Grey. Pięćdziesiąt twarzy Greya oczami Christiana. E L James. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: E L James
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-7999-533-2
Скачать книгу
Raymond Steele był dla tej dziewczyny dobrym ojcem. Co do jej relacji z matką – to się zobaczy.

      – Matka wyszła ponownie za mąż?

      Śmieje się gorzko.

      – Można tak powiedzieć. – Ale nie rozwija tematu. Jest jedną z niewielu znanych mi kobiet, które stać na to, by siedzieć i milczeć. To cudowne, ale nie w tej chwili.

      – Nie jesteś zbyt wylewna, co?

      – Ty też nie – odparowuje.

      Och, panno Steele. Gramy dalej.

      I z wielką przyjemnością, a także drwiącym uśmieszkiem przypominam jej, że już zrobiła ze mną wywiad.

      – O ile dobrze pamiętam, zadałaś całkiem dociekliwe pytania.

      Właśnie. Spytałaś mnie, czy jestem gejem.

      Moje stwierdzenie przynosi żądany efekt – jest zażenowana. Zaczyna paplać o sobie, kilka szczegółów jest uderzających. Jej matka to nieuleczalna romantyczka. Pewnie kobieta z czwartym mężem przedkłada nadzieję nad doświadczenie. Czy ona wdała się w matkę? Nie potrafię się zdobyć, żeby ją o to zapytać. Gdyby powiedziała, że tak – nie byłoby dla mnie nadziei. I nie chcę, żeby ta rozmowa kwalifikacyjna się skończyła. Zbyt wielką sprawia mi przyjemność.

      Pytam ją o ojczyma, a ona potwierdza moje przeczucia. Jest oczywiste, że go kocha. Twarz jej się rozświetla, gdy o nim mówi: o jego pracy (jest cieślą), jego hobby (piłka nożna i wędkowanie). Wolała zamieszkać z nim, gdy mama wyszła za mąż po raz trzeci.

      Interesujące.

      Prostuje ramiona.

      – Opowiedz mi o swoich rodzicach. – Usiłuje odwrócić uwagę od swojej rodziny. Nie lubię o nich mówić, więc podaję gołe fakty.

      – Tato jest prawnikiem, mama pediatrą. Mieszkają w Seattle.

      – A czym się zajmuje twoje rodzeństwo?

      Interesuje ją to? Pokrótce odpowiadam, że Elliot pracuje w budownictwie, a Mia jest w szkole kucharskiej w Paryżu. Słucha zachwycona.

      – Podobno Paryż jest cudowny – wzdycha z rozmarzeniem.

      – Jest piękny. Byłaś tam?

      – Nigdy nie opuściłam granic Stanów. I to części kontynentalnej. – Jej głos gaśnie zabarwiony smutkiem. Mógłbym ją tam zabrać.

      – Chciałabyś pojechać?

      Najpierw Cabo, teraz Paryż? Weź się w garść, Grey.

      – Do Paryża? Oczywiście. Ale tak naprawdę chciałabym zwiedzić Anglię.

      Ekscytacja rozjaśnia jej twarz. Panna Steele chciałaby podróżować. Ale dlaczego do Anglii? Pytam ją o to.

      – To ojczyzna Szekspira, Jane Austen, sióstr Brontë, Thomasa Hardy’ego. Chciałabym zobaczyć miejsca, które zainspirowały tych ludzi do napisania tak cudownych książek. – Widać, że to jej pierwsza miłość.

      Książki.

      To samo powiedziała wczoraj w Claytonie. A więc konkuruję z Darcym, Rochesterem i Angelem Clare’em; beznadziejnie romantycznymi bohaterami. Tego dowodu szukałem. Jest nieuleczalną romantyczką, jak jej matka – czyli nic z tego nie będzie. Na domiar złego patrzy na zegarek. Skończyła.

      Spieprzyłem tę sprawę.

      – Muszę już iść – mówi. – Mam dużo nauki.

      Proponuję, że odprowadzę ją do samochodu przyjaciółki, co oznacza, że jeśli chcę dopiąć swego, będę musiał wracać do hotelu na piechotę.

      Ale czy powinienem to ciągnąć?

      – Dziękuję za zaproszenie na herbatę – mówi.

      – Proszę bardzo, Anastasio. Cała przyjemność po mojej stronie.

