A teraz oto parkuję na obrzeżu Portland, przed Clayton’s, rodzinnym sklepem z materiałami budowlanymi, w którym ona pracuje.
Jesteś durniem, Grey. Po co tu sterczysz?
Wiedziałem, że to się tak skończy. Cały tydzień… wiedziałem, że będę musiał znów się z nią zobaczyć. Wiedziałem to od chwili, w której szepnęła w windzie moje imię. Próbowałem się opierać. Odczekałem pięć dni, pięć nużących dni, sprawdzając, czy uda mi się o niej zapomnieć.
I nie czekam. Nie cierpię czekania… żadnego.
Nigdy wcześniej nie uganiałem się za kobietą. Te, które miałem, rozumiały, czego od nich oczekuję. Teraz się boję, że panna Steele jest po prostu za młoda i nie będzie zainteresowana tym, co mam do zaoferowania. Bo nie będzie, prawda? A może jednak będzie z niej dobra uległa? Potrząsam głową. No i proszę, siedzę jak ten osioł na podmiejskim parkingu w zapuszczonej części Portland.
W jej dossier nie pokazało się nic niezwykłego – poza ostatnią rubryką, o której nie mogłem przestać myśleć. Właśnie dlatego tu jestem. Czemu nie masz chłopaka, panno Steele? Orientacja seksualna nieznana – może to lesbijka? Prycham, uznając, że to niemożliwe. Przypominam sobie pytanie, które zadała podczas wywiadu, jej wielkie zażenowanie, blady rumieniec… Odkąd ją poznałem, lubieżne myśli nie dają mi spokoju.
Dlatego tu jesteś.
Skręca mnie, żeby znów się z nią spotkać – te niebieskie oczy prześladują mnie nawet w snach. Nie wspomniałem o niej Flynnowi i dobrze, bo teraz zachowuję się jak stalker. Może powinienem mu powiedzieć? Nie. Nie chcę, żeby dręczył mnie swoim najnowszym gównem, terapią skierowaną na rozwiązania. Po prostu trzeba mi rozrywki, a w tej chwili chcę takiej właśnie rozrywki – ekspedientki w sklepie z materiałami budowlanymi.
Skoro już się tu pofatygowałem… Sprawdźmy, czy mała panna Steele nadal wydaje się tak atrakcyjna.
Kurtyna w górę, Grey!
Gdy wchodzę, rozlega się beznamiętny elektroniczny dźwięk dzwonka. Sklep okazuje się zaskakująco duży, i chociaż prawie dobiega pora lunchu, jak na sobotę panuje tu spokój. Oczywiście pełno tu regałów z typowym badziewiem. Zapomniałem, jakich możliwości komuś takiemu jak ja dostarcza sklep z narzędziami. Zaspokajam swoje potrzeby, kupując głównie w Internecie, ale skoro tu jestem, może zaopatrzę się w parę artykułów: rzepy, kółka na klucze… O tak… Znajdę uroczą pannę Steele i trochę się zabawię.
Potrzebowałem całych trzech sekund, by ją wypatrzyć. Pochylona nad ladą, wpatruje się w ekran komputera i skubie lunch – bajgel. Z roztargnieniem ściera okruszek z kącika ust i wsuwa palec między wargi. Mój penis furka z wrażenia.
No, ile ty masz lat, czternaście?
Reakcje mojego ciała są irytujące. Może się to skończy, jak ją spętam, zerżnę, wychłostam… i niekoniecznie w tej kolejności. O, tak… Tego mi trzeba.
Jest pochłonięta swoim zajęciem, dzięki czemu mogę jej się uważnie przyjrzeć. Kiedy odsuwam na bok sprośne myśli, widzę, że jest atrakcyjna, bardzo atrakcyjna. Dobrze ją zapamiętałem.
Podnosi wzrok i zamiera. To równie denerwujące jak podczas pierwszego spotkania. Przygląda mi się badawczo – zszokowana, jak sądzę – i nie wiem, czy to reakcja pozytywna, czy negatywna.
– Dzień dobry, panno Steele. Jaka miła niespodzianka.
– Dzień dobry, panie Grey – mówi bez tchu, zdenerwowana. Ach, więc pozytywna.
