Mroczniej. "Ciemniejsza strona" Greya oczami Christiana. E L James. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: E L James
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-8110-398-5
Скачать книгу
Umawiam się tylko z tobą, Anastasio. Ale o tym wiesz.

      Bardzo bym chciał, żeby tych randek było dużo, dużo więcej.

      – Więc nigdy nie zabierałeś swoich… – zniża głos i zerka przez ramię, czy nikt nie słyszy – uległych?

      – Czasami. Ale nigdy na randki. No wiesz, na zakupy. – Te okazjonalne wyjścia były tylko odskocznią, może formą nagrody za uległość, która mnie zadowalała. Jest tylko jedna kobieta, z którą chcę dzielić więcej… Ana. – Tylko z tobą, Anastasio – szepczę i chcę ją przekonać, zapytać, co sądzi o mojej propozycji, zobaczyć, jak zareaguje i czy zechce mnie z powrotem.

      Ale galeria to zbyt publiczne miejsce na taką rozmowę. Na policzki wypływa jej ten delikatny rumieniec, który tak uwielbiam, i spuszcza wzrok na swoje dłonie. Mam nadzieję, że podobają się jej moje słowa, ale pewności nie mam. Muszę ją ze sobą zabrać i mieć tylko dla siebie. Później porozmawiamy poważnie i coś zjemy. Im szybciej obejrzymy prace tego chłopaka, tym szybciej stąd wyjdziemy.

      – Twój przyjaciel wygląda mi bardziej na miłośnika krajobrazów niż na portrecistę. Rozejrzyjmy się. – Wyciągam rękę i ku mej radości ona ją przyjmuje.

      Przechadzamy się po galerii, na krótko zatrzymując się przed każdym zdjęciem. Chociaż chłopaka nie lubię i drażnią mnie uczucia, jakie wzbudza w Anie, muszę przyznać, że jest naprawdę dobry. Skręcamy za róg i zatrzymujemy się.

      Oto ona. Siedem wielkich portretów Anastasii Steele. Wygląda na nich tak przepięknie, że szczęka opada, naturalnie i swobodnie – roześmiana, naburmuszona, zła, zamyślona, rozbawiona, a na jednym zadumana i smutna. Szczegółowo oceniam każde zdjęcie i wiem, bez cienia wątpliwości, że on chce być dla niej kimś więcej niż tylko przyjacielem.

      – Wygląda na to, że nie jestem jedyny – mamroczę pod nosem.

      Te zdjęcia to jego hołd dla niej – to miłosne listy – i wiszą tutaj, żeby każdy dupek mógł się na nie bezkarnie gapić.

      Ana wpatruje się w fotografie oniemiała, równie zdumiona ich widokiem jak ja. Muszę mieć te zdjęcia. Mam nadzieję, że są na sprzedaż.

      – Przepraszam.

      Zostawiam Anę na chwilę i idę do recepcji.

      – Czym mogę służyć? – pyta kobieta, która powitała nas przy wejściu.

      Ignorując jej trzepoczące powieki i prowokacyjny, zbyt czerwony uśmiech, pytam:

      – Te portrety, które wiszą na końcu, są na sprzedaż?

      Na jej twarzy maluje się przelotne rozczarowanie, które szybko tuszuje szerokim uśmiechem.

      – Kolekcja Anastasia? Oszałamiające prace.

      Oszałamiająca modelka.

      – Oczywiście, że są na sprzedaż – mówi szybko. – Sprawdzę ceny.

      – Chcę wszystkie. – I sięgam po portfel.

      – Wszystkie? – Jest zdumiona.

      – Tak. – Co za irytująca kobieta.

      – Cała kolekcja kosztuje czternaście tysięcy dolarów.

      – Proszę mi je dostarczyć jak najszybciej.

      – Ale muszą wisieć do końca wystawy – mówi.

      Absolutnie nie do przyjęcia. Posyłam jej swój najlepszy uśmiech.

      Dodaje, wyraźnie skołowana:

      – Ale jestem pewna, że coś na to zaradzimy.

      Niezdarnie umieszcza moją kartę kredytową w czytniku.

