Mroczniej. "Ciemniejsza strona" Greya oczami Christiana. E L James. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: E L James
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-8110-398-5
Скачать книгу
proszę pana.

      – Jesteśmy w Le Picotin, Southwest Third Avenue – informuję go i rozłączam się.

      – Jesteś bardzo oschły wobec Taylora… W zasadzie wobec wszystkich.

      – Po prostu szybko przechodzę do sedna, Anastasio.

      – Dzisiaj wieczorem tego nie zrobiłeś. Nic się nie zmieniło, Christianie.

      Co racja, to racja, panno Steele.

      Powiedz jej. Powiedz jej teraz, Grey.

      – Mam dla ciebie propozycję.

      – To wszystko zaczęło się od propozycji.

      – Inną propozycję – wyjaśniam.

      Chyba jest lekko sceptyczna, ale może też zaciekawiona. Kelner wraca i podaję mu kartę kredytową, ale moja uwaga jest cały czas skupiona na Anie. No, przynajmniej jest zaintrygowana.

      To dobrze.

      Serce bije mi coraz szybciej. Mam nadzieję, że się zgodzi… albo będę zgubiony. Kelner podaje paragon do podpisania, daję mu nieprzyzwoicie wysoki napiwek i składam zamaszysty podpis. Kelner wydaje się bezgranicznie wdzięczny. Co nie przestaje mnie irytować.

      Mój telefon brzęczy i zerkam na wiadomość. Taylor już jest. Kelner oddaje mi kartę kredytową i znika.

      – Chodź. Taylor już czeka.

      Wstajemy i biorę ją za rękę.

      – Nie chcę cię stracić, Anastasio – mruczę cicho i unoszę jej dłoń, by musnąć ją ustami. Słyszę, jak jej oddech przyśpiesza.

      Och, ten dźwięk.

      Patrzę na nią. Wargi ma rozchylone, policzki zaróżowione i szeroko otwarte oczy. Ten widok przepełnia mnie pożądaniem i nadzieją. Trzymając odruchy na wodzy, prowadzę ją przez restaurację i na zewnątrz, gdzie przy krawężniku czeka Taylor w moim Q7. Przychodzi mi na myśl, że Ana nie będzie skora do rozmowy w jego obecności.

      Wpadam na pomysł. Otwieram tylne drzwi i wpuszczam Anę do środka, a sam obchodzę samochód w stronę drzwi kierowcy. Taylor wysiada, żeby mi otworzyć.

      – Dobry wieczór, Taylorze. Czy masz swój iPod i słuchawki?

      – Tak, proszę pana, nigdzie się bez nich nie ruszam.

      – Świetnie. Chcę, żebyś z nich skorzystał w czasie drogi.

      – Oczywiście, proszę pana.

      – Czego będziesz słuchał?

      – Pucciniego, proszę pana.

      – Toski?

      – Cyganerii.

      – Doskonały wybór. – Uśmiecham się.

      Jak zwykle Taylor mnie zaskakuje. Zawsze zakładałem, że jego gusty muzyczne skłaniają się w stronę country i rocka. Biorę głęboki wdech i wsiadam na tylne siedzenie. Właśnie mam negocjować umowę życia.

      Chcę ją odzyskać.

      Taylor włącza muzykę i w samochodzie rozlega się cicho Rachmaninow. Taylor przez chwilę spogląda na mnie we wstecznym lusterku, po czym włącza się do ruchu, który o tej porze nie jest zbyt intensywny.

      Kiedy się ku niej zwracam, Anastasia patrzy na mnie.

      – Jak już mówiłem, Anastasio, mam dla ciebie propozycję.

      Zerka nerwowo na Taylora, jak się tego spodziewałem.

      – Taylor cię nie słyszy.

      – Jak to? – Jest zaskoczona.

      – Taylorze – wołam. Taylor ani drgnie. Wołam go raz jeszcze, potem pochylam się i klepię go w ramię. Wyjmuje z ucha słuchawkę.

      – Tak, proszę pana?

      – Dziękuję, Taylorze. Wszystko w porządku, słuchaj dalej.

      – Oczywiście, proszę pana.

      – Zadowolona? Słucha swojego iPoda. Zapomnij, że tu jest. Tak jak ja.

      – Celowo go o to poprosiłeś?

      – Tak.

      Mruga zdziwiona.

      – Okej… Co z tą propozycją? – pyta z wahaniem i obawą.

      Ja też się denerwuję, maleńka. Zatem do dzieła. Nie schrzań tego, Grey.

      Od czego zacząć?

      Biorę głęboki wdech.

      – Najpierw chcę cię o coś zapytać. Czy chcesz stałego waniliowego związku bez perwersyjnego bzykanka?

      – Perwersyjnego bzykanka? – Jest tak zdumiona, że jej głos brzmi piskliwie.

      – Perwersyjnego bzykanka.

      – Nie wierzę, że to powiedziałeś. – Znowu zerka na Taylora z niepokojem.

      – No cóż, powiedziałem. A teraz mi odpowiedz.

      – Ale ja lubię perwersyjne bzykanko – mówi szeptem.

      Och, maleńka, ja też.

      Odczuwam ulgę. Krok pierwszy… Okej. Tylko spokojnie, Grey.

      – Tak właśnie myślałem. W takim razie czego nie lubisz?

      Przez chwilę milczy, a ja wiem, że bacznie mi się przygląda w pojawiającym się i znikającym świetle mijanych latarni.

      – Groźby okrutnej i wyjątkowej kary.

      – To znaczy?

      – No wiesz, masz te wszystkie… – przerywa, żeby znowu zerknąć na Taylora, po czym zniża głos. – Rzeczy w swoim pokoju zabaw, laski i pejcze, których boję się śmiertelnie. Nie chcę, żebyś ich ze mną używał.

      No tak, tego już sam się domyśliłem.

      – Okej, żadnych lasek ani pejczów. No i pasów – dodaję, nie mogąc powstrzymać ironii w głosie.

      – Jesteś gotowy na nowo określić granice bezwzględne? – pyta.

      – Niekoniecznie. Po prostu staram się cię zrozumieć, mieć jaśniejszy obraz tego, co lubisz, a czego nie.

      – Zasadniczo, Christianie, najtrudniej jest mi znieść fakt, że czerpiesz radość z zadawania bólu. I tego, że robisz to, ponieważ przekroczyłam granicę, którą arbitralnie wyznaczyłeś.

      Szlag. Zna mnie. Dostrzegła drzemiącego we mnie potwora. Nie będę drążył tego dalej, bo wtedy nici z naszej umowy. Ignorując jej pierwszą uwagę, skupiam się na drugiej.

      – Ona nie jest arbitralna, zasady są spisane.

      – Nie chcę żadnych zasad.

      – W ogóle żadnych?

      Kurwa – może będzie chciała mnie dotykać. Jak mam się przed tym ustrzec? A jeśli zrobi coś, czym wystawi się na ryzyko?

      – Żadnych – oznajmia, dodatkowo kręcąc głową.

      Okej, pytanie za milion dolarów.

      – Ale zgodzisz się, żebym ci dawał klapsy?

      – Czym?

      – Tym. – Unoszę rękę.

      Poprawia się na siedzeniu, a we mnie budzi się cicha, słodka radość.

      Och, maleńka, jak ja lubię, kiedy się tak wiercisz.

      – W zasadzie tak. Zwłaszcza tymi srebrnymi kulkami…

      Na samą myśl mój członek budzi się do życia.