Grey. Pięćdziesiąt twarzy Greya oczami Christiana. E L James. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: E L James
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-7999-533-2
Скачать книгу
gwałtownie powietrze. – Oddychaj, Anastasio – dodaję i pieszczę ją po policzku. Trzymając ją za podbródek, pochylam się i szybko ją całuję.

      – Podobają mi się te pasy – dodaję cicho. Chcę powiedzieć, że mam inne, skórzane, które chciałbym jej założyć i zawiesić ją w powietrzu. Ale jestem grzeczny, siadam i sam się zapinam.

      – Załóż słuchawki – wskazuję zestaw przed nią. – Muszę wszystko sprawdzić przed startem. – Wszystkie wskaźniki sygnalizują, że jest okej. Ustawiam przepustnicę na 1500 obrotów na minutę, transponder w stan gotowości, włączam światło sygnalizacyjne. Wszystko w porządku, gotowe do startu.

      – Wiesz, co robisz? – pyta z podziwem Ana. Informuję ją, że od czterech lat jestem w pełni wykwalifikowanym pilotem. Jej uśmiech jest zaraźliwy.

      – Jesteś ze mną bezpieczna – uspokajam ją i dodaję: – W każdym razie w czasie lotu. – Puszczam do niej oko, ona uśmiecha się promiennie i olśniewająco.

      – Gotowa? – pytam… Sam nie mogę uwierzyć, jak bardzo mnie podnieca jej obecność.

      Kiwa głową.

      Wzywam wieżę – nie śpią – i zwiększam obroty do 2000 na minutę. Kiedy tylko dostaję pozwolenie, ostatni raz patrzę na wskaźniki. Temperatura oleju 104. Dobrze. Zwiększam ciśnienie ładowania do 14, obroty silnika do 2500 i daję pełną moc. I… Charlie Tango niczym elegancki ptak unosi się w powietrze.

      Gdy ziemia znika pod nami, słychać, jak Anastasii oddech więźnie w gardle. Milczy, zachwycona znikającymi światłami Portland. Niebawem otula nas ciemność; jedyne światło pada z instrumentów pokładowych. Na twarz wpatrzonej w noc Any pada czerwono-zielony blask.

      – Przedziwne, prawda?

      Co prawda sam tak tego nie odbieram. Dla mnie to krzepiące. Wiem, że nie stanie mi się tu żadna krzywda.

      Jestem bezpieczny i ukryty w ciemności.

      – Skąd wiesz, że lecisz w dobrym kierunku? – pyta Ana.

      – Stąd. – Wskazuję pulpit sterowniczy. Nie chcę jej nudzić zasadami korzystania z przyrządów pokładowych, ale faktem jest, że całe wyposażenie przede mną prowadzi nas do miejsca przeznaczenia: sztuczny horyzont, wysokościomierz, wariometr i oczywiście GPS. Opowiadam jej o Charliem Tango i wyposażeniu do nocnych lotów.

      Ana patrzy na mnie osłupiała.

      – Na budynku, w którym mieszkam, znajduje się lądowisko śmigłowców. Tam właśnie zmierzamy.

      Patrzę na pulpit, sprawdzając da ne. To uwielbiam: kontrolę, moje bezpieczeństwo i moja pomyślność zależne od doskonałości technologii, którą mam przed sobą.

      – W nocy leci się na ślepo. Musisz ufać przyrządom – mówię do niej.

      – Jak długo będzie trwał lot? – pyta trochę bez tchu.

      – Niecałą godzinę; wiatr nam sprzyja. – Znowu na nią zerkam. – Dobrze się czujesz, Anastasio?

      – Tak – potwierdza dziwnie ostrym tonem.

      Czy jest zdenerwowana? A może żałuje, że zdecydowała się ze mną lecieć. To przypuszczenie jest niepokojące. Nie dała mi szansy. Przez chwilę odbiegam myślami od niej, odzywa się kontrola lotów. Później, gdy wspinamy się przez pokrywę chmur, w oddali ukazuje się Seattle, sygnał naprowadzający jarzy się w ciemności.

      – Patrz tam. – Wskazuję Anie jasne światła.

      – Zawsze tak lubisz robić wrażenie na kobietach? „Chodź, przewiozę cię moim śmigłowcem”?

