Pacjenci doktora Garcii. Almudena Grandes. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Almudena Grandes
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-8110-808-9
Скачать книгу
Amparo zawołała mnie, wychylając się zza zakrętu korytarza z czarującym uśmiechem na ustach. – Mogę cię tu na chwilę prosić?

      – Poczekaj. – Raz, dwa, trzy, cztery, pięć. – Zaraz wracam. – Sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć.

      Ruszyłem w jej kierunku, a ona cofnęła się o kilka kroków, jak gdyby chciała się ze mną bawić w chowanego. Ale jej zachowanie zaskoczyło mnie znacznie mniej niż słowa, wysyczane w pośpiechu urywanym z wściekłości szeptem.

      – Sejf, Guillermo, sejf…

      – Co?

      – Sejf. Nie macie? – Mieliśmy, ale nawet nie zadałem sobie trudu, by jej odpowiedzieć. – Podaj mi kombinację, szybko, tylko żeby nie usłyszał ten facet, bo nie wzbudza mojego zaufania. Że też pozwoliłeś mu tu wejść! Też masz pomysły! Nie pomyślałeś o złocie mojego dziadka? I co z nim teraz zrobimy? Nie wiem, gdzie je schować, na razie włożyłam do szafy w…

      – Zamknij się, Amparo. – Raz, dwa, trzy, cztery, pięć.

      – …służbówce, ale nie możemy tego tam zostawić. Gdzie jest sejf? W gabinecie? Jeśli przejdziemy przez gabinet…

      – Mówiłem, żebyś się zamknęła! – Złapałem ją za ramiona, potrząsnąłem kilka razy i przycisnąłem do ściany. – Zamknij raz wreszcie buzię, do cholery! – W tym momencie poczułem nieznaną mi wcześniej niezdrową przyjemność, z którą liczenie do dziesięciu absolutnie nie mogło się równać. – Zamknij się i nie wkurzaj mnie, jeśli nie chcesz, żebym wyrzucił twojego dziadka przez balkon. Jasne?

      – Ale…

      – Czy to jasne? – Zacisnęła wargi i pokiwała głową. – Świetnie, wobec tego teraz spokojnie go pochowamy.

      Wybuch przyniósł mi chwilową ulgę, jak gdyby całe napięcie narastające od chwili, gdy zaczęły się bombardowania, rozproszyło się w powietrzu, uleciało niczym bańka mydlana. Wypuściłem Amparo, ciesząc się, że wreszcie zamilkła, poprawiłem na sobie ubranie i na krótkim odcinku dzielącym mnie od przedsionka poczułem, że moje wnętrzności rozluźniają się, by na powrót zająć swoje miejsce w ciele, które odzyskało właściwą temperaturę i wilgotność.

      – Przepraszam. – Taksówkarz zerknął dyskretnie ponad moim ramieniem i zobaczył Amparo, która szła za mną, szurając nogami. – Weźmiemy go we dwóch. Na trzy. Raz, dwa… i trzy, bardzo dobrze.

      Nim przenieśliśmy don Fermína do windy, poprosiłem jego wnuczkę, żeby zeszła na parter i upewniła się, że stróżówka jest zamknięta. Posłuchała mnie bez protestów. Potem usadziliśmy ciało na ławce, a Amparo wezwała windę z dołu. Układając zwłoki na tylnych siedzeniach taksówki, nie spotkaliśmy nikogo znajomego. Najbardziej jednak cieszył mnie zbawienny i zaskakujący efekt, jaki moja bura wywarła na dziewczynie. Nagle stała się tak spokojna, tak opanowana jak ja sam. Znikła gdzieś rozkapryszona księżniczka, grymaśna i skłonna do histerii, która w ciągu ostatnich kilku godzin zdołała wiele razy wytrącić mnie z równowagi. Amparo usiadła koło mnie na przednim siedzeniu i bez słowa wyglądała przez okno. Pomyślałem, że jest jak te nieznośne dzieciaki, które można przywołać do porządku jedynie klapsem, bo same z siebie nie potrafią przestać płakać; ale póki co nie umiałem przewidzieć dalszych konsekwencji tej analogii. Miałem zbyt wiele do przemyślenia.

      – Wejdziemy na chwilę do biura, jeśli można… – Taksówkarz, który okazywał anielską cierpliwość, skinął głową i pojechał tam bez słowa sprzeciwu, mimo że wewnątrz auta zupełnie nie było czym oddychać. – Zaraz wracam, Amparo, poczekaj tu na mnie.

      – Nie, ja…

      – Tak. – Kiedy obróciłem się, by na nią spojrzeć, już za mną ruszyła, ale słysząc mój stanowczy głos, zamarła, jakbym przyśrubował jej stopy do podłoża. – Poczekaj tu na mnie.

