Całuję ją delikatnie w czoło, odrywam się od niej i kładę obok. Drga z bólu, gdy się z niej wysuwam, ale poza tym wygląda nie najgorzej.
– Sprawiłem ci ból? – pytam i zakładam jej za ucho kosmyk włosów, bo nie mogę się od niej oderwać. Rozjaśnia się w uśmiechu niedowierzania.
– Pytasz, czy sprawiłeś mi ból?
Przez chwilę nie mam pojęcia, dlaczego tak szeroko się uśmiecha. Ach. Chodzi o mój pokój zabaw.
– Rozumiem twoją ironię – mówię półgłosem. Nawet teraz potrafi mnie zbić z tropu. – Poważnie, dobrze się czujesz?
Przeciąga się obok mnie, poddając próbie swoje ciało i drażniąc się ze mną z rozbawioną miną, najwyraźniej zaspokojona.
– Nie odpowiedziałaś mi – mruczę groźnie.
Muszę wiedzieć, czy nowe doświadczenie dostarczyło jej przyjemności. Wszystkie oznaki świadczą, że tak, ale ja muszę to od niej usłyszeć. Czekając na odpowiedź, zdejmuję kondom. Boże, nie cierpię tego interesu. Dyskretnie rzucam go na podłogę.
Ana zerka na mnie.
– Chciałabym zrobić to znowu – mówi, wstydliwie chichocząc.
Co?
Znowu?
Już?
– W tej chwili, panno Steele? – całuję ją w kącik ust. – Trochę jestem wymagająca, tak? Obróć się na brzuch.
W ten sposób nie będziesz mogła mnie dotykać.
Posyła mi przelotny, słodki uśmieszek i przekręca się na brzuch. Mój fiut już furka z aprobatą. Rozpinam jej stanik i przesuwam dłoń aż do jędrnego tyłeczka.
– Naprawdę masz cudowną skórę – mówię, odsuwając jej z twarzy włosy i delikatnie rozsuwając nogi. Muskam ustami jej ramię.
– Czemu masz na sobie tę koszulę? – pyta.
Jest tak cholernie dociekliwa. Wiem, że gdy leży na brzuchu, nie może mnie dotknąć, więc się odchylam i zdejmuję przez głowę koszulę, po czym rzucam ją na podłogę. Całkowicie nagi kładę się na Anie. Jej skóra jest ciepła i rozpływa się pod moim ciałem.
Hmm… nie miałbym nic przeciwko temu, żeby się do tego przyzwyczaić.
– Więc chcesz, żebym znów cię rżnął? – szepczę jej do ucha, całując. Rozkosznie wierci się pode mną.
Och, tak to nigdy się nie uda. Znieruchomiej, maleńka.
Przesuwam dłoń aż do jej kolana, po czym unosząc je wysoko, rozsuwam jej szeroko nogi, tak że się pode mną rozkłada. Oddech więźnie jej w gardle i mam nadzieję, że z niecierpliwości. Nieruchomieje pode mną.
Wreszcie!
Głaszczę jej pośladek, kładąc się na niej.
– Zaraz wezmę cię od tyłu, Anastasio. – Drugą ręką chwytam jej włosy na karku i łagodnie przyciągam do siebie, przytrzymuję. Nie może się poruszyć. Ręce bezradnie rozkłada na pościeli, niegroźne.
– Jesteś moja – szepczę. – Tylko moja. Nie zapomnij o tym.
Przesuwam rękę z pośladka na łechtaczkę i zaczynam zataczać kółka.
Napina pode mną mięśnie, gdy próbuje się poruszyć, ale mój ciężar na to nie pozwala. Przejeżdżam zębami wzdłuż jej dolnej szczęki. Jej słodki zapach przebija się przez woń naszego zespolenia.
– Bosko pachniesz – szepczę, przesuwając ustami i nosem za jej uchem.
Zaczyna krążyć biodrami w reakcji na pieszczoty mojej dłoni.
– Nie ruszaj się – ostrzegam.
Bo przestanę…
Powoli wsuwam w nią kciuk i krążę nim, i krążę, szczególnie dbając o przednią ścianę pochwy.
Pojękuje i tężeje pode mną, znów próbując się ruszyć.
– Podoba ci się? – Drażnię się z nią, sunąc zębami po małżowinie ucha. Nie przestaję dręczyć jej łechtaczki, ale zaczynam pracować kciukiem jak tłokiem. Ana sztywnieje, lecz nie może się ruszyć. Jęczy głośno, zaciskając kurczowo powieki.
– Tak szybko wilgotniejesz. Tak cudownie reagujesz. Och, Anastasio, to mi się podoba. To mi się bardzo podoba.
Zgadza się. Przekonajmy się, jak daleko zajdziesz.
Cofam kciuk.
– Otwórz usta – rozkazuję i kiedy je rozwiera, wciskam go tam. – Poczuj, jak smakujesz. Possij mnie, maleńka.
Ssie mój kciuk… z całych sił.
Och, ja pierdolę.
I przez chwilę wyobrażam sobie moją pałę w jej ustach.
– Chcę cię zerżnąć w usta, Anastasio, i wkrótce to zrobię. – Brak mi tchu.
Zaciska zęby wokół mojego palca, gryząc mnie mocno.
Och! Kurwa.
Mocno chwytam ją za włosy, aż zwalnia uścisk zębów.
– Niegrzeczna, słodka dziewczynka. – Przez głowę przebiegają mi liczne kary stosowne do takiej śmiałości, które mógłbym jej wymierzyć, gdyby była moją uległą. Na tę myśl fiut pęcznieje mi tak, że mało nie pęknie. Puszczam jej włosy i przechodzę do klęczek.
– Nie ruszaj się. – Chwytam z szafki nocnej następną prezerwatywę, zrywam folię i naciągam lateks na sterczący fiut.
Obserwując ją, widzę, że nadal ani drgnie. Tylko jej tors unosi się i opada, gdy dyszy z wyczekiwaniem. Jest boska. Znów się nad nią pochylam, chwytam ją za włosy i trzymam tak, że nie może ruszyć głową.
– Tym razem przejdziemy to naprawdę powoli, Anastasio.
Oddech więźnie jej w gardle i łagodnie w nią wjeżdżam, aż do oporu. O kurwa. Jest cudowna. Cofając się, zataczam krąg biodrami i znów powoli się w nią wślizguję. Jęczy i napina pode mną kończyny, usiłując się poruszyć.
Och, nie, maleńka. Ani drgniesz. Masz to poczuć. Poczuć całą rozkosz.
– Jesteś taka cudowna – mówię i znów powtarzam ruch, krążąc biodrami. Powoli. Do środka. I z powrotem. Do środka. I z powrotem. Czuję, jak dygocze w środku.
– Och, nie, maleńka, jeszcze nie.
Nie ma mowy, żebym pozwolił ci dojść.
Nie, kiedy tak mi przyjemnie.
– Och, proszę – krzyczy.
– Ma cię zaboleć, maleńka. – Wychodzę z niej i znów w nią wchodzę. – Chcę, żebyś jutro przy każdym ruchu przypominała sobie, że ja tam byłem. Tylko ja. Jesteś moja.
– Proszę, Christianie.
– Czego pragniesz, Anastasio? Powiedz mi. – Kontynuuję powolną torturę. – Powiedz.
– Ciebie, błagam. – Jest doprowadzona do ostateczności. Pożąda mnie.
Grzeczna dziewczynka.
Zwiększam tempo i jej wnętrze zaczyna mocniej drgać, natychmiast reagując.
Cedzę słowo po słowie między pchnięciami:
– Jesteś. Taka. Słodka. Pożądam. Cię. Bardzo. Jesteś. Moja. – Jej unieruchomione kończyny dygocą. Jest na skraju. – Dojdź w końcu, maleńka – syczę.
Na