NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ. Ken Follett. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ken Follett
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Историческая литература
Год издания: 0
isbn: 978-83-8215-227-2
Скачать книгу
o rękę waszej córki, gdy gościł tutaj, w Cherbourgu. Niestety, jego żona odeszła.

      – Ach.

      A więc o to chodziło, pomyślała Ragna. Nie mógł się oświadczyć w lipcu, bo jeszcze był żonaty.

      Rozmaite myśli kłębiły się jej w głowie. Dlaczego Wilwulf był niewierny żonie? Może już wtedy chorowała i wiedział, że umrze. Może powoli zapadała na zdrowiu i od jakiegoś czasu nie była w stanie wypełniać małżeńskich obowiązków. To by tłumaczyło, dlaczego był tak spragniony miłości. Miała dziesiątki pytań, obiecała jednak, że będzie milczała, więc poirytowana, zacisnęła zęby.

      – Czy mogę wrócić do domu z dobrymi wieściami? – spytał Anglik.

      – Damy odpowiedź – rzekł Hubert. – Musimy rozważyć to, co nam powiedziałeś.

      – Tak, oczywiście.

      Ragna próbowała wyczytać coś z twarzy biskupa. Odnosiła wrażenie, że nie jest zachwycony wyborem brata. Zastanawiała się dlaczego. Niewątpliwie zależało mu na tym, by wypełnić powierzone mu zadanie, lecz może było w nim coś, czego nie pochwalał. Może miał własną kandydatkę na żonę dla Wilwulfa; aranżowane małżeństwa między zamożnymi rodami miały znaczenie polityczne. A może po prostu mu się nie podobała, choć w przypadku normalnego krzepkiego mężczyzny byłoby to dziwne. Cokolwiek nim powodowało, nie wydawał się szczególnie zaniepokojony brakiem entuzjazmu ze strony hrabiego.

      Wynstan wstał i opuścił komnatę. Kiedy tylko drzwi się za nim zamknęły, Genevieve wybuchła:

      – To oburzające! Chce, żeby zamieszkała w drewnianej chacie i padła łupem wikingów. Mogłaby skończyć na targu niewolników w Rouen!

      – Myślę, że nieco przesadzasz, moja droga – uspokoił ją mąż.

      – Cóż, nie ma wątpliwości, że Guillaume jest lepszą partią.

      – Ale ja go nie kocham! – wykrzyknęła Ragna.

      – Nie wiesz, czym jest miłość – zbeształa ją matka. – Jesteś za młoda.

      – Poza tym nigdy nie byłaś w Anglii – przypomniał jej ojciec. – To kraj inny od naszego. Zimny i wilgotny.

      Ragna była pewna, że dla ukochanego mężczyzny zniesie i chłód, i deszcz.

      – Chcę poślubić Wilwulfa!

      – Mówisz jak wieśniaczka – zrugała ją matka. – A jesteś szlachetnie urodzona i nie masz prawa decydować o tym, kogo poślubisz.

      – Nie wyjdę za Guillaume’a!

      – Właśnie że wyjdziesz, jeśli tak postanowi twój ojciec.

      – W ciągu dwudziestu lat życia nigdy nie poznałaś, co to głód i chłód – powiedział Hubert. – Ale za uprzywilejowane życie trzeba zapłacić.

      Dziewczyna zamilkła. Logika ojca była skuteczniejsza niż krzyki matki. Nigdy dotąd nie myślała w ten sposób o swoim życiu. Nagle otrzeźwiała.

      Wciąż jednak pragnęła Wilwulfa.

      – Trzeba zająć czymś tego Anglika – orzekła Genevieve. – Zabierz go na przejażdżkę. Pokaż mu okolice.

      Ragna podejrzewała, że matka liczy, iż biskup powie lub zrobi coś, co zniechęci ją do Anglii. Chciała zostać sama ze swoimi myślami, postanowiła jednak towarzyszyć biskupowi i być może dowiedzieć się czegoś więcej o Wilwulfie i Shiring.

      – Chętnie – odparła, po czym wyszła.

      Wynstan z chęcią przystał na propozycję wspólnej przejażdżki i oboje poszli do stajni, a z nimi Cnebba i Cat. Po drodze Ragna szepnęła do biskupa:

      – Kocham waszego brata. Mam nadzieję, że o tym wie.

