– Wytrwała panna Kavanagh. Jak zdrowie? Zapewne czuje się już pani lepiej? Anastasia mówiła, że w zeszłym tygodniu nie była pani w najlepszym stanie.
– Czuję się świetnie, dziękuję, panie Grey.
Uścisk dłoni ma mocny, zdecydowany. Wątpię, by w całym jej życiu osoby uprzywilejowanej zdarzył się choćby jeden ciężki dzień. Dlaczego te dwie kobiety się przyjaźnią? Nic ich nie łączy.
– Dziękuję, że poświęcił nam pan czas – dodaje Katherine.
– To czysta przyjemność – odpowiadam i spoglądam na Anastasię, która nagradza mnie swoim wiele zdradzającym rumieńcem.
Czy tylko ja przyprawiam ją o rumieniec? To przyjemna myśl.
– José Rodriguez, nasz fotograf – kontynuuje Anastasia prezentację, a jej twarz się przy tym rozjaśnia.
Cholera. Czy to jej chłopak?
Rodriguez promienieje od słodkiego uśmiechu Anastasii.
Pieprzą się?
– Witam, panie Grey. – Gdy wymieniamy uścisk dłoni, Rodriguez spogląda na mnie ponuro. To ostrzeżenie. Facet mówi, żebym zjeżdżał. Lubi ją. Bardzo ją lubi.
No to piłka w grze, chłopczyku.
– Panie Rodriguez, gdzie mam się ustawić? – Mój ton jest wyzywający i facet to słyszy, ale Katherine interweniuje i wskazuje mi krzesło. Ach. Ta to lubi trzymać ster. Ta myśl budzi moje rozbawienie. Siadam, a inny młody człowiek, zapewne współpracownik Rodrigueza, włącza oświetlenie, które oślepia mnie na chwilę.
Niech to diabli!
Gdy blask opada, znajduję wzrokiem uroczą pannę Steele. Stoi w głębi pokoju, obserwując, co się wyprawia. Zawsze taka jest? Może to dlatego przyjaźni się z Kavanagh; zadowala się staniem w kulisach i pozwala Kavanagh dominować na proscenium.
Hmm… urodzona uległa.
Fotograf robi wrażenie zawodowca pełną gębą i zajmuje się tym, do czego go najęto. Przyglądam się pannie Steele, gdy ona obserwuje nas obu. Nasze spojrzenia się spotykają; jej wyraża uczciwość i niewinność i przez chwilę poddaję rewizji mój plan. Ale przygryza wargę i oddech więźnie mi w gardle.
Anastasio, nie. Nakazuję jej w myślach przestać się we mnie wpatrywać i ona, jakby mnie słyszała, pierwsza odwraca wzrok.
Grzeczna dziewczynka.
Katherine prosi, bym wstał, a Rodriguez strzela kolejne fotki. Wreszcie nadchodzi kres, i sesji, i moich szans.
– Jeszcze raz dziękuję, panie Grey. – Katherine rzuca się do ściskania mi dłoni, po niej fotograf, patrząc na mnie ze źle ukrywaną niechęcią. Jego wrogość wywołuje mój uśmiech.
O, chłopie… pojęcia nie masz.
– Niecierpliwie oczekuję pani artykułu, panno Kavanagh – mówię, skłaniając się przed nią lekko, uprzejmie. To na rozmowie z Aną mi zależy. – Czy mogę panią na chwilę prosić, panno Steele?
– Oczywiście – mówi zaskoczona.
Twoja szansa, Grey.
Rzucam banały obecnym w pokoju i wyprowadzam ją na korytarz, chcąc odciągnąć od Rodrigueza. Za drzwiami przystaje, nerwowo bawiąc się włosami, potem skubie skórki. Taylor wychodzi za nami.
– Zadzwonię później – mówię do niego i gdy już mnie nie słyszy, zapraszam Anę na kawę. Wstrzymuję oddech w oczekiwaniu na odpowiedź.
Jej długie rzęsy trzepocą, zasłaniając oczy.
– Muszę wszystkich odwieźć – mówi z żalem.
