– Dziękuję za herbatę i udział w sesji zdjęciowej. – Patrzy na mnie beznamiętnie, a mnie przewierca żal.
– Anastasio… ja… – Nie wiem, co powiedzieć poza tym, że żałuję.
– Tak, Christianie? – pyta szorstko.
O rany. Jest na mnie wściekła, wlewa maksimum pogardy w każdą sylabę mojego imienia. To coś nowego. I zbiera się do odejścia. A ja nie chcę, żeby odeszła.
– Powodzenia na egzaminach.
Jej oczy błyszczą urazą i oburzeniem.
– Dzięki – rzuca z pogardą w głosie. – Do widzenia, Christianie.
Odwraca się i rusza ulicą do garażu podziemnego. Odprowadzam ją wzrokiem, licząc na to, że się obejrzy, ale nic z tego. Znika w budynku, zostawiając za sobą ślad żalu, pamięć pięknych błękitnych oczu i zapach sadu jabłkowego jesienią.
CZWARTEK, 19 MAJA 2011
Nie! Mój krzyk odbija się echem od ścian sypialni i budzi mnie z koszmaru. Jestem zlany potem, w nozdrzach mam smród zwietrzałego piwa, papierosów, biedy i wiecznego strachu przed pijacką przemocą. Siadam, chowam twarz w dłoniach, staram się uspokoić przyspieszone bicie serca i urwany oddech. To samo przez ostatnie cztery noce. Patrzę na zegarek przy łóżku, widzę, że jest 3:00. Jutro… dzisiaj mam dwa duże spotkania, muszę mieć trzeźwą głowę, muszę być wyspany. Jezu, co bym dał za całą przespaną noc… I jeszcze, kurwa, gram w golfa z Bastille’em. Ten punkt należałoby skreślić; na myśl o grze i przegranej mój nie najlepszy nastrój przechodzi w beznadziejny. Zwlekam się z łóżka, sunę korytarzem do kuchni. Nalewam sobie szklankę wody i zahaczam wzrokiem o moje odbicie w szklanej ścianie w głębi, ubranego tylko w dół piżamy. Odwracam się z obrzydzeniem. Odmówiłeś jej. Chciała cię. I ty jej odmówiłeś.
To dla jej dobra…
Od kilku dni mnie to dręczy. Jej piękna twarz pojawia się nagle w moich myślach, szydzi ze mnie. Gdyby mój psychoanalityk wrócił z wakacji w Anglii, mógłbym do niego zadzwonić. Od jego psychobełkotu może poczułbym się lepiej.
Grey, to tylko ładna dziewczyna.
Może potrzebuję rozrywki. Może nowej uległej. Zbyt wiele czasu minęło od Susannah. Rozważam, czy nie zadzwonić rano do Eleny. Zawsze wynajduje mi odpowiednie kandydatki. Ale prawda wygląda tak, że nie chcę nikogo nowego.
Chcę Any.
Wciąż widzę jej rozczarowanie, podszyte urazą oburzenie i pogardę. Odeszła, nie obejrzawszy się za siebie. Niewykluczone, że zapraszając ją na kawę, roznieciłem w niej nadzieje, po czym tylko sprawiłem jej zawód.
Może powinienem jakoś ją przeprosić, a potem zapomnieć o tym całym żałosnym epizodzie i wyrzucić ją z pamięci. Zostawiam szklankę w zlewie, gosposia ją umyje, i wlokę się z powrotem do łóżka.
Budzik w radiu odzywa się o 5:45, gdy wpatruję się w sufit. Nie spałem i jestem wyczerpany.
Jasna cholera! To niedorzeczne.
Głos w radiu na szczęście odrywa mnie od ciężkich myśli, aż do drugiego newsa. Dotyczy sprzedaży rzadkiego rękopisu: niedokończonej powieści Jane Austen, Watsonowie, wystawionej na aukcji w Londynie.
„Książki” – powiedziała.
Chryste. Nawet wiadomości radiowe przypominają mi o małej Pannie Mól Książkowy.
Jest nieuleczalną romantyczką, która uwielbia angielską klasykę. Ale tak się składa, że ja też, choć z innych powodów. Nie mam żadnych pierwszych wydań Jane Austen ani sióstr Brontë… ale mam dwóch Thomasów Hardych.