      – Obawiał się, że sposób, w jaki opuścił Cherbourg, wpłynie na uczucia panienki.

      – Powinnam była go znienawidzić, ale nie mogłam.

      – Zapewnię go o tym, kiedy tylko wrócę do domu.

      Miała mu do powiedzenia dużo więcej, lecz przeszkodził jej gwar dobiegający od strony podekscytowanego niewielkiego tłumu. Kilka jardów za stodołą walczyły dwa psy: krótkonogi ogar i szary mastyf. Stajenni, którzy wylegli, by obserwować walkę, okrzykami zachęcali psy i robili zakłady o to, który wygra.

      Rozdrażniona Ragna weszła do stajni, żeby zobaczyć, czy jest tam ktoś, kto pomoże im osiodłać konie. Stajenni co prawda wymienili słomę, tak jak im przykazała, ale zaaferowani walką psów, porzucili swoją pracę i większość siana leżała na kupie tuż za drzwiami.

      Zamierzała sprowadzić paru, lecz poczuła dziwny zapach. Pociągnęła nosem i wydało jej się, że coś się pali. Nie myliła się – po chwili dostrzegła smużkę dymu.

      Domyślała się, że ktoś przyniósł z kuchni żagiew, żeby zapalić lampę w ciemnym kącie, a gdy zaczęła się walka, niefrasobliwie ją odłożył. Znad świeżej słomy unosiły się nitki dymu.

      Ragna rozejrzała się i zobaczyła beczkę z wodą dla koni, a obok niej przewrócony do góry dnem cebrzyk. Złapała go, zanurzyła w beczce i polała wodą płonące siano.

      Od razu wiedziała, że to nie wystarczy. W ciągu kilku sekund płomienie strzeliły w górę. Podała cebrzyk Cat.

      – Polej ogień wodą! – poleciła. – Idziemy do studni!

      Wybiegła ze stajni, a za nią podążyli Wynstan i Cnebba.

      – Ogień w stodole! – krzyczała, biegnąc. – Łapcie za wiadra i rondle!

      Przy studni przykazała Cnebbie kręcić kołowrotem, wyglądał bowiem na kogoś, kto nieprędko się zmęczy. Nie zrozumiał jej, lecz Wynstan pospiesznie przełożył słowa Ragny na gardłową angielską mowę. Kilka osób chwyciło cebrzyki i zaczęło je napełniać. Chłopcy stajenni byli tak pochłonięci walką psów, że żaden nie był świadomy zagrożenia. Wrzasnęła na nich, lecz nawet wówczas nie zwrócili na nią uwagi. Wściekła, wbiegła w tłum, rozpędzając ludzi na boki, i chwyciła walczące psy. Ucapiła czarnego za tylne nogi i podniosła. To oznaczało koniec walki.

      – Ogień w stajni! – krzyknęła. – Utwórzcie rząd i podawajcie sobie wodę!

      Na chwilę zapanował chaos, jednak już po chwili wiadra przechodziły z rąk do rąk.

      Ragna wróciła do stajni. Świeża słoma płonęła w najlepsze i z każdą chwilą ogień się rozprzestrzeniał. Przerażone konie rżały, wierzgały i szarpały się, próbując zerwać liny, którymi były przywiązane. Podbiegła do Astrid, uspokoiła ją, odwiązała i wyprowadziła na zewnątrz.

      Zobaczyła Guillaume’a, który obserwował rozwój wydarzeń.

      – Nie stój tak – rzuciła do niego. – Pomóż nam! Zrób coś!

      Spojrzał na nią zdumiony.

      – Nie wiem, co robić – bąknął.

      Jak mógł być taki beznadziejny?

      – Idioto – warknęła poirytowana. – Jeśli nie wiesz, co robić, naszczaj na ogień!

      Urażony wicehrabia oddalił się pospiesznie.

      Ona tymczasem podała postronek, na którym przywiązana była Astrid, stojącej obok dziewczynce, a sama wbiegła do stajni. Odwiązała wszystkie konie i wypuściła je z nadzieją, że nikogo nie stratują. Na widok spłoszonych zwierząt ludzie na chwilę przerwali pracę, lecz w pustej stajni łatwiej było się poruszać i wkrótce ogień został opanowany.

      Kryty