– Taylor! – drę się, aż dziewczyna podskakuje. Pewnie w mojej obecności się denerwuje – nie wiem, czy to dobrze, czy źle. I ciągle jest niespokojna. Na myśl o wszystkich sposobach, którymi mógłbym ją uspokoić, czuję zamęt w mojej głowie.
– Mieszkają przy uniwerku? – pytam. Kiwa głową, a ja każę Taylorowi porozwozić wszystkich. – Załatwione. Teraz może pani towarzyszyć mi na kawie?
– Eee… panie Grey… to naprawdę… – urywa.
Cholera. To znaczy „nie”. Transakcja wymyka się z rąk. Rozjaśnionym wzrokiem patrzy mi prosto w oczy.
– Proszę posłuchać, Taylor nie musi ich rozwozić. Zamienię się samochodami z Kate, jak da mi pan chwilę.
Moja ulga staje się wyczuwalna i uśmiecham się od ucha do ucha.
Mam randkę!
Otwieram drzwi i wracam do pokoju, Taylor ukrywa zdziwiony wzrok.
– Możesz przynieść mi kurtkę, Taylor?
– Oczywiście, proszę pana.
Odwraca się na pięcie, wargi mu drgają, gdy idzie spiesznie korytarzem. Odprowadzam go uważnym wzrokiem, aż znika w windzie. Opieram się o ścianę i czekam na pannę Steele.
Do diabła, co ja jej powiem?
Co pani powie na to, żeby być moją uległą?
Nie. Grey, moment. Nie wszystko naraz.
Taylor wraca po chwili, niosąc kurtkę.
– Czy to wszystko, proszę pana?
– Tak, dzięki.
Podaje mi ją i zostawia mnie na korytarzu. Stoję jak idiota.
Kiedy Anastasia skończy? Patrzę na zegarek. Na pewno ustala z Katherine szczegóły wymiany samochodów. Albo rozmawia z Rodriguezem, tłumacząc, że tylko dlatego idzie ze mną na kawę, by mnie udobruchać i nastawić pozytywnie do artykułu. Niedobrze. Może całuje go na pożegnanie.
Niech to szlag.
Wyłania się chwilę potem i mój nastrój się poprawia. Nie wygląda na kogoś, kto właśnie był całowany.
– Załatwione – oznajmia rezolutnie. – Chodźmy na kawę.
Ale jej zaczerwienione policzki nie pasują do pozy pewnej siebie.
– Proszę prowadzić, panno Steele.
Idzie krok przede mną, a ja ukrywam swój zachwyt. Doganiam ją, ciekaw jej stosunków z Katherine, a zwłaszcza tego, czy do siebie pasują. Pytam, jak długo się znają.
– Od pierwszego roku studiów. Mogę na niej polegać – mówi ciepłym tonem.
I niewątpliwie jest jej oddana. Przyjechała aż do Seattle, by zrobić ze mną wywiad, gdy Katherine była chora. Mam nadzieję, iż panna Kavanagh traktuje ją z taką samą lojalnością i równym szacunkiem.
Naciskam guzik przy windach i drzwi prawie natychmiast się otwierają. Namiętnie obściskująca się para odskakuje od siebie, zażenowana tym, że została przyłapana. Ignorujemy ich, wchodzimy do kabiny, ale zauważam szelmowski uśmieszek Anastasii.
Kiedy zjeżdżamy na parter, atmosfera jest pełna niespełnionego pożądania. I nie wiem, czy to emanacja tamtej pary, czy moja.
Tak, pożądam jej. Czy będzie chciała tego, co mam jej do zaoferowania?
Czuję ulgę, gdy drzwi znów się otwierają, i biorę ją za rękę. Zaskoczony stwierdzam, że jest chłodna i sucha. Może nie działam na nią tak bardzo, jak tego pragnę. Ta myśl jest zniechęcająca.
Za plecami słyszymy zażenowane chichoty.
– Co takiego jest w tych windach? – rzucam pod nosem.
Muszę przyznać, że ten chichot, taki zdrowy i niewinny, jest absolutnie czarujący. Panna