– W porządku, herbata, torebka osobno. Cukier?
– Nie, dziękuję – odpowiada, wbijając wzrok w opuszczone dłonie.
– Coś do jedzenia?
– Nie, dziękuję. – Kręci energicznie głową i odrzuca do tyłu włosy, uwalniając kasztanowe przebłyski. Muszę czekać w kolejce, aż dwie leciwe panie za kontuarem wymienią uprzejmości z absolutnie wszystkimi klientami! To frustrujące i oddala mnie od mojego celu: Anastasii.
– Witaj, przystojniaczku, co mogę podać? – pyta z iskierką w oku starsza z kobiet. To tylko gładka buźka, moja słodka.
– Proszę kawę ze spienionym mlekiem. Herbatę English Breakfast z torebką na spodeczku. I jagodową muffinkę.
Może Anastasia zmieni zdanie i coś zje.
– Pan w Portland przejazdem?
– Tak.
– Na weekend?
– Tak.
– Pogoda nam się dziś poprawiła.
– Tak.
– Mam nadzieję, że wyjdzie pan nacieszyć się słońcem.
Przestań gadać i się, kurna, uwijaj.
– Tak – syczę przez zęby i oglądam się na Anę, a ona szybko odwraca wzrok.
Przygląda mi się. Ocenia?
Fala nadziei wzbiera mi w piersi.
– No i proszę. – Kobieta puszcza do mnie oko i stawia zamówienie na tacce. – Płacimy przy kasie, skarbie, i miłego dnia.
Zdobywam się na serdeczną odpowiedź:
– Dziękuję.
Przy stoliku Anastasia ogląda pilnie palce, myśląc Bóg wie o czym.
O mnie?
– O czym tak dumasz? – pytam.
Podskakuje i czerwieni się, gdy stawiam na stoliku jej herbatę i moją kawę. Siedzi milcząca i zawstydzona.
– Więc o czym? – powtarzam pytanie, a ona międli w palcach torebkę.
– To moja ulubiona herbata – mówi.
Zapisuję sobie w myślach wielkimi literami, że lubi English Breakfast Twiningsa. Przyglądam jej się, gdy zanurza torebkę w wodzie. Bardzo wymyślne przedsięwzięcie. Prawie natychmiast wyławia torebkę i odkłada na spodeczek. Wargi drżą mi z rozbawienia. Gdy wyjaśnia, że lubi czarną, słabą herbatę, przez chwilę myślę, że opisuje to, co lubi w mężczyźnie.
Weź się w garść, Grey. Ona mówi o herbacie.
Dosyć tego wstępu; czas się zabrać na poważnie do tej sprawy.
– To twój chłopak?
Jej brwi zbiegają się, tworząc małe v nad nosem.
– Kto?
Właściwa reakcja.
– Ten fotograf. José Rodriguez.
Śmieje się. Ze mnie.
Ze mnie!
I nie wiem, czy z ulgi, czy dlatego, że uważa, iż jestem śmieszny. Irytujące. Nie potrafię jej ocenić. Podobam jej się czy nie? Mówi mi, że to tylko kolega.
Och, skarbie, on chce być kimś więcej niż kolegą.
– Czemu pan uznał, że jest moim chłopakiem? – pyta.
– Po tym, jak się do niego uśmiechałaś i on do ciebie. – Nie masz pojęcia, no nie? Ten chłopak jest zakochany po uszy.
– Traktuję go raczej jak członka rodziny – mówi.
Okej, więc pożądanie jest jednostronne. Przez chwilę się zastanawiam, czy zdaje sobie sprawę, jak jest urocza. Kiedy patrzy na muffinkę, gdy oddzieram papierek, wyobrażam sobie ją na kolanach przede mną karmioną okruszek po okruszku. Ta myśl przeszkadza się skupić i podnieca.
– Chcesz trochę? – pytam.
Kręci głową.
– Nie, dziękuję. – Słyszę w jej głosie wahanie i znów opuszcza wzrok na dłonie. Czemu jest tak rozdygotana? Może przeze mnie?
– A tamten chłopak, którego poznałem wczoraj, w sklepie. To nikt bliski?
– Nie. Paul to po prostu kolega. Powiedziałam panu wczoraj.
Znów ściąga brwi, jakby zbita z tropu, i obronnym gestem krzyżuje ramiona. Nie lubi być pytana o chłopaków. Pamiętam, jak niewygodnie czuła się w sklepie, kiedy tamten objął ją gestem posiadacza.
– Czemu pan pyta? – dodaje.
– W męskim towarzystwie wydajesz się zdenerwowana.
Wytrzeszcza oczy. Są naprawdę piękne, barwy oceanu w Cabo, najbardziej niebieskiego z niebieskich mórz. Powinienem ją tam zabrać.
Co? Skąd ci to wpadło do głowy?
– Czuję się skrępowana przy panu – mówi i patrzy w dół, znów skubiąc skórki przy paznokciach. Z jednej strony jest niebywale uległa, z drugiej niebywale… prowokująca.
– I tak powinno być.
No. Powinno. Niewielu ludzi stać na odwagę, by powiedzieć mi, że moja obecność ich krępuje. Jest szczera i potwierdzam to na głos – ale ona odwraca oczy i nie wiem, o czym myśli. To frustrujące. Czy jej się podobam? Czy też jest w stanie ścierpieć to spotkanie, żeby przepchnąć wywiad Kavanagh? Więc jak?
– Jest pani tajemnicza, panno Steele.
– Nie ma we mnie niczego tajemniczego.
– Myślę, że jest pani bardzo zamknięta w sobie. – Jak każda dobra uległa. – Oczywiście poza tymi chwilami, w których się pani rumieni, czyli często. Chciałbym tylko wiedzieć, z jakiego powodu się pani rumieni. – W tym rzecz. To zmusi ją do odpowiedzi. Wkładając do ust kawałeczek muffinki, oczekuję na odpowiedź.
– Czy zawsze robi pan takie osobiste uwagi?
To naprawdę osobiste wycieczki?
– Nie zdawałem sobie sprawy, że może to pani tak odebrać. Czy obraziłem panią?
– Nie.
– Świetnie.
– Ale jest pan bardzo despotyczny.
– Od dawna stawiam na swoim, Anastasio. Pod każdym względem.
– Nie wątpię – szepcze, a potem chce wiedzieć, dlaczego jej nie poprosiłem, by zwracała się do mnie po imieniu.
Co?
I przypomniałem ją sobie w windzie, po wyjściu z mojego gabinetu – i jak zabrzmiało moje imię w jej bystrych ustach. Czy mnie przejrzała? Czy celowo się stawia? Tłumaczę, że poza rodziną nikt nie mówi mi „Christian”…
Nawet nie wiem, czy to moje prawdziwe imię.
Nie ruszaj tego, Grey.
Zmieniam temat. Chcę się o niej czegoś dowiedzieć.
– Jesteś jedynaczką?
Kilka razy mruga powiekami, nim odpowie, że tak.
– Opowiedz mi o swoich rodzicach.
Przewraca oczami i muszę powstrzymać odruch, by jej nie zbesztać.
– Mama mieszka w Georgii z nowym mężem, Bobem. Ojczym mieszka w Montesano.
Oczywiście wiedziałem o tym wszystkim