Tytuł oryginału: DARKER
Copyright © 2011, 2017 by Fifty Shades Ltd.
Copyright © 2018 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga
Copyright © 2017 for the Polish translation by Wydawnictwo Sonia Draga
Projekt okładki: © Sqicedragon i Meghan Wilson
Zdjęcia na okładce:
front © Petar Djordjevic / Penguin Random House;
tył © Shutterstock
Zdjęcie autorki: © Michael Lionstar
Redakcja: Jolanta Olejniczak-Kulan
Korekta: Iwona Wyrwisz, Marta Chmarzyńska
ISBN: 978-83-8110-398-5
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o. o.
ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice
tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28
e-mail: [email protected]
www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga
E-wydanie 2018
Skład wersji elektronicznej:
Moim Czytelnikom
Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiliście.
Ta książka jest dla Was.
PODZIĘKOWANIA
Dziękuję:
Wszystkim z Vintage za Wasze oddanie i profesjonalizm. Wasza wiedza, poczucie humoru i miłość do słowa pisanego nigdy nie przestaną być dla mnie inspiracją.
Anne Messitte za wiarę we mnie. Na zawsze pozostanę Twoją dłużniczką.
Tony’emu Chirico, Russellowi Perreault i Paulowi Bogaardsowi za Wasze nieocenione wsparcie.
Wspaniałemu zespołowi technicznemu, redakcyjnemu i projektowemu, że udało im się zrealizować ten projekt: Megan Wilson, Lydii Buechler, Kathy Hourigan, Andy’emu Hughesowi, Chrisowi Zuckerowi i Amy Brosey.
Niallowi Leonardowi za Twoją miłość, wsparcie i wskazówki, a także za to, że nie byłeś już takim zrzędą.
Valerie Hoskins, mojej agentce – każdego dnia dziękuję Ci za wszystko.
Kathleen Blandino za to, że pierwsza wszystko przeczytałaś, i za pomoc przy kwestiach, mających związek z Internetem.
Brianowi Brunettiemu, po raz kolejny, za Twoje nieocenione informacje na temat wypadków helikopterowych.
Laurze Edmonston za podzielenie się ze mną swoją wiedzą o Wybrzeżu Północno-Zachodnim.
Profesorowi Chrisowi Collinsowi za pouczające wykłady z nauki o gleboznawstwie.
Ruth, Debrze, Helenie i Liv za zachętę i słowne wyzwania, a także za to, że mi się udało.
Dawn i Daisy za Waszą przyjaźń i rady.
Andrei, BG, Becce, Britt, Catherine, Jadzie, Jill, Kellie, Leis, Norze, Raizie, QT, Susi – ile to już lat? Stajemy się coraz silniejsze. Dziękuję Wam za amerykanizmy.
I wreszcie wszystkim moim autorom i przyjaciołom ze świata książki – wiecie, o kim mówię – za to, że inspirujecie mnie każdego dnia.
Na koniec dziękuję moim dzieciom. Kocham Was bezwarunkowo. Zawsze będę dumna, że wyrośliście na takich wspaniałych mężczyzn. Dajecie mi tyle radości.
Zawsze tacy bądźcie. Obaj.
CZWARTEK, 9 CZERWCA 2011
Siedzę. Czekam. Serce mi wali. Jest 5:36, a ja gapię się przez przyciemniane szyby mojego audi na frontowe drzwi jej budynku. Wiem, że przyjechałem za wcześnie, ale czekałem na ten moment przez cały dzień.
Zobaczę ją.
Poprawiam się na tylnym siedzeniu samochodu. Atmosfera jest duszna i chociaż bardzo staram się zachować spokój, oczekiwanie i niecierpliwość ściskają mi żołądek i przytłaczają klatkę piersiową. Taylor siedzi za kierownicą wpatrzony przed siebie, milczący i jak zwykle opanowany, podczas gdy ja ledwie mogę oddychać. To denerwujące.
Do licha. Gdzie ona jest?
Jest wewnątrz – w Seattle Independent Building. Budynek, który dzieli od ulicy szeroki chodnik, jest obskurny i wymaga pilnej renowacji; nazwa firmy została niechlujnie wyryta w szkle, a mat na szybach obłazi. Za tymi drzwiami mogłaby się mieścić agencja ubezpieczeniowa albo biuro rachunkowe; niczego nie zdradzają ani nie sugerują. Cóż, to się zmieni, kiedy ja przejmę zarząd nad obiektem. SIP jest moje. Prawie. Podpisałem już projekt umowy.
Taylor chrząka i zerka na mnie w lusterku wstecznym.
– Wysiądę, proszę pana – mówi, zaskakując mnie, i wychodzi z samochodu, zanim zdążę go powstrzymać.
Może wyczuwa moje napięcie bardziej, niż mi się zdaje. Czy jest aż tak widoczne? Może to on jest spięty? Ale dlaczego? Poza tym, że przez cały ubiegły tydzień musiał znosić moje wiecznie zmieniające się nastroje, co – zdaję sobie sprawę – nie było łatwe.
Ale dzisiaj jest inaczej. Odczuwam nadzieję. Po raz pierwszy, odkąd mnie opuściła, nie zmarnowałem dnia, albo przynajmniej tak mi się wydaje. Podczas wszystkich spotkań zachowywałem optymizm, jednak co chwilę zerkałem na zegarek. Dziewięć, osiem, siedem… Z każdym tyknięciem przybliżającym mnie do panny Anastasii Steele zegar wystawiał moją cierpliwość na ciężką próbę.
A teraz tu siedzę, sam, i czekam, a determinacja i pewność siebie, jakie odczuwałem przez cały dzień, powoli znikają.
Może zmieniła zdanie.
Czy znowu będziemy razem? A może chodzi jej tylko o darmową podwózkę do Portland?
Sprawdzam godzinę.
5:38.
Cholera. Czemu ten czas tak wolno płynie?
Zastanawiam się, czy nie wysłać do niej maila z wiadomością, że czekam na zewnątrz, ale kiedy wygrzebuję z kieszeni telefon, dociera do mnie, że nie chcę spuścić z oczu frontowych drzwi. Odchylam się na siedzeniu i w myślach przywołuję wszystkie jej ostatnie maile. Znam je na pamięć; wszystkie przyjacielskie i zwięzłe, niczym nie sugerujące, że za mną tęskni.
Może jednak jestem darmową podwózką.
Odpędzam od siebie tę myśl i wpatruję się w drzwi, zanosząc modły, żeby się wreszcie w nich pojawiła.
Anastasio Steele, ja czekam.
Drzwi się otwierają i serce mało nie wyskoczy mi z piersi, ale bardzo szybko zatrzaskują się