      Kiedy mówię te słowa, zdaję sobie sprawę, że ostatnie dwadzieścia minut było… przyjemne. Posyłam jej mój najbardziej oszałamiający uśmiech, z gwarancją podboju, i podaję rękę.

      – Chodźmy.

      Bierze moją dłoń i gdy wracamy do Heathmana, nie mogę się nadziwić, że tak mi dobrze, gdy czuję jej uścisk.

      A nuż by się udało…

      – Zawsze nosisz dżinsy? – pytam.

      – Prawie zawsze.

      To drugi minus. Najpierw nieuleczalna romantyczka, teraz noszenie dżinsów… Lubię moje kobiety w spódnicach. Lubię łatwy dostęp.

      – Masz dziewczynę? – pyta ni z tego, ni z owego.

      To trzeci minus. Wycofuję się z tej sprawy. Jej marzy się romans, a ja nie mogę jej go dać.

      – Nie, Anastasio. Dziewczyny to nie moja bajka.

      Wyraźnie zdziwiona odwraca się do mnie i niechcący schodzi na jezdnię.

      – Cholera, Ana! – krzyczę, przyciągając ją do siebie i ratując spod kół kretyna, który jedzie rowerem pod prąd.

      Nagle trzymam ją w ramionach, a ona ściska mój biceps, unosząc wzrok. W oczach ma zaskoczenie i po raz pierwszy dostrzegam ciemniejszy niebieski pierścień błękitu otaczający jej tęczówki; ma piękne oczy, z tej odległości są jeszcze piękniejsze. Jej źrenice się rozszerzają i wiem, że mógłbym zatracić się w ich spojrzeniu bez reszty. Bierze głęboki oddech.

      – Nic ci nie jest? – Mój głos wydaje mi się obcy, daleki. Zdaję sobie sprawę, że ona mnie dotyka, mnie zaś to nie przeszkadza.

      Gładzę ją po policzku. Ma miękką, gładką skórę, a gdy przesuwam kciuk po jej dolnej wardze, oddech grzęźnie mi w gardle. Lgnie do mnie całym ciałem, czuję dotyk jej piersi, jej żar docierający przez koszulę jest podniecający. Pachnie świeżo, zdrowo, ta woń przypomina mi sad jabłkowy dziadka. Zamykam oczy i wciągam powietrze, zapamiętując głęboko jej zapach. Kiedy podnoszę powieki, nadal jest we mnie wpatrzona, błagalnie, nie odrywając oczu od moich ust.

      Ja pierdzielę. Chce, żebym ją pocałował. I ja tego chcę. Tylko raz. Jej wargi czekają rozchylone, gotowe. Jej usta są chętne pod moim kciukiem.

      Nie. Nie. Nie. Nie rób tego, Grey.

      To nie jest dziewczyna dla ciebie.

      Jej marzą się romantyczne pierdoły, a ty się w takie rzeczy nie bawisz.

      Zamykam oczy, żeby jej nie widzieć, zwalczam pokusę, a gdy znów je otwieram, jestem zdecydowany.

      – Anastasio – szepczę – powinnaś trzymać się ode mnie z daleka. Nie jestem mężczyzną dla ciebie.

      Małe v rysuje się między jej brwiami i wydaje mi się, że przestała oddychać.

      – Oddychaj, Anastasio, oddychaj. – Muszę pozwolić jej odejść, zanim zrobię coś głupiego, ale zaskakuje mnie własny opór. Chcę jeszcze chwilę mieć ją w ramionach. – Potrzymam cię i puszczę. – Robię krok w tył i cofam ręce, a jednak, o dziwo, nie czuję najmniejszej ulgi. Wyciągam do niej ręce, ujmuję ją za ramiona, upewniając się, że stoi pewnie. Ma na twarzy wyraz upokorzenia. Jest głęboko zawstydzona moim odtrąceniem.

      Do diabła. Nie chciałem cię zranić.

      – Dam radę – mówi, wyraz zawodu dźwięczy ostrym tonem. Jest oficjalna i chłodna, ale nie wyzwala się z mojego uścisku. – Dziękuję.

      – Za co?

      – Uratowałeś mnie.

      Chcę jej powiedzieć, że ratuję ją przede mną… że to szlachetny gest, ale Ana nie to pragnie