NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ. Ken Follett. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ken Follett
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Историческая литература
Год издания: 0
isbn: 978-83-8215-227-2
Скачать книгу
Przeżyła z ojcem przeszło pół życia. Edgarowi trudno było uwierzyć, że łączyła ich niegdyś namiętność równie żarliwa jak ta między nim a Sunni, lecz pewnie tak właśnie było. Spłodzili i wychowali razem trzech synów. Nawet po tylu latach nadal budzili się w środku nocy, żeby wymieniać czułości.

      On nigdy nie doświadczy czegoś takiego z Sunni. Podczas gdy matka opłakiwała to, co straciła, Edgar rozpaczał nad tym, czego nigdy nie będzie miał. Nie poślubi Sunni, nie wychowa z nią dzieci, nie będzie kochał się z nią w środku nocy, nie będą mieli czasu, by przyzwyczaić się do siebie, by popaść w rutynę i mieć siebie na każde zawołanie. Na myśl o tym czuł niewyobrażalny smutek. Znalazł zakopany skarb, rzecz cenniejszą niż całe złoto świata, a teraz go stracił. Życie, które miał przed sobą, wydawało się puste.

      W czasie podróży, gdy matka popadała w przygnębienie, Edgara nawiedzały wspomnienia okropności, których był świadkiem. Nagle zieleniące się liśćmi dęby i graby znikały i zamiast nich widział ranę ziejącą na szyi Cynerica, niczym kawał mięsa na pieńku rzeźnika; czuł stygnące ciało Sunni i z przerażeniem patrzył na to, co zrobił wikingowi. Przed oczami miał twarz jasnobrodego Normana, którą w napadzie szału nienawiści oszpecił i zmienił w krwawą miazgę. Spoglądał na obrócone w pogorzelisko miasto, zwęglone kości starego poczciwego Grendela i odcięte ramię ojca, leżące na plaży jak drewno wyrzucone na brzeg przez fale. Myślał o Sunni spoczywającej w zbiorowej mogile na cmentarzu w Combe. I chociaż wiedział, że jej dusza jest u Boga, wciąż nie mógł uwierzyć, że ciało, które tak bardzo kochał, leży w zimnej ziemi obok setek innych.

      Drugiego dnia, kiedy bracia Edgara zostali pięćdziesiąt jardów z tyłu, matka odezwała się w zamyśleniu:

      – Tego ranka, gdy zobaczyłeś statki wikingów, nie było cię w domu.

      Spodziewał się tej rozmowy. Erman już wcześniej zaczął zadawać pytania, a Eadbald najwyraźniej domyślał się, że brat coś ukrywa, ale im nie musiał się tłumaczyć. Z matką było inaczej.

      – Tak – odparł tylko, nie bardzo wiedząc, od czego zacząć.

      – Pewnie spotykałeś się z jakąś dziewczyną.

      Nagle poczuł się zakłopotany.

      – Bo po cóż innego miałbyś wykradać się z domu w środku nocy? – dodała.

      Wzruszył ramionami. Przed matką trudno było cokolwiek ukryć.

      – Tylko czemu nic nam nie powiedziałeś? – dopytywała się. – Jesteś wystarczająco dorosły, żeby zalecać się do dziewczyn. Nie ma się czego wstydzić. – Zamilkła na chwilę. – Chyba że miała już męża.

      Nie odpowiedział, czuł jednak, że policzki mu płoną.

      – No dalej, rumień się – ciągnęła matka. – Powinieneś się wstydzić.

      Była surowa, podobnie jak ojciec. Oboje wierzyli, że należy przestrzegać zasad ustanowionych przez Kościół i króla. Edgar również w to wierzył, tłumaczył sobie jednak, że jego romans z Sunni jest wyjątkowy.

      – Nienawidziła Cynerica – rzekł w końcu.

      To nie przekonało matki.

      – A zatem uważasz, że przykazanie mówi: „Nie cudzołóż, chyba że z kobietą, która nienawidzi swojego męża” – odparła zjadliwie.

      – Wiem, co mówi przykazanie. Złamałem je.

      – Ta kobieta… musiała zginąć podczas ataku. Inaczej nie poszedłbyś z nami.

      Edgar pokiwał głową.

      – Pewnie chodzi o żonę mleczarza. Jak ona miała na imię? Ach, tak, Sungifu.