Oczywiście! To jest to! To mogę zrobić.
Chwilę później jestem w bibliotece, a przede mną na stole bilardowym leży Juda nieznany i oprawione w kartonowe pudełko trzytomowe wydanie Tessy d’Urberville. Ponure książki o tragicznych wątkach. Hardy był ponurą, umęczoną duszą.
Jak ja.
Otrząsam się z tych myśli i przeglądam książki. Chociaż Judasz jest w lepszym stanie, nie może rywalizować z Tessą. W Judaszu nie ma odkupienia, więc poślę jej Tessę, załączając stosowny liścik. Wiem, że to nie najbardziej romantyczna z książek, biorąc pod uwagę ciosy, które spadły na bohaterkę, ale przynajmniej zaznała ona przez chwilę smaku romantycznej miłości w sielankowej scenerii angielskiej wsi. I Tessa nie mści się na mężczyźnie, który ją skrzywdził.
Nie w tym jednak rzecz. Ana wspomniała, że Hardy to jej ulubieniec, ale jestem pewien, że nigdy nie widziała pierwszego wydania, o posiadaniu nie wspomnę.
„Sprawia pan wrażenie krańcowego konsumpcjonisty”. Jej przytyk nie daje mi spokoju. Tak. Lubię posiadać rzeczy, rzeczy, których wartość wzrasta. Na przykład pierwsze wydania.
Spokojniejszy, opanowany i trochę z siebie zadowolony wracam do garderoby i przebieram się w strój do biegania.
Na tylnej kanapie samochodu przeglądam tom pierwszy pierwszego wydania Tessy, szukając cytatu i jednocześnie zastanawiając się, kiedy Ana będzie miała ostatni egzamin. Przeczytałem tę książkę lata temu i niedokładnie pamiętam fabułę. Beletrystyka była moją ucieczką w fazie dorastania. Matka zawsze podziwiała, że czytam, Elliot niezbyt. Beletrystyka zapewniała mi coś bardzo pożądanego – ucieczkę od rzeczywistości. Elliot nie musiał uciekać przed niczym.
– Panie Grey – przerywa te wspomnienia Taylor – jesteśmy na miejscu. – Wysiada, by otworzyć mi drzwi. – Będę czekał o czternastej, żeby zawieźć pana na golfa.
Kiwam głową i z książką pod pachą wchodzę do Grey House. Młoda recepcjonistka wita mnie zalotnym gestem.
Dzień w dzień… jak ten sam refren, którego nie da się słuchać.
Ignorując ją, idę do windy, która zawiezie mnie prosto na moje piętro.
– Dzień dobry, panie Grey – Barry przy bramce ochrony wita mnie, przyzywając windę.
– Jak twój syn, Barry?
– Lepiej, proszę pana.
– No to bardzo się cieszę.
Wchodzę do kabiny, a ona mknie na dziewiętnaste piętro. Wita mnie Andrea.
– Dzień dobry, panie Grey. Ros chce się spotkać, żeby omówić projekt Darfur. Barney będzie za kilka minut…
Podnoszę rękę, uciszając ją.
– Na razie daj z tym spokój. Połącz mnie z Welchem i dowiedz się, kiedy Flynn wraca z urlopu. Jak już porozmawiam z Welchem, możemy się zabrać za dzisiejszy kalendarz.
– Tak jest, proszę pana.
– I muszę wypić podwójne espresso. Niech Olivia mi zrobi.
Ale rozglądam się i widzę, że Olivii nie ma. Co za ulga. Ta dziewczyna wciąż robi do mnie słodkie oczy i człowieka może szlag trafić.
– Życzy pan sobie mleko? – pyta Andrea.
Bystra dziewczyna. Zasłużyła na uśmiech.
– Dzisiaj nie. – Bardzo lubię trzymać mój personel w niepewności co do tego, jaką kawę będę pił.
– Oczywiście, panie Grey. – Wygląda na zadowoloną z siebie, tak jak powinna. W życiu nie miałem tak dobrej sekretarki.
Trzy minuty później łączy mnie