Wszyscy usiedli w słońcu i wystawili twarze ku wiejącej od rzeki bryzie. Gdy Blod rozlała piwo do drewnianych kubków, Mildred w kilku słowach wyłuszczyła problem.
Edgar obserwował twarze zgromadzonych. Erman i Eadbald chyba pojęli, jakimi byli głupcami, sądząc, że jeden przechytrzył drugiego. W końcu bowiem obaj dali się oszukać. Cwenburg była dumna z władzy, jaką miała nad nimi, jej rodzice zaś nie wyglądali na zdumionych tym, co zrobiła. Może już wcześniej dopuszczała się podobnych rzeczy. Dreng zjeżał się na każde słowo krytyki wobec jego córki. Leaf wyglądała na zmęczoną. Mildred była pewna siebie i to ona prowadziła rozmowę. W końcu to matka zdecyduje, co zrobić, pomyślał Edgar.
Kiedy Mildred skończyła, głos zabrała Leaf:
– Cwenburg musi wkrótce wyjść za mąż. Inaczej zajdzie w ciążę z którymś z przejeżdżających tędy wędrowców, który zniknie i zostawi nam bękarta na wychowanie.
Bękarta, który będzie twoim wnukiem, miał ochotę powiedzieć Edgar, lecz przezornie ugryzł się w język.
– Nie mów tak o mojej córce – warknął karczmarz.
– To również moja córka.
– Jesteś dla niej zbyt surowa. Dziewczyna ma swoje wady, ale…
– Wszyscy chcemy, żeby wyszła za mąż, ale jak będzie żyła? – przerwała mu Mildred. – Moje gospodarstwo nie wyżywi kolejnej gęby, nie mówiąc o dwóch.
– Nie wydam jej za kogoś, kto nie będzie w stanie jej utrzymać – oświadczył Dreng. – Jestem kuzynem ealdormana Shiring. Moja córka mogłaby poślubić szlachcica.
Leaf zaśmiała się szyderczo.
– Poza tym – ciągnął karczmarz – ona musi tu zostać. W gospodarstwie jest mnóstwo pracy. Potrzebuję kogoś młodego i silnego do wioseł. Blod spodziewa się dziecka, a sam nie dam rady, mam chore plecy. Wiking zrzucił mnie z konia…
– Tak, tak, w bitwie pod Watchet – dokończyła niecierpliwie Leaf. – Słyszałam, że byłeś pijany i spadłeś z dziwki, nie z konia.
– Jeśli o to chodzi, Dreng, kiedy Cwenburg odejdzie, możesz nająć Edgara – powiedziała Mildred.
Tego się nie spodziewałem, pomyślał Edgar.
– Jest młody i silny – ciągnęła jego matka – a co więcej, może zbudować nową łódź w miejsce tego starego pnia, który pewnego dnia i tak pójdzie na dno.
Nie był pewien, co o tym myśleć. Chciałby zbudować nową łódź, lecz nienawidził karczmarza.
– Nająć tego zarozumiałego szczeniaka? – rzucił pogardliwie Dreng. – Nikt nie chce psa, który szczeka na swojego pana, a ja nie chcę twojego syna.
Matka puściła jego słowa mimo uszu.
– Możesz mu płacić pół pensa za dzień. Nigdy nie dostaniesz tańszej łodzi.
Na twarzy karczmarza na chwilę pojawił się chytry wyraz, gdy uświadomił sobie, że Mildred ma rację. Mimo wszystko odparł:
– Nie, nie podoba mi się to.
– Musimy coś zrobić – orzekła Leaf.
– Ja jestem jej ojcem i to ja zdecyduję – upierał się jej mąż.
– Jest jeszcze jedna możliwość – powiedziała Mildred.
Zaczyna się, pomyślał Edgar. Ciekawe, co obmyśliła.
– No dalej, wyduś to z siebie – ponaglał ją Dreng. Próbował udawać, że to on dyktuje warunki, lecz nikt inny w to nie wierzył.
Mildred milczała przez chwilę.
– Cwenburg musi poślubić Ermana i Eadbalda – odezwała się w końcu.
Tego Edgar również się nie spodziewał.
Dreng był wściekły.
– Ma mieć dwóch mężów?
– Cóż, wielu mężczyzn ma dwie żony – zauważyła Leaf.
Karczmarz wyglądał na oburzonego, lecz nie potrafił znaleźć argumentów na obalenie słów żony.
– Słyszałam o takich małżeństwach – ciągnęła Mildred ze spokojem. – Tak się dzieje, kiedy dwóch albo trzech braci dziedziczy farmę zbyt małą dla więcej niż jednej rodziny.
– Ale jak to działa? – spytał Eadbald. – To znaczy… nocą…
– Bracia sypiają z żoną na zmianę – wyjaśniła matka.
Edgar nie chciał w tym uczestniczyć, milczał jednak, by nie podważać słów matki. Później powie jej, co o tym myśli. Zresztą znając ją, domyślała się, co on czuje.
– Znałam raz taką rodzinę – powiedziała Leaf. – Kiedy byłam mała, czasami bawiłam się z dziewczynką, która miała jedną matkę i dwóch ojców. – Edgar zastanawiał się, czy naprawdę tak było. Wbił wzrok w twarz zamyślonej Leaf. – Miała na imię Margaret – dodała po chwili.
– Tak powinno być – orzekła Mildred. – Kiedy urodzą się dzieci, nikt nie będzie wiedział, który brat jest ojcem, a który wujkiem. I jeśli oni mają trochę oleju w głowach, nie będą się tym przejmować. Po prostu wychowają dzieci jak swoje.
– A ślub? – spytał Eadbald.
– Przysięgniecie sobie w obecności kilku świadków, wśród których będą członkowie obu rodzin.
– Żaden ksiądz nie pobłogosławi takiego małżeństwa – zauważył Erman.
– Na szczęście – odparła matka. – Nie potrzebujemy księdza.
– A gdybyśmy potrzebowali, brat Drenga na pewno nam pomoże – mruknęła zjadliwie Leaf. – Degbert ma dwie kobiety.
– Żonę i konkubinę – rzucił Dreng.
– Chociaż nikt nie wie, która to która.
– Dobrze – ucięła dyskusję Mildred. – Cwenburg, chcesz powiedzieć coś ojcu?
– Chyba nie – wybąkała zdziwiona dziewczyna.
– A ja myślę, że chcesz.
Co tym razem? – pomyślał Edgar.
– Nie. – Cwenburg ściągnęła brwi.
– Nie krwawisz, odkąd zamieszkaliśmy w Dreng’s Ferry, prawda?
Trzeci raz tego dnia Edgar był zaskoczony słowami matki.
– Skąd wiecie? – zwróciła się do Mildred dziewczyna.
– Wiem, bo twoje ciało się zmieniło. Przybrałaś na wadze, zaokrągliłaś się i masz większe piersi. Pewnie bolą cię sutki.
Cwenburg spojrzała na nią przerażonym wzrokiem i pobladła.
– Skąd to wszystko wiecie? Pewnie jesteście wiedźmą!
Leaf zrozumiała, do czego zmierza Mildred.
– Dobry Boże – jęknęła. – Powinnam była zauważyć.
Lecz odebrało ci ostrość widzenia, pomyślał Edgar.
– O czym wy mówicie?! – zawołała Cwenburg.
– Będziesz miała dziecko – odrzekła ze spokojem Mildred. – Kiedy przestajesz krwawić, jesteś brzemienna.
– Tak?
Edgar