      – Nigdy nie zabrałem dziewczyny na pokład, Anastasio. To dla mnie kolejny pierwszy raz. Czy jesteś pod wrażeniem?

      – Oniemiałam z wrażenia – szepcze.

      – Oniemiałaś? – Spontanicznie się uśmiecham. I przypominam sobie Grace, moją matkę, gładzącą mnie po głowie, gdy czytałem na głos Był sobie raz na zawsze król.

      „Christianie, to było cudowne. Oniemiałam z wrażenia, mój drogi”.

      Miałem siedem lat i dopiero niedawno zacząłem mówić.

      – Jesteś taki… kompetentny – ciągnie dalej Ana.

      – Ależ dziękuję, panno Steele. – Na tę nieoczekiwaną pochwałę twarz mi się rozjaśnia. Mam nadzieję, że Ana tego nie zauważa.

      – Widać, że sprawia ci to frajdę – dodaje po chwili.

      – Co?

      – Latanie.

      – Wymaga kontroli i koncentracji. – Czyli czegoś, co daje mi frajdę. – Jak mógłbym tego nie uwielbiać? Chociaż najbardziej lubię szybowce.

      – Szybowce?!

      – Tak. Latam i na szybowcach, i na śmigłowcach.

      Może powinienem zabrać ją na lot szybowcem.

      Nie uprzedzaj wypadków, Grey.

      I od kiedy to bierzesz kogoś do szybowca?

      A kiedy to zabrałem kogoś do Charliego Tango?

      Gdy docieramy do przedmieść Seattle, kontrola lotu znów przywołuje do porządku moje brudne myśli, wskazując kierunek lądowania. Jesteśmy prawie na miejscu. I jestem coraz bliżej chwili, w której się dowiem, czy moje oczekiwania to mrzonka, czy nie. Ana patrzy za okno zauroczona.

      A ja nie mogę oderwać oczu od niej.

      Proszę, zgódź się.

      – Nieźle, no nie? – pytam ją, tak by się odwróciła i bym mógł widzieć jej twarz. Czyni zadość moim pragnieniom i uśmiecha się szeroko, i to tak, że mi staje. – Będziemy na miejscu za kilka minut – dodaję.

      Nagle nastrój w kabinie się zmienia, a ja jeszcze silniej odczuwam obecność Any. Głęboko oddychając, wciągam w nozdrza jej zapach. Powietrze gęstnieje od niecierpliwego oczekiwania. Any. Mojego.

      Gdy schodzimy do lądowania, prowadzę Charliego Tango nad śródmieściem, w kierunku Escali, gdzie mieszkam, i serce bije mi szybciej. Ana porusza się niespokojnie. Też jest zdenerwowana. Mam nadzieję, że nie ucieknie.

      Kiedy pokazuje się lądowisko, biorę kolejny głęboki oddech.

      Już.

      Lądujemy gładko, po czym zmniejszam moc, obserwując, jak płaty wirnika zwalniają obroty i nieruchomieją. Kiedy siedzimy w ciszy, w słuchawkach słyszę tylko biały szum. Zdejmuję słuchawki swoje i Any.

      – Jesteśmy na miejscu – mówię ze spokojem. W blasku świateł lądowiska widzę jej bladą twarz i lśniące oczy.

      Słodki Boże, ależ ona piękna.

      Rozpinam swoje pasy i wychylam się, by oswobodzić ją.

      Wpatruje się we mnie. Ufna. Młoda. Słodka. Jej rozkoszny zapach niemal mnie obezwładnia.

      Uda mi się z nią?

      Jest dorosła.

      Sama podejmuje decyzje.

      I chcę, żeby patrzyła na mnie tak samo, gdy się dowie… do czego jestem zdolny.

      – Nie musisz robić niczego, czego nie chcesz. Wiesz o tym, prawda? – Musi to zrozumieć. Pragnę jej uległości, ale jeszcze mocniej pragnę przyzwolenia.

      – Nigdy nie robię niczego, czego nie chcę, Christianie.

      Wydaje się mówić szczerze i chciałbym jej wierzyć. Kiedy te uspokajające słowa dźwięczą mi w głowie, prostuję się, otwieram drzwi i zeskakuję na lądowisko. Biorę ją za rękę, gdy