Bardzo bym chciał, żeby tych randek było dużo, dużo więcej.
– Więc nigdy nie zabierałeś swoich… – zniża głos i zerka przez ramię, czy nikt nie słyszy – uległych?
– Czasami. Ale nigdy na randki. No wiesz, na zakupy. – Te okazjonalne wyjścia były tylko odskocznią, może formą nagrody za uległość, która mnie zadowalała. Jest tylko jedna kobieta, z którą chcę dzielić więcej… Ana. – Tylko z tobą, Anastasio – szepczę i chcę ją przekonać, zapytać, co sądzi o mojej propozycji, zobaczyć, jak zareaguje i czy zechce mnie z powrotem.
Ale galeria to zbyt publiczne miejsce na taką rozmowę. Na policzki wypływa jej ten delikatny rumieniec, który tak uwielbiam, i spuszcza wzrok na swoje dłonie. Mam nadzieję, że podobają się jej moje słowa, ale pewności nie mam. Muszę ją ze sobą zabrać i mieć tylko dla siebie. Później porozmawiamy poważnie i coś zjemy. Im szybciej obejrzymy prace tego chłopaka, tym szybciej stąd wyjdziemy.
– Twój przyjaciel wygląda mi bardziej na miłośnika krajobrazów niż na portrecistę. Rozejrzyjmy się. – Wyciągam rękę i ku mej radości ona ją przyjmuje.
Przechadzamy się po galerii, na krótko zatrzymując się przed każdym zdjęciem. Chociaż chłopaka nie lubię i drażnią mnie uczucia, jakie wzbudza w Anie, muszę przyznać, że jest naprawdę dobry. Skręcamy za róg i zatrzymujemy się.
Oto ona. Siedem wielkich portretów Anastasii Steele. Wygląda na nich tak przepięknie, że szczęka opada, naturalnie i swobodnie – roześmiana, naburmuszona, zła, zamyślona, rozbawiona, a na jednym zadumana i smutna. Szczegółowo oceniam każde zdjęcie i wiem, bez cienia wątpliwości, że on chce być dla niej kimś więcej niż tylko przyjacielem.
– Wygląda na to, że nie jestem jedyny – mamroczę pod nosem.
Te zdjęcia to jego hołd dla niej – to miłosne listy – i wiszą tutaj, żeby każdy dupek mógł się na nie bezkarnie gapić.
Ana wpatruje się w fotografie oniemiała, równie zdumiona ich widokiem jak ja. Muszę mieć te zdjęcia. Mam nadzieję, że są na sprzedaż.
– Przepraszam.
Zostawiam Anę na chwilę i idę do recepcji.
– Czym mogę służyć? – pyta kobieta, która powitała nas przy wejściu.
Ignorując jej trzepoczące powieki i prowokacyjny, zbyt czerwony uśmiech, pytam:
– Te portrety, które wiszą na końcu, są na sprzedaż?
Na jej twarzy maluje się przelotne rozczarowanie, które szybko tuszuje szerokim uśmiechem.
– Kolekcja Anastasia? Oszałamiające prace.
Oszałamiająca modelka.
– Oczywiście, że są na sprzedaż – mówi szybko. – Sprawdzę ceny.
– Chcę wszystkie. – I sięgam po portfel.
– Wszystkie? – Jest zdumiona.
– Tak. – Co za irytująca kobieta.
– Cała kolekcja kosztuje czternaście tysięcy dolarów.
– Proszę mi je dostarczyć jak najszybciej.
– Ale muszą wisieć do końca wystawy – mówi.
Absolutnie nie do przyjęcia. Posyłam jej swój najlepszy uśmiech.
Dodaje, wyraźnie skołowana:
– Ale jestem pewna, że coś na to zaradzimy.
Niezdarnie umieszcza moją kartę kredytową w czytniku.
Kiedy wracam do Any, zagaduje ją jakiś blondas, wyraźnie badając grunt.