      Domyśliła się wszystkiego i Edgar poczuł się jak dziecko przyłapane na kłamstwie.

      – Zamierzaliście uciec tamtej nocy?

      – Tak.

      Matka wzięła go pod ramię, jej głos złagodniał.

      – Muszę przyznać, że dobrze wybrałeś. Lubiłam Sunni. Była bystra i pracowita. Przykro mi, że nie żyje.

      – Dziękuję, mamo.

      – Była dobrą kobietą. – Matka puściła jego ramię i w jej głosie znowu zaszła zmiana. – Ale poślubiła innego.

      – Wiem.

      Tym razem nic nie powiedziała. Wiedziała, że wyrzuty sumienia będą dla niego wystarczającą karą.

      Zatrzymali się przy strumieniu, by napić się zimnej wody i odpocząć. Od ostatniego posiłku minęło kilka godzin, ale nie mieli nic do jedzenia.

      Erman, najstarszy z braci, był równie przybity jak Edgar, lecz nie był na tyle rozsądny, żeby o tym nie mówić.

      – Jestem rzemieślnikiem, nie ciemnym wieśniakiem – utyskiwał, kiedy ruszyli dalej. – Sam nie wiem, po co tam idę.

      – A jaki miałeś wybór? – przerwała mu matka, zniecierpliwiona tym marudzeniem. – Co byś zrobił, gdybym nie zdecydowała o tym, by wyruszyć?

      Erman, rzecz jasna, nie miał na to odpowiedzi. Bąknął więc tylko, że zaczekałby na to, co się wydarzy.

      – Powiem ci, co by się wydarzyło – odparła. – Niewola. Oto co miałbyś do wyboru. Oto co dzieje się z ludźmi, którzy głodują.

      Choć zwracała się do Ermana, jej słowa bardziej zszokowały Edgara. Do głowy mu nie przyszło, że mógłby stać się niewolnikiem. Zdenerwowała go ta myśl. Czy to właśnie spotka ich rodzinę, jeśli nie poradzą sobie na farmie?

      – Nikt mnie nie zniewoli – oświadczył z rozdrażnieniem Erman.

      – Nie – rzuciła matka. – Sam oddasz się w niewolę.

      Edgar słyszał o ludziach, którzy dobrowolnie szli w niewolę, choć nie znał nikogo, kto by tak postąpił. W Combe poznał wielu niewolnych: jeden na dziesięciu mieszkańców był niewolnikiem. Urodziwe młode dziewczęta i przystojni chłopcy stawali się zabawkami bogaczy. Inni ciągnęli pługi, zbierali baty, gdy się zmęczyli, a na noc przywiązywano ich do łańcuchów niczym psy. Większość niewolnych była Brytami – ludźmi z dzikich krańców cywilizacji, z Walii, Kornwalii i Irlandii. Od czasu do czasu najeżdżali bogatszych Anglików, kradli bydło, kury i broń. W odwecie Anglicy najeżdżali ich ziemie, palili osady i brali niewolników.

      Oddawanie się w niewolę samemu było jednak czymś innym. Odbywało się w określony sposób, który matka pogardliwie wyłuszczyła Ermanowi.

      – Klękasz przed panem lub panią i pokornie schylasz głowę. Oczywiście mogą cię odprawić, lecz jeśli położą ci rękę na głowie, do końca życia pozostaniesz niewolnikiem.

      – Wolałbym skonać z głodu – odrzekł Erman, siląc się na zuchwałość.

      – Bzdura – prychnęła matka. – Nigdy w życiu nie byłeś głodny. Twój ojciec zadbał o to, nawet kiedy oboje musieliśmy odejmować sobie od ust, żebyście wy mieli co jeść. Nie masz pojęcia, jak to jest nie jeść nic przez tydzień. Szybko skłoniłbyś głowę, byle tylko dostać talerz jadła. A później musiałbyś pracować do końca życia za miskę strawy.

      Edgar nie był pewien, czy to, co mówi matka, jest prawdą. Czuł, że wolałby umrzeć z głodu.

      – Ludzie mogą wykupić się z niewoli – mruknął wyzywająco Erman.

      – Tak, ale wiesz, jakie to trudne? To prawda, możesz kupić sobie wolność, lecz skąd weźmiesz pieniądze? