– Dobrze – odpowiada, a ja rozświetlam się jak niebo w święto Czwartego Lipca.
Weź się w garść, Grey. Nie mamy gotowych ustaleń, wyznaczonych granic, nie mogę z nią robić wszystkiego, na co mam ochotę – a jednak jestem podekscytowany. Podniecony. Przenikające mnie pożądanie tej kobiety to nieznane, ale porywająco radosne uczucie. Jakbym chwiał się na szczycie gigantycznego diabelskiego młyna.
Seks waniliowy?
Jestem zdolny do czegoś takiego?
Bez dalszych słów wyprowadzam ją z gabinetu przez salon do mojej sypialni. Idzie za mną, mocno ściskając rękę.
Cholerny świat. Antykoncepcja. Na pewno nie bierze pigułek… Na szczęście mam w odwodzie prezerwatywy. Przynajmniej nie muszę się martwić poprzednimi kutasami, bo jeszcze żadnego do siebie nie dopuściła. Zostawiam ją przy łóżku, podchodzę do komody, zdejmuję zegarek, buty i skarpetki.
– Zakładam, że nie zażywasz pigułek antykoncepcyjnych.
Kręci głową.
– Tak myślałem.
Wyjmuję z szuflady paczkę kondomów, niech wie, że jestem przygotowany. Obserwuje mnie, jej oczy są niewiarygodnie ogromne w pięknej twarzy. Chwilę się waham. Dla niej to chyba wielka sprawa, no nie? Pamiętam mój pierwszy raz z Eleną… jakie to było krępujące… ale co za niebiańska ulga. W głębi duszy wiem, że powinienem ją wyekspediować do domu. Co więcej, widzę swoje pożądanie odbite w jej twarzy, jej ciemniejących oczach.
– Chcesz, żebym zasłonił okna? – pytam.
– To nieważne – mówi. – Wydawało mi się, że nie pozwalasz nikomu spać w swoim łóżku.
– Kto tu mówi, że będziemy spać?
– Och.
Jej usta układają się w idealne kółeczko. Mnie staje jeszcze bardziej. Tak, chciałbym ją rżnąć w to kółeczko. Dopadam jej błyskawicznie, jak drapieżnik rzucający się na ofiarę. Och, maleńka, chcę w ciebie wejść. Oddech ma płytki i szybki… Policzki zarumienione… Niepokoi się, ale jej ekscytacja rośnie. Jest zdana na moją łaskę i wiedząc to, czuję się mocarzem. Nie ma pojęcia, co zaraz będę z nią wyczyniał.
– Zdejmijmy tę kurtkę, co? – Łagodnym ruchem zsuwam ją z jej ramion, składam i odkładam na krzesło.
– Anastasio Steele, czy masz pojęcie, jak bardzo cię pragnę?
Oddycha, otwierając szeroko usta… dotykam jej policzka. Gdy przesuwam dłoń do podbródka, wyczuwam opuszkami palców, że skórę ma delikatną jak płatki kwiatu. Jest urzeczona… zagubiona… oczarowana mną. Już jest moja. To upajające.
– Wyobrażasz sobie, co zaraz będę z tobą robił? – pytam półgłosem, trzymając ją dwoma palcami za podbródek.
Pochylam się, całuję ją mocno, rozgniatając usta. Oddaje mi pocałunek, delikatna, słodka i chętna, i ogarnia mnie przemożna chęć zobaczenia jej całej. Szybko rozpinam jej guziki, powoli zdejmuję bluzkę, po czym upuszczam ją na podłogę. Cofam się, aby ogarnąć ją wzrokiem. Ma na sobie niebieski stanik, który kupił Taylor.
Jest oszałamiająca.
– Och, Ana… Masz przepiękną karnację, jasną i nieskazitelną. Chcę całować każdy centymetr twojego ciała. – Nie ma na skórze ani jednego znamienia. Ta myśl jeszcze bardziej burzy mój spokój. Chcę ją oznakować… na czerwono… drobnymi, wąskimi pręgami, może batem.
Rumieni się cudownie – niewątpliwie skrępowana. Choćbym niewiele osiągnął, zrobię przynajmniej jedno, nauczę ją nie wstydzić się własnego ciała. Zdejmuję gumkę z jej włosów, uwalniam je. Opadają wokół twarzy gęste, kasztanowe, sięgając piersi.
– Mhm, uwielbiam drobne kobiety o ciemnych włosach. – Jest urocza, wyjątkowa, istny skarb.
Ujmuję jej głowę, wplatam palce we włosy i przyciągam ją do siebie, całuję. Jęczy, dotykając mnie, i rozchyla wargi, otwierając mi dostęp do wnętrza ciepłych, mokrych ust. Jej słodkie, pełne uznania stęknięcia odbijają się echem w moim ciele – do czubka fiuta. Wstydliwie dotyka językiem mojego języka, ostrożnie wsuwa go w usta i nie wiedzieć czemu jej niezdarność i brak doświadczenia są… podniecające.
Cudownie smakuje. Winem, winogronami i niewinnością – potężną, uderzającą do głowy mieszanką zapachów. Obejmuję ją mocno, czując z ulgą, że ściska mnie tylko za ramiona. Unieruchamiam ją wplecioną we włosy ręką, drugą przebiegam w dół kręgosłupa, do pośladków, i przyciskam ją do siebie, tym silniej czując erekcję. Ana znów jęczy. Nadal ją całuję, zachęcając jej niezdarny język, by penetrował moje usta, tak jak ja penetruję jej. Sztywnieję, gdy przesuwa ręce w górę moich ramion – i przez chwilę obawiam się tego, co może nastąpić dalej. Pieści policzki, gładzi włosy. To trochę deprymujące. Ale gdy wplata mi palce we włosy, lekko je szarpiąc…
Do diabła, to przyjemne.
Wydaję jęk, ale nie pozwalam jej przeciągać pieszczot. Zanim zdąży mnie znów dotknąć, popycham ją bliżej łóżka i klękam. Chcę zdjąć z niej dżinsy – chcę ją rozebrać, jeszcze bardziej podniecić i… uwolnić się od jej dotyku. Trzymając ją za biodra, sunę językiem od paska do pępka. Sztywnieje i ze świstem wciąga powietrze. Cholera, smakuje i pachnie cudownie, jak sad wiosną. Chcę ją pochłonąć. Znów chwyta w garść moje włosy; to mi nie przeszkadza – ba, podoba mi się. Przygryzam skórę na jej biodrze, a ona jeszcze mocnej szarpie mnie za włosy. Oczy ma zamknięte, usta rozchylone, dyszy. Kiedy rozpinam guzik jej dżinsów, otwiera oczy i nasze spojrzenia się spotykają. Powoli rozsuwam zamek spodni i chwytam w dłonie jej tyłek. Wkładam ręce za pasek spodni i pieszcząc delikatne pośladki, ściągam z niej dżinsy.
Nie mogę się powstrzymać. Chcę nią wstrząsnąć… natychmiast sprawdzić, do czego się posunie. Nie odrywając od niej wzroku, powoli oblizuję wargi, a następnie pochylam się i przyciskam nos do jej majtek, wciągając w nozdrza zapach jej pobudzenia. Zamykam oczy i rozkoszuję się tą wonią.
Boże, ależ ona jest kusząca.
– Cudownie pachniesz. – Głos mam ochrypły pożądaniem, w dżinsach robi mi się diablo niewygodnie. Muszę je zdjąć.
Łagodnie popycham ją na łóżko i szybko ściągam jej trampek i skarpetkę. Bawiąc się z nią, przebiegam paznokciem kciuka po podbiciu i spotyka mnie nagroda – Ana wije się na łóżku, otwierając usta, wpatrzona we mnie z fascynacją. Pochylając się, sunę językiem wzdłuż podbicia, nagryzając ślad paznokcia. Leży na łóżku; oczy ma zamknięte, jęczy. Jest niebywale wrażliwa, cudowna.
– Och, Ana, co ja mógłbym ci zrobić… – szepczę, gdy przez głowę przebiegają mi wizje jej ciała wijącego się pode mną w pokoju zabaw; przykutego do wielkiego łoża, pochylonego nad stołem… zwisającego z krzyża. Mógłbym ją drażnić i torturować, aż błagałaby o uwolnienie… od tych obrazów dżinsy robią się jeszcze ciaśniejsze.
Do diabła.
Szybko zdejmuję z niej drugi but i skarpetkę, zdzieram dżinsy. Jest prawie naga, włosy tworzą idealną ramę wokół głowy; długie, blade nogi prostują się, zapraszają. Muszę brać poprawkę na jej niedoświadczenie. Ale dyszy. Rozpalona. Oczy utkwiła we mnie.
Nigdy nie rżnąłem nikogo w moim łóżku. Kolejny debiut z panną Steele.
– Jesteś bardzo piękna, Anastasio. Nie mogę się doczekać, żeby w ciebie wejść. – Mówię to łagodnym tonem; chcę jeszcze trochę się z nią podrażnić; dowiedzieć się, czego chce. –