Mroczniej. "Ciemniejsza strona" Greya oczami Christiana. E L James. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: E L James
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-8110-398-5
Скачать книгу
zdjęcia. Rozmawiałaś z tym chłopakiem.

      – Ma na imię José – mówi zdecydowanie, tym razem głośniej.

      – No więc rozmawiałaś z José, facetem, który o ile mnie pamięć nie myli, próbował ci wepchnąć język do ust, kiedy go ostatnio widziałem, a ty byłaś pijana i chciało ci się wymiotować – cedzę przez zaciśnięte zęby.

      – On przynajmniej nigdy mnie nie uderzył – odcina się, patrząc na mnie z wściekłością.

      Co to ma być, do cholery? Najwyraźniej ona chce to załatwić tutaj.

      Nie chce mi się wierzyć. Zwyczajnie się, kurwa, prosi o awanturę! Zaczynam się gotować i zaraz wybuchnę jak Mount St. Helen.

      – To cios poniżej pasa, Anastasio. – Jestem wściekły.

      Robi się czerwona na twarzy, a ja nie wiem, czy ze wstydu, czy złości. Przeczesuję ręką włosy, żeby nie chwycić jej i nie wywlec na zewnątrz, gdzie moglibyśmy kontynuować naszą rozmowę bez świadków. Oddycham głęboko.

      – Wychodzimy stąd, żebyś coś w końcu zjadła. Znajdź chłopaka i pożegnaj się. – Ton mam szorstki i ledwie nad sobą panuję, ona jednak się nie rusza.

      – Nie możemy jeszcze zostać?

      – Nie. Idź. Teraz. Pożegnaj się. – Udaje mi się nie krzyczeć.

      Rozpoznaję ten jej zacięty grymas ust wyrażający upór. Potrafi urządzić mi prawdziwe piekło, ale mimo tego, co przeżywałem w ciągu kilku ostatnich dni, nie zamierzam ustąpić. Wyjdziemy, nawet gdybym miał ją stąd wyciągnąć siłą. Posyła mi wściekłe spojrzenie i obraca się tak gwałtownie, że jej włosy uderzają mnie w ramię. Obrażona odchodzi, żeby go poszukać.

      Ja tymczasem staram się odzyskać równowagę. Jak ona to robi, że potrafi doprowadzić mnie do takiego stanu? Chcę ją zbesztać, dać jej klapsa i ją przelecieć. Teraz. I w tej kolejności.

      Przeczesuję wzrokiem pomieszczenie. Chłopak – przepraszam, Rodriguez – stoi otoczony wianuszkiem wielbicielek. Dostrzega Anę i zapominając o fankach, wita ją, jakby była centrum jego cholernego wszechświata. Z uwagą słucha wszystkiego, co ma do powiedzenia, potem bierze ją w ramiona i obraca.

      Zabieraj te swoje łapska od mojej dziewczyny.

      Ana na mnie zerka i wplata palce w jego włosy, przytula się do niego policzkiem i coś mu szepcze do ucha. Rozmawiają dalej. Stoją blisko siebie. On obejmuje ją ramionami. I pławi się w jej cholernym blasku.

      Bez zastanowienia ruszam w ich stronę, gotowy rozszarpać go na strzępy. Szczęśliwie dla niego puszcza ją, kiedy podchodzę.

      – Nie bądź taka sztywna, Ano. Och, pan Grey, dobry wieczór – bąka pod nosem, zmieszany i trochę przestraszony.

      – Panie Rodriguez, doprawdy imponująca wystawa. Przykro mi, że nie możemy dłużej zabawić, ale czas nas nagli, musimy wracać do Seattle. Anastasio? – Biorę ją za rękę.

      – Pa, José. Jeszcze raz gratuluję.

      Odchyla się ode mnie i czule całuje Rodrigueza w zarumieniony policzek, a ja niemal dostaję zawału. Całą siłą woli powstrzymuję się, żeby nie przerzucić jej sobie przez ramię. Zamiast tego ciągnę ją do wyjścia i wyprowadzam na ulicę. Potyka się, usiłując za mną nadążyć, ale nic mnie to nie obchodzi.

      W tej chwili. Chcę tylko…

      Widzę uliczkę. Wciągam ją tam i zanim dotrze do mnie, co robię, popycham ją na ścianę. Obiema dłońmi chwytam jej twarz, przygważdżam jej ciało swoim i czuję, jak wściekłość i pożądanie gotują się we mnie, tworząc iście wybuchową mieszankę. Moje wargi spadają na jej, nasze zęby się zderzają i wsuwam jej język do ust. Smakuje tanim winem i cudowną, słodką, najsłodszą Aną.

      Och, te usta.

      Czuję, jak eksploduje wokół mnie. Wplata palce w moje włosy i z całej siły mnie do siebie przyciąga. Jęczy w moje usta, oddaje pocałunek, zatracając się cała w niczym niepowstrzymywanej namiętności. Smakuje mnie. Bierze. Daje.

      Jej głód jest niespodziewany. Całe moje ciało ogarnia pożądanie, jest jak pożar lasu trawiący wyschłą ściółkę. Jestem taki podniecony – pragnę jej teraz, tutaj, w tej uliczce. I to, co miało być karzącym należysz-do-mnie pocałunkiem, staje się zgoła czymś zupełnie innym.

      Ona też tego pragnie.

      Też za tym tęskniła.

      To mnie podnieca jeszcze bardziej.

      Jęczę z rozkoszy, zupełnie nad sobą nie panując.

      Całujemy się. Jedną ręką trzymam ją za nasadę szyi. Drugą przesuwam w dół po jej ciele, na nowo ucząc się jej krągłości: piersi, talii, pośladków, ud. Jęczy, kiedy moje palce odnajdują kraj jej sukienki i zaczynają ją unosić. Zedrę ją z niej i przelecę, tutaj. Sprawię, że znowu będzie moja.

      Cudownie jest ją dotykać.

      To mnie oszałamia – pragnę jej, jak nigdy dotąd nie pragnąłem.

      Gdzieś z oddali słyszę dźwięk policyjnej syreny, przytłumiony przez mgłę mojego pożądania.

      Nie! Nie! Grey!

      Nie w ten sposób. Opamiętaj się.

      Odsuwam się i patrzę na nią, zadyszany i wściekły jak cholera.

      – Jesteś. Moja – warczę, odzyskując rozsądek. – Na miłość boską, Ano.

      Pochylam się i opierając ręce na kolanach próbuję opanować oddech i uspokoić rozszalałe zmysły. W lędźwiach czuję przeszywający ból.

      Czy ktoś kiedyś tak na mnie działał?

      Chryste! Prawie ją zerżnąłem w jakiejś pieprzonej uliczce.

      Moja zazdrość rośnie. Oto do czego doprowadziła: czuję się obolały i udręczony, i całkiem straciłem nad sobą kontrolę. To mi się nie podoba. Nie podoba mi się ani trochę.

      – Przepraszam – mówi ochryple.

      – I słusznie. Wiem, co robisz. Chcesz tego fotografa, Anastasio? Bo on na pewno czuje do ciebie miętę.

      – Nie – mówi cicho, ledwie dysząc. – To tylko przyjaciel. – Jest skruszona, co trochę mnie uspokaja.

      – Przez całe swoje dorosłe życie staram się unikać skrajnych emocji. Ale ty… ty budzisz we mnie uczucia, które są mi całkowicie obce. To jest bardzo… – Nie znajduję odpowiednich słów. Nie potrafię nazwać tego, co czuję. Utraciłem kontrolę i jestem zagubiony. – Niepokojące – tylko to przychodzi mi do głowy. – Lubię mieć kontrolę, Ano, ale przy tobie – patrzę na nią – przy tobie tracę ją całkowicie.

      Spogląda na mnie wielkimi, pełnymi zmysłowej obietnicy oczami, a jej zmierzwione włosy opadają na jej piersi seksowną falą. Pocieram ręką kark, wdzięczny, że udaje mi stworzyć przynajmniej pozory opanowania.

      Widzisz, do czego mnie doprowadzasz, Ano?

      Przeczesuję palcami włosy, biorę głęboki, oczyszczający umysł wdech i chwytam ją za rękę.

      – Chodź, musimy porozmawiać. – Zanim cię przelecę. – A ty musisz coś zjeść.

      Tuż obok uliczki jest restauracja. Celowo bym jej nie wybrał na miejsce naszego pojednania, jeżeli w ogóle może być o nim mowa, ale nie mam szczególnego wyboru. Ani zbyt wiele czasu, ponieważ Taylor zjawi się już niebawem.

      Otwieram