      Miałem istotny powód, by załatwić formalności bez jej udziału, bo przeczuwałem, że lokalizacja grobu dziadka wywoła nowy konflikt, i wolałem sobie tego oszczędzić. Przecisnąłem się przez tłum ludzi czekających w kolejce, wołając, że jestem lekarzem ze szpitala San Carlos i muszę jak najszybciej wrócić na dyżur. Pracownica, która mnie obsłużyła, przytłoczona nawałem obowiązków przybiła pieczątkę na podsuniętym przeze mnie druku, nim zdążyłem cokolwiek wyjaśnić. Po wyjściu z biura zastałem Amparo w tym samym miejscu, gdzie ją zostawiłem.

      – Co to za brama?

      Nagle przy ogrodzeniu zobaczyłem Expertę z jakimś starszym mężczyzną, dwoma chłopcami i taczką. Raz jeszcze przekonałem się, że na całym świecie nie ma drugiej kobiety tak bardzo zasługującej na swoje imię6. Nawet jeśli marna z niej była kucharka.

      – Paniczu Guillermo, to mój młodszy syn, przyprowadził swojego kolegę. A to Marcial – wskazała na starszego mężczyznę – znajomy z sąsiedztwa, pracuje na cmentarzu i zgodził się nam pomóc. Już wykopaliśmy dół, a na tej taczce pięknie zawieziemy don Fermína…

      – Co to za brama? – powtórzyła pytanie Amparo, lecz nie doczekała się żadnej odpowiedzi. – Nigdy jej nie widziałam.

      Poprosiłem taksówarza, by na mnie poczekał, minąłem Amparo i podszedłem do jej służącej.

      – Już jej panicz powiedział…? – spytała szeptem. Nie ośmieliła się spojrzeć mi w oczy.

      Nie zdążyła skończyć pytania; ani tym bardziej ja nie zdążyłem odpowiedzieć. Wyręczyła mnie Amparo, wydając głośny jęk. Zaraz potem padła na ziemię, uderzając pięściami w płytę przed mauzoleum Pabla Iglesiasa7.

      – Och, matko jedyna! – Experta zrobiła gest, jakby chciała do niej podejść, ale ją powstrzymałem.

      – Nie, zostaw to mnie. Ty zajmij się resztą; niech go nie składają do grobu, zanim nie przyjdziemy, dobrze?

      Amparo dalej waliła pięściami w ziemię i nie byłem pewien, czy moja interwencja przyniesie jakiś efekt; tylko że należało wreszcie pochować jej dziadka i zakończyć jak najszybciej tę naglącą sytuację, która stała się zbyt długim koszmarem dla zbyt wielu osób. Tak sobie tłumaczyłem, sądząc, że trzeba chociaż spróbować przemówić do niej, ale to nie była prawda, a przynajmniej niecała. Nadarzała się właśnie sposobność przetestowania mojego odkrycia. Chciałem się przekonać, czy naprawdę dziewczyna reaguje dużo lepiej na stanowczość niż na uprzejmość. Na tym etapie interesowało mnie to równie mocno (jeżeli nie bardziej) jak ostateczny spoczynek biednego don Fermína.

      – Amparo! – krzyknąłem, jak gdybym był na nią zły, a jej ręce zamarły. – Amparo, spójrz na mnie!

      Podniosła głowę, a ja wyciągnąłem do niej dłoń. Chwyciła ją i wstała. Potem, patrząc jej prosto w oczy, oschłym, nieznoszącym sprzeciwu tonem, który mnie samego zaskoczył chyba bardziej niż ją, powiedziałem, co o tym wszystkim myślę.

      – Przykro mi – słysząc moją intonację, trudno było w to uwierzyć. – Przysięgam ci, że bardzo mi przykro. Ale grób mojego dziadka znajduje się na Cmentarzu Świeckim i nie mogę zaoferować ci niczego innego. To ostatecznie tylko ziemia, taka sama jak po drugiej stronie ulicy. Kiedy skończy się wojna, pomogę ci przenieść dziadka na cmentarz naprzeciwko, podpiszę ci wszystkie potrzebne papiery, ale teraz pochowamy go tutaj, i tyle.

      Popatrzyła na mnie, spróbowała coś powiedzieć, wreszcie znów wybuchła płaczem.

      – Powiedziałem, że na tym koniec, Amparo.

      Pokiwała głową, otarła


<p>6</p>

Hiszp. experta – doświadczona, specjalistka.

<p>7</p>

Pablo Iglesias – działacz socjalistyczny, założyciel PSOE, Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej.