Przed oczami pojawia mi się widok odchodzącej Any; jej smutna, poszarzała twarz, zraniona i zmieszana. To niemiłe wspomnienie. Bolesne.
To ja ją tak unieszczęśliwiłem. Posunąłem się za daleko, za bardzo się pośpieszyłem. Mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Odkąd odeszła, aż nadto dobrze poznałem, czym jest rozpacz. Przymykając oczy, próbuję się skupić, ale dopada mnie mój największy, najbardziej ponury strach: poznała kogoś; dzieli się swoim małym białym łóżkiem i swoim pięknym ciałem z jakimś pieprzonym obcym.
Do licha. Myśl pozytywnie, Grey.
Nie zadręczaj się tym. Jeszcze nie wszystko stracone. Masz plan. Odzyskasz ją. Otwieram oczy i przez przyciemniane szyby audi, które doskonale oddają mój nastrój, patrzę na drzwi. Coraz więcej ludzi wychodzi z budynku, ale nie Ana.
Gdzie ona jest?
Taylor przechadza się po chodniku i też patrzy na drzwi wejściowe. Chryste, denerwuje się tak samo jak ja. Co w niego, do cholery, wstąpiło?
Mój zegarek pokazuje 5:43. Lada moment wyjdzie. Biorę głęboki wdech, poprawiam mankiety koszuli i sięgam do krawata, którego przecież nie założyłem. Psiakrew. Przeczesując palcami włosy, próbuję się pozbyć wątpliwości, ale one atakują mnie ze wszystkich stron. Czy jestem dla niej tylko darmową podwózką? Czy zechce mnie z powrotem? Czy ma kogoś innego? To gorsze od czekania na nią w Marble Bar. Dostrzegam kryjącą się w tym ironię. Myślę, że to najważniejsza umowa, jaką kiedykolwiek z nią zawarłem. Marszczę brwi – nie wyszło tak, jak się spodziewałem. Z panną Anastasią Steele nic nigdy nie wychodzi tak, jak się spodziewam. Ogarnia mnie panika i znowu ściska mnie w żołądku. Dzisiaj chcę zawrzeć o wiele poważniejszą umowę.
Chcę ją odzyskać.
Powiedziała, że mnie kocha…
Moje serce przyśpiesza i czuję napływ adrenaliny.
Nie. Nie. Nie myśl tak. Na pewno nic takiego do ciebie nie czuje.
Uspokój się, Grey. Skoncentruj.
Jeszcze raz patrzę w stronę wejścia do Seattle Independent Publishing i widzę ją, zmierzającą w moją stronę.
Kurwa.
Ana.
Zapiera mi dech, jakbym otrzymał cios w splot słoneczny. Pod czarnym żakietem nosi jedną z moich ulubionych sukienek, tę fioletową, na nogach ma czarne botki na wysokim obcasie. Włosy połyskujące w popołudniowym słońcu falują, kiedy idzie. Jednak nie ubranie ani jej włosy przykuwają moją uwagę. Jej twarz jest blada, niemal przezroczysta. Pod oczami ma ciemne kręgi i jest chudsza.
Chudsza.
Przeszywa mnie ból i poczucie winy.
Chryste.
Ona też cierpiała.
Moja troska przeradza się w gniew.
Nie. W furię.
Nie jadła. Przez te kilka dni schudła ile? Dwa, trzy kilogramy? Zerka na idącego za nią jakiegoś przypadkowego faceta, a on uśmiecha się do niej szeroko. Przystojny drań, bardzo pewny siebie. Dupek. Ich beztroska wymiana spojrzeń tylko potęguje moją wściekłość. Facet patrzy na nią idącą w stronę samochodu z bezczelnym męskim zachwytem, a mój gniew wzrasta z każdym jej kolejnym krokiem.
Taylor otwiera drzwi i pomaga jej wsiąść do środka. I nagle Ana siedzi obok mnie.
– Kiedy ostatnio coś jadłaś? – pytam gniewnie, z trudem nad sobą panując.
Patrzy na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami, demaskując, odzierając ze wszystkiego, aż zostaję nagi i bezbronny jak wtedy, kiedy ujrzeliśmy się po raz pierwszy.
– Dzień dobry, Christianie. Ja też się cieszę, że cię widzę – mówi.
Co. Do. Jasnej. Cholery.
– Nie wymądrzaj się – warczę. – Odpowiedz na pytanie.
Wpatruje się w swoje złożone na kolanach ręce, więc nie mam pojęcia, o czym myśli, wreszcie bąka coś o jakimś bananie i jogurcie.
To nie jest żadne jedzenie!
Staram się, naprawdę staram trzymać swój gniew na wodzy.
– Kiedy ostatnio zjadłaś prawdziwy posiłek? – naciskam, ale ona mnie ignoruje i wygląda przez okno.
Taylor odjeżdża od krawężnika, a ona macha do tego kutasa, który szedł za nią od drzwi.
– Kto to?
– Mój szef.
A więc to jest Jack Hyde. Przypominam sobie, co przeczytałem dzisiaj w jego aktach: z Detroit, stypendium w Princeton, karierę zrobił w firmie wydawniczej w Nowym Jorku, ale co kilka lat się przenosił, wędrując za pracą po całym kraju. Żadna z jego asystentek nie pracowała dłużej niż trzy miesiące. Muszę go mieć na oku, a Welch dowie się o nim więcej.
Skup się na tym, co teraz jest ważne, Grey.
– No? Ostatni posiłek?
– Christianie, to naprawdę nie twoja sprawa – szepcze.
Czuję, jak spadam.
Jestem tylko darmową podwózką.
– Wszystko, co ma związek z tobą, jest moją sprawą. Odpowiedz.
Nie skreślaj mnie, Anastasio. Proszę.
Wzdycha zrezygnowana i wznosi oczy ku niebu, żeby mnie wkurzyć. I zauważam to – uśmieszek błąkający się w kącikach jej ust. Próbuje się nie roześmiać. Po tych wszystkich katuszach jest to tak odświeżające, że mój gniew zaczyna pękać. To takie w jej stylu. Idąc w jej ślady, ja też próbuję zamaskować uśmiech.
– No więc? – pytam, już znacznie łagodniejszym tonem.
– Pasta alla vongole, w ubiegły piątek – odpowiada przytłumionym głosem.
Jezu Chryste przenajświętszy, nic nie jadła od naszej ostatniej wspólnej kolacji! Mam ochotę przełożyć ją przez kolano, tu i teraz, na tylnym siedzeniu SUV-a – wiem jednak, że już nigdy nie wolno mi tknąć jej w ten sposób.
Co ja mam z nią zrobić?
Spuszcza wzrok na swoje ręce, z twarzą jeszcze bledszą i smutniejszą niż przed chwilą. A ja się nią napawam, starając się wymyślić, co robić. Czuję, jak w piersiach narasta mi uczucie, którego nie chcę, ponieważ zaraz ogarnie mnie całego. Lekceważąc je, patrzę na nią i z bólem zaczynam rozumieć, że mój największy strach jest nieuzasadniony. Wiem, że się nie upiła i nie poznała nikogo. Kiedy teraz na nią patrzę, mam pewność, że sama leżała skulona w swoim łóżku, wypłakując oczy. Ta myśl przynosi ukojenie, ale jednocześnie ból. Ponoszę odpowiedzialność za jej rozpacz.
Ja.
Jestem potworem. Ja jej to zrobiłem. Jak mogę ją kiedykolwiek odzyskać?
– Rozumiem – bąkam, starając się zapanować nad uczuciami. – Wyglądasz, jakbyś schudła przynajmniej dwa i pół kilograma, może nawet więcej. Ano, proszę cię, jedz.
Jestem bezradny. Jak jeszcze mogę zachęcić tę cudowną, młodą kobietę do jedzenia?
Nie patrzy na mnie, mogę więc przyglądać się jej profilowi. Jest delikatny, uroczy i śliczny – taki, jakim go zapamiętałem. Pragnę pogładzić ją po policzku. Poczuć miękkość jej skóry… przekonać się, że jest prawdziwa. Zwracam się całym ciałem ku niej, drżąc z pragnienia, by jej dotknąć.
– Jak