      Kiedy wracam do Any, zagaduje ją jakiś blondas, wyraźnie badając grunt.

      – Te zdjęcia są wspaniałe – mówi. Dotykam jej łokcia gestem niepozostawiającym wątpliwości i posyłam facetowi moje najbardziej wymowne spojrzenie w stylu „spieprzaj, gościu”. – Szczęściarz z pana – dodaje i wycofuje się.

      – I owszem – odpowiadam na odczepnego i zaciągam Anę pod ścianę.

      – Kupiłeś któreś? – Ana skinieniem głowy wskazuje na zdjęcia.

      – Któreś? – pytam szyderczo. Któreś? Żarty sobie stroisz?

      – Kupiłeś więcej niż jedno?

      – Kupiłem wszystkie, Anastasio. – Wiem, że zachowuję się protekcjonalnie, nie dopuszczam nawet myśli, że ktoś inny stałby się ich właścicielem i na nie patrzył. Zdumiona Ana rozchyla usta, a ja za wszelką cenę próbuję nie pozwolić, by mnie tym rozproszyła. – Nie chcę, żeby jakiś obcy gapił się na ciebie w domowym zaciszu.

      – Sam wolisz to robić? – pyta drwiąco.

      Chociaż nie spodziewam się takiej odpowiedzi, ogarnia mnie rozbawienie; ona mnie strofuje.

      – Szczerze mówiąc, tak – odpowiadam podobnym tonem.

      – Zboczeniec – mówi bezgłośnie i zagryza wargi, jak sądzę, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

      Boże, jest prowokująca, zabawna, i ma rację.

      – Nie sposób zaprzeczyć, Anastasio.

      – Pociągnęłabym ten temat, ale podpisałam NDA. – Z wyniosłą miną obraca się, żeby raz jeszcze spojrzeć na zdjęcia.

      Znowu to robi: naśmiewa się ze mnie i trywializuje mój styl życia. Chryste, mam ochotę pokazać, gdzie jej miejsce – najlepiej pode mną albo na klęczkach. Nachylam się i szepczę jej do ucha:

      – Mam wielką ochotę rozprawić się z tym twoim ciętym języczkiem.

      – Jesteś bardzo niegrzeczny – jest zgorszona, robi pruderyjną minę, a koniuszki jej uszu uroczo różowieją.

      Och, malutka, przecież to nic nowego.

      Spoglądam na fotografie.

      – Na tych zdjęciach jesteś bardzo rozluźniona, Anastasio. Rzadko cię taką widuję.

      Znowu przygląda się swoim palcom, jakby się wahała, co powinna powiedzieć. Nie wiem, o czym myśli, więc nachylam się i palcami unoszę jej brodę. Kiedy jej dotykam, wstrzymuje oddech.

      Znowu ten dźwięk; czuję go w lędźwiach.

      – Chcę, żebyś przy mnie też była taka rozluźniona – mówię z nadzieją.

      Cholera. Zbyt wielką nadzieją.

      – W takim razie przestań mnie onieśmielać – odcina się, zdumiewając mnie głębią swoich uczuć.

      – A ty musisz się nauczyć sztuki komunikacji i mówić mi, co czujesz! – odpowiadam równie gwałtownie.

      Psiakrew, znowu to robimy, tutaj, teraz? Chcę, żeby to działo się na osobności. Ana chrząka i prostuje się na całą wysokość.

      – Christianie, chciałeś, żebym była uległa – mówi cichym głosem. – I w tym właśnie tkwi problem. W definicji słowa „uległa”, którą zresztą wysłałeś mi kiedyś mailem – przerywa, patrząc na mnie wymownie – o ile mnie pamięć nie myli, synonimami były takie słowa: posłuszny, ustępliwy, skłonny, bierny, pogodzony, cierpliwy, potulny, poskromiony, ujarzmiony. Nie wolno mi było na ciebie patrzeć. Ani się odzywać, chyba że byś mi pozwolił. Czego się spodziewasz?

      Musimy o tym porozmawiać na osobności! Czemu ona to robi tutaj?

      – Christianie, kiedy jestem z tobą, czuję się zdezorientowana – mówi