Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, maleńka.
Zachłannie całuję jej usta i zaczynam się poruszać, teraz już naprawdę raz za razem się w nią wbijając. Jest tak cholernie piękna. Tęskniłem za tym. Tęskniłem za nią całą. Czuję się jak w domu. Ona jest domem. Jest wszystkim. Zatracam się, raz za razem się w niej zanurzam.
Czuję, jak cała się spina, coraz bliżej spełnienia.
Och, maleńka, tak. Jej nogi się napinają. Dochodzi. Ja też.
– No już, maleńka. Dojdź dla mnie – szepczę przez zaciśnięte zęby.
Krzyczy i eksploduje, zaciskając i wciągając mnie głębiej, a ja dochodzę, wlewając w nią całą swoją duszę i życie.
– Ana! O kurwa, Ana!
Opadam na nią, wganiatając ją w materac, i wtulam twarz w jej szyję. Wdycham jej cudowny, oszałamiający zapach.
Znowu jest moja.
Moja.
Nikt mi jej nie odbierze; zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby ją zatrzymać.
Wreszcie odzyskuję oddech i ujmuję jej dłonie, a ona z trzepotem rzęs otwiera oczy. Są w kolorze najczystszego błękitu, przejrzyste i nasycone. Uśmiecha się do mnie nieśmiało, a ja koniuszkiem nosa muskam ją od góry do samego dołu, szukając słów, które wyraziłyby moją wdzięczność. Jednak ich nie znajduję, więc tylko szybko ją całuję, niechętnie się z niej wysuwając.
– Tęskniłem za tym.
– Ja też – mówi.
Ujmuję ją pod brodę i jeszcze raz całuję.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję, że dałaś mi drugą szansę.
– Nie zostawiaj mnie znowu – szepczę. Nigdy. Niczym w konfesjonale wyznaję jej ciemny sekret: potrzebuję jej.
– Okej – odpowiada z czułym uśmiechem, na widok którego moje serce robi salto.
Tym jednym słowem złączyła w całość moją rozdartą duszę. Jestem wniebowzięty.
Mój los jest w twoich rękach, Ano. Był w nich od chwili, kiedy cię ujrzałem.
– Dziękuję za iPada – odzywa się, przerywając moje dziwaczne rozmyślania.
To pierwszy prezent ode mnie, który przyjęła łaskawie.
– Ależ nie ma za co, Anastasio
– Którą z piosenek lubisz najbardziej?
– O nie, za dużo byś o mnie wiedziała – drażnię się z nią.
Myślę, że utwór Coldplay; najlepiej oddaje moje uczucia.
Burczy mi w brzuchu. Konam z głodu, a tego nigdy nie potrafię znieść.
– Pójdź, dziewko – mówię, siadając i biorąc ją na kolana. – Ugotuj mi jakąś strawę.
– Dziewko? – powtarza ze śmiechem.
– Dziewko. Strawa. W tej chwili – rozkazuję jak jaskiniowiec, którym w końcu jestem, wtulając przy tym nos w jej włosy.
– Cóż, skoro tak grzecznie prosisz, panie. Już się biorę do roboty.
Wysuwa się z moich objęć i wstaje.
Auć!
Kiedy gramoli się z łóżka, potrąca poduszkę. Leży pod nią smutny, oklapły balon w kształcie helikoptera. Biorę go do ręki i oglądam, zastanawiając się, skąd się tam wziął.
– To mój balon – mówi z naciskiem.
Ach tak. Adrea przysłała jej balon i kwiaty, kiedy wraz z Katherine przeprowadziły się do nowego mieszkania. Co on tu robi?
– Trzymasz go w łóżku?
– Tak, dotrzymuje mi towarzystwa.
– Szczęściarz z tego „Charliego Tango”.
Otula swoje wspaniałe ciało szlafrokiem i odwzajemnia mój uśmiech.
– To mój balon – mówi ostrzegawczo i wymyka się z sypialni.
Cóż za silne poczucie własności, panno Steele.
Po jej wyjściu zdejmuję prezerwatywę, zawiązuję ją i wrzucam do kosza na śmieci obok łóżka. Opadam na poduszki i oglądam balon. Zatrzymała go i spała z nim. Za każdym razem, kiedy stałem pod jej mieszkaniem, tęskniąc za nią, ona leżała skulona w tym łóżku i tuląc balon, tęskniła za mną.
Kocha mnie.
Nagle zalewają mnie mieszane, dziwne uczucia i gardło ściska mi narastająca panika.
Jak to możliwe?
Ponieważ cię nie zna, Grey.
Cholera.
Nie roztrząsaj negatywów, w głowie słyszę słowa doktora Flynna. Skup się na pozytywach.
Cóż, skoro znowu jest moja, muszę ją po prostu zatrzymać. Mam nadzieję, że spędzimy razem ten weekend i na nowo się nawzajem poznamy.
Cholera. Jutro jest bal Damy Radę.
Mógłbym nie pójść. Ale wtedy matka by mi nie wybaczyła.
A może Ana się ze mną wybierze?
Jeśli się zgodzi, będzie jej potrzebna maska.
Na podłodze znajduję telefon i wysyłam wiadomość do Taylora.
Taylor:
Tak, proszę pana.
Znam odpowiednie miejsce.
Taylor:
W jakim kolorze?
W trakcie tej korespondencji przychodzi mi do głowy pomysł.
Taylor:
W jakimś konkretnym kolorze?
Ana potrafi gotować. Ta chińszczyzna jest wyśmienita. Jestem znacznie spokojniejszy, najadłszy się. Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni czułem się w jej towarzystwie taki rozluźniony i zrelaksowany. Siedzimy oboje na podłodze, słuchamy muzyki z mojego iPoda, jemy i popijamy pinot grigio. Poza tym cieszę się, że Ana z takim zapałem pochłania swoje jedzenie. Jest równie głodna jak ja.
– Smaczne. – Delektuję się każdym kęsem.
Rozpromienia się, słysząc komplement, i wsuwa za ucho niesforny kosmyk włosów.
– Najczęściej to ja gotuję. Kate nie najlepiej radzi sobie w kuchni.
Siedzi obok mnie ze skrzyżowanymi nogami, wystawiając je całe na pokaz. Nieco zniszczony szlafrok ma miły kremowy kolor. Kiedy się nachyla, szlafrok się rozsuwa i mogę podziwiać miękką krągłość jej piersi.
Grey, zachowuj się.
– Mama cię nauczyła? – pytam.
– W zasadzie nie. – Parska śmiechem. – Kiedy zaczęło mnie to interesować, mama mieszkała już w Mansfield w Teksasie z Mężem Numer Trzy. A Ray, cóż, gdyby nie ja, żywiłby się tostami i jedzeniem na wynos.
– Dlaczego