– Te zdjęcia są wspaniałe – mówi. Dotykam jej łokcia gestem niepozostawiającym wątpliwości i posyłam facetowi moje najbardziej wymowne spojrzenie w stylu „spieprzaj, gościu”. – Szczęściarz z pana – dodaje i wycofuje się.
– I owszem – odpowiadam na odczepnego i zaciągam Anę pod ścianę.
– Kupiłeś któreś? – Ana skinieniem głowy wskazuje na zdjęcia.
– Któreś? – pytam szyderczo. Któreś? Żarty sobie stroisz?
– Kupiłeś więcej niż jedno?
– Kupiłem wszystkie, Anastasio. – Wiem, że zachowuję się protekcjonalnie, nie dopuszczam nawet myśli, że ktoś inny stałby się ich właścicielem i na nie patrzył. Zdumiona Ana rozchyla usta, a ja za wszelką cenę próbuję nie pozwolić, by mnie tym rozproszyła. – Nie chcę, żeby jakiś obcy gapił się na ciebie w domowym zaciszu.
– Sam wolisz to robić? – pyta drwiąco.
Chociaż nie spodziewam się takiej odpowiedzi, ogarnia mnie rozbawienie; ona mnie strofuje.
– Szczerze mówiąc, tak – odpowiadam podobnym tonem.
– Zboczeniec – mówi bezgłośnie i zagryza wargi, jak sądzę, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
Boże, jest prowokująca, zabawna, i ma rację.
– Nie sposób zaprzeczyć, Anastasio.
– Pociągnęłabym ten temat, ale podpisałam NDA. – Z wyniosłą miną obraca się, żeby raz jeszcze spojrzeć na zdjęcia.
Znowu to robi: naśmiewa się ze mnie i trywializuje mój styl życia. Chryste, mam ochotę pokazać, gdzie jej miejsce – najlepiej pode mną albo na klęczkach. Nachylam się i szepczę jej do ucha:
– Mam wielką ochotę rozprawić się z tym twoim ciętym języczkiem.
– Jesteś bardzo niegrzeczny – jest zgorszona, robi pruderyjną minę, a koniuszki jej uszu uroczo różowieją.
Och, malutka, przecież to nic nowego.
Spoglądam na fotografie.
– Na tych zdjęciach jesteś bardzo rozluźniona, Anastasio. Rzadko cię taką widuję.
Znowu przygląda się swoim palcom, jakby się wahała, co powinna powiedzieć. Nie wiem, o czym myśli, więc nachylam się i palcami unoszę jej brodę. Kiedy jej dotykam, wstrzymuje oddech.
Znowu ten dźwięk; czuję go w lędźwiach.
– Chcę, żebyś przy mnie też była taka rozluźniona – mówię z nadzieją.
Cholera. Zbyt wielką nadzieją.
– W takim razie przestań mnie onieśmielać – odcina się, zdumiewając mnie głębią swoich uczuć.
– A ty musisz się nauczyć sztuki komunikacji i mówić mi, co czujesz! – odpowiadam równie gwałtownie.
Psiakrew, znowu to robimy, tutaj, teraz? Chcę, żeby to działo się na osobności. Ana chrząka i prostuje się na całą wysokość.
– Christianie, chciałeś, żebym była uległa – mówi cichym głosem. – I w tym właśnie tkwi problem. W definicji słowa „uległa”, którą zresztą wysłałeś mi kiedyś mailem – przerywa, patrząc na mnie wymownie – o ile mnie pamięć nie myli, synonimami były takie słowa: posłuszny, ustępliwy, skłonny, bierny, pogodzony, cierpliwy, potulny, poskromiony, ujarzmiony. Nie wolno mi było na ciebie patrzeć. Ani się odzywać, chyba że byś mi pozwolił. Czego się spodziewasz?
Musimy o tym porozmawiać na osobności! Czemu ona to robi tutaj?
– Christianie, kiedy jestem z tobą, czuję się zdezorientowana – mówi