim, za życiową mądrość, która wywierała ogromne wrażenie na studentach. Wybrałem taką specjalizację, by móc odbyć staż w jego zespole, a kiedy wybuchła wojna, od dawna był dla mnie niekwestionowanym autorytetem; tak więc nie musiał się specjalnie wysilać, by skłonić mnie do zmiany planów.

      – Chcesz się zaciągnąć? Ach, to wybornie! A po co, jeśli można wiedzieć? Żeby cię zabili? By Republika zyskała bohatera i straciła lekarza? Cholerka, cóż za świetny interes mamy do ubicia!

      – Ale ja jestem dopiero stażystą – próbowałem zaoponować. – Jeszcze nie mogę…

      – Powiesz mi to za trzy miesiące – oświadczył z przekonaniem, jakby widział przyszłość. – Na stażu czy nie, twoje miejsce jest tutaj, Guillermo. Pozwól, żeby zaciągnęli się ci, którzy nie mogą ratować innym życia. Nie ryzykuj swojego, które ma dużo większą wartość na sali operacyjnej niż na froncie, a póki co zejdź do ambulatorium. Zgłosiły się całe tabuny pielęgniarek wolontariuszek, które nie odróżniają igły od strzykawki; sprawdź, czy będzie z nich jakikolwiek pożytek. – Skinąłem głową, a on się uśmiechnął. – Swoją drogą, niektóre są naprawdę niczego sobie…

      Wojna szybko przyznała mu rację. Mało tego – ujawniła również niezwykle pożyteczną umiejętność doktora Quintanilli: był wspaniałym organizatorem, nie musiał niczego zapisywać na żadnej karteczce, by doskonale się orientować, ilu pacjentów przyjął, a ilu wypisał, iloma chirurgami dysponuje, którzy z nich są zajęci, którzy wolni, a także od ilu godzin każdy z lekarzy z jego zespołu pracuje bez przerwy. Po jakimś czasie zaczęło nam brakować lekarstw, narzędzi, a nawet żywności dla chorych. Wówczas tylko talent organizacyjny Fortunata Quintanilli, sposobem niemal cudownym, pozwalał na dalszą pracę oddziału chirurgicznego w szpitalu San Carlos. W listopadzie 1936 roku, kiedy zaopatrzenie jeszcze nie stanowiło problemu, żaden z podwładnych nie mógł spędzić w szpitalu czterdziestu ośmiu godzin bez jego wiedzy. Zawsze to zauważył, odszukał delikwenta i odesłał go do domu, żeby się wyspał. Żegnał go przy tym rytualnym już stwierdzeniem, że to rozkaz.

      – W końcu jako szef muszę mieć, cholerka, jakieś przywileje – odparł z uśmiechem, kiedy mu to wypomniałem.

      Dlatego też posłuchałem go bez dalszych protestów, poszedłem prosto do kostnicy, zapytałem


<p>8</p>

Hiszp. Himno de Riego – hymn Republiki Hiszpańskiej w latach 1931–1939.