Cholera. Mam nadzieję, że wciąż mi ufa. W końcu ją wystraszyłem. Muszę się naprawdę mocno postarać, żeby odzyskać jej zaufanie. Nie chcę jej znowu stracić.
W mieszkaniu panuje porządek, czego się spodziewałem, ale wyczuwa się w nim pustkę, jakby nikt w nim nie przebywał. Przywodzi mi na myśl galerię: stara cegła i drewno. Betonowa wyspa w kuchni jest surowa i nowatorska. Podoba mi się.
– Ładnie tu – zauważam z aprobatą.
– Rodzice Kate kupili jej to mieszkanie.
Eamon Kavanagh rozpieszcza córkę. Mieszkanie jest eleganckie – dobrze wybrał. Mam nadzieję, że Katherine to docenia. Obracam się ku stojącej obok wyspy Anie. Zastanawiam się, jak się czuje, mieszkając z tak zamożną koleżanką. Na pewno płaci za siebie… ale musi jej być ciężko grać drugie skrzypce przy Katherine. Może to lubi, a może jest jej z tym trudno. Na pewno nie wydaje pieniędzy na ciuchy. Ale już temu zaradziłem; w Escali mam dla niej szafę pełną nowych ubrań. Ciekawe, co na to powie. Bez wątpienienia mocno mi się za to oberwie.
Nie myśl o tym teraz, Grey.
Ana przygląda mi się pociemniałymi oczami. Oblizuje dolną wargę, a moje ciało zaczyna płonąć jak fajerwerki.
– Ee… masz ochotę na coś do picia? – pyta.
– Nie, dziękuję, Anastasio. – Mam ochotę na ciebie.
Składa dłonie, najwyraźniej nie wiedząc, co począć. Jest też chyba troszkę przestraszona. Czy wciąż budzę w niej lęk? Ta kobieta potrafi mnie rzucić na kolana, a mimo to ona się denerwuje?
– Na co masz ochotę, Anastasio? – pytam, podchodząc do niej i ani na chwilę nie odrywając od niej wzroku. – Bo ja wiem, czego pragnę.
Możemy to zrobić tutaj albo w twojej sypialni czy łazience – jest mi to obojętne – po prostu cię pragnę. Teraz.
Rozchyla wargi, na chwilę zachłystuje się powietrzem, potem już tylko oddycha coraz szybciej.
Och, ten dźwięk mnie zniewala.
Ty też mnie pragniesz, maleńka.
Wiem o tym.
Czuję to.
Opiera się o wyspę, nie mając dokąd uciec.
– Wciąż jestem na ciebie zła – stwierdza, ale głos ma drżący i cichy.
Wcale nie jest zła. Raczej swawolna. Ale nie zła.
– Wiem – zgadzam się, a ona obrzuca mnie łakomym wzrokiem. Oczy ma szeroko otwarte.
Och, maleńka.
– Chciałbyś coś zjeść? – pyta szeptem.
Powoli kiwam głową.
– Tak, ciebie.
Kiedy tak się nad nią pochylam, wpatrując się w jej pociemniałe z żądzy oczy, czuję bijące od jej ciała gorąco. Parzy mnie. Pragnę się w niej zatracić. Unurzać. Chcę, żeby krzyczała, jęczała, wymawiała moje imię. Chcę ją odzyskać, wymazać jej z pamięci nasze rozstanie.
Chcę, żeby była moja. Znowu.
Ale wszystko po kolei.
– Jadłaś coś dzisiaj? – Muszę to wiedzieć.
– Kanapkę na lunch.
Może być.
– Musisz jeść – besztam ją.
– Naprawdę nie mam teraz apetytu… na jedzenie.
– A na co ma pani apetyt, panno Steele? – Zniżam twarz, aż nasze usta niemal się stykają.
– Myślę, że pan wie, panie Grey.
Nie myli się. Powstrzymuję jęk i potrzebuję całej siły woli, by jej nie chwycić i nie rzucić na betonową wyspę. Ale nie kłamałem, mówiąc, że będzie musiała błagać. Musi mi powiedzieć, czego pragnie. Musi wyrazić słowami swoje uczucia, potrzeby, pragnienia. Chcę się dowiedzieć, co uczyni ją szczęśliwą. Pochylam się, jakbym chciał ją pocałować, ale tylko ją zwodzę i szepczę jej do ucha:
– Chcesz, żebym cię pocałował, Anastasio?
Wciąga gwałtownie powietrze.
– Tak.
– Gdzie?
– Wszędzie.
– Musisz wyrażać się nieco jaśniej. Mówiłem, że cię nie dotknę, dopóki nie będziesz mnie o to błagać i nie powiesz mi, co mam robić.
– Proszę – szepcze błagalnie.
O nie, maleńka. Tak łatwo ci nie pójdzie.
– Proszę co?
– Dotknij mnie.
– Gdzie, maleńka?
Wyciąga ręce.
Nie.
Moja dusza pogrąża się w mroku, który zaciska moje gardło w swoich szponach. Instynktownie robię krok w tył, a serce zaczyna mi walić, kiedy strach przeszywa całe moje ciało.
Nie dotykaj mnie. Nie dotykaj.
Kurwa.
– Nie. Nie – bąkam.
Właśnie dlatego ustaliłem zasady.
– Słucham? – pyta skołowana.
– Nie. – Kręcę odmownie głową.
Wie o tym, wczoraj jej powiedziałem. Musi zrozumieć, że nie wolno jej mnie dotykać.
– W ogóle? – Robi krok w moją stronę, a ja nie wiem, co zamierza.
Mrok we mnie gęstnieje, więc znowu się cofam i unoszę ręce, żeby ją powstrzymać.
Uśmiecham się do niej błagalnie.
– Ano, posłuchaj… – jednak nie znajduję odpowiednich słów.
Proszę. Nie dotykaj mnie. Nie zniosę tego.
Cholera, to takie frustrujące.
– Czasami nie masz nic przeciwko – oburza się. – Może powinnam poszukać markera i zaznaczyć te miejsca, które są dla mnie niedostępne.
Cóż, to interesująca propozycja. Wcześniej nie wpadło mi to do głowy.
– To całkiem dobry pomysł. Gdzie jest twoja sypialnia? – Muszę zmienić temat.
Skinieniem głowy wskazuje w lewo.
– Bierzesz pigułki?
Twarz jej się wydłuża.
– Nie.
Słucham?
Tyle było zachodu, żeby mogła zacząć brać pigułki. Nie mogę uwierzyć, że teraz przestała.
– Rozumiem.
Istna katastrofa. Co ja mam z nią, do cholery, zrobić? Niech to szlag trafi. Muszę mieć prezerwatywy.
– Chodź, zjemy coś – mówię.
Wyjdziemy i gdzieś uda mi się uzupełnić zapasy.
– Myślałam, że pójdziemy do łóżka. Chcę iść z tobą do łóżka – mówi nadąsana.
– Wiem, skarbie.
Jak zwykle posuwamy się w przód o dwa kroki, żeby natychmiast o jeden się