– Właśnie byłem w okolicy. Muszę zaopatrzyć się w kilka artykułów. To przyjemność znów panią spotkać. – Prawdziwa przyjemność. Ma na sobie ciasny T-shirt i dżinsy, nie bezkształtne dziadostwo, które włożyła poprzednio. Nogi do szyi, talia wąska, doskonałe cycki. Nadal rozchyla wargi w zaskoczeniu, a ja z trudem się powstrzymuję, by nie złapać jej za podbródek i nie zamknąć ust. Przyleciałem z Seattle tylko po to, żeby cię zobaczyć, i tak wyglądasz, że warto było odbyć tę podróż.
– Ana. Mam na imię Ana. W czym mogę panu pomóc, panie Grey?
Bierze głęboki oddech, prostuje ramiona, jak wtedy, gdy przeprowadzała ze mną wywiad, i posyła mi taki uśmiech, jaki ma zarezerwowany dla klientów.
Piłka w grze, panno Steele.
– Potrzebuję paru rzeczy. Przede wszystkim spinek do kabli.
Moja prośba całkowicie ją zaskakuje; patrzy na mnie zszokowana.
Och, będzie niezły ubaw. Nie masz pojęcia, co potrafię zrobić z takimi spinkami, maleńka.
– Mamy spinki różnych wielkości. Pokazać panu? – pyta, odzyskując głos.
– Proszę prowadzić.
Wychodzi zza kontuaru i wskazuje jeden z regałów. Ma na sobie trampki. Nie wiedzieć czemu, zadaję sobie w duchu pytanie, jak wyglądałaby w niebotycznych szpilkach, od Louboutina… żadnych innych, tylko od Louboutina…
– Są na artykułach elektrycznych, alejka ósma. – Głos jej drży i robi się czerwona…
Działam na nią. Nadzieja rozkwita mi w piersi. Więc nie jest lesbijką. Uśmiecham się złośliwie.
– Proszę przodem. – Zapraszam ją gestem. Puszczając ją przed sobą, zachowuję dystans i mam czas podziwiać jej fantastyczny tyłek. Długi, gruby koński ogon odmierza czas jak metronom, do wtóru łagodnego kołysania bioder. Naprawdę ma wszystko jak trzeba: słodycz, uprzejmość, urodę, wszystkie fizyczne atrybuty, które cenię u uległej. Ale pytanie za milion dolarów brzmi: czy potrafi nią być? Zapewne nic nie wie o tym stylu życia – moim stylu życia – ale bardzo chcę jej go przedstawić. Tym razem daleko wybiegasz do przodu, Grey.
– Przyjechał pan do Portland w interesach? – pyta, przerywając moje myśli. Mówi cienkim głosem; udaje brak zainteresowania. Mam ochotę się roześmiać. Kobiety rzadko mnie rozbawiają.
– Odwiedzałem w WSU wydział zajmujący się uprawami rolnymi. Ma siedzibę w Vancouver – kłamię. Tak naprawdę przyjechałem spotkać się z panią, panno Steele.
Mina jej rzednie, a ja czuję się jak palant.
– Obecnie finansuję tamtejsze badania nad płodozmianem, a także z dziedziny gleboznawstwa. – To przynajmniej prawda.
– Wszystko w ramach pańskiego planu „nakarmić świat”? – Unosi brew rozbawiona.
– Coś w tym rodzaju – odpowiadam cicho. Czy ona się ze mnie nabija? Och, jeśli tak, z rozkoszą położyłbym temu kres. Ale jak zacząć? Może od kolacji, zamiast od zwykłej rozmowy kwalifikacyjnej… Ależ to będzie nowość, kolacja z potencjalną uległą.
Docieramy do spinek, ułożonych kolorami i według długości. Z roztargnieniem sunę dłonią po paczkach. Mógłbym ją zaprosić na kolację… Jak na randkę? Zgodziłaby się? Kiedy się oglądam, pilnie studiuje splecione palce. Nie jest w stanie patrzeć mi w oczy… to obiecujące. Wybieram dłuższe spinki. W końcu są bardziej uniwersalne, nadają się zarówno do unieruchomienia obydwu nadgarstków, jak i kostek obu nóg.
– Te będą dobre.
– Coś jeszcze? – szybko pyta, albo w ramach superusłużności, albo chcąc pozbyć się mnie ze sklepu, nie wiem.
– Potrzebuję taśmy malarskiej.
– Robi pan remont?
– Nie, nie robię. – Och, gdybyś ty wiedziała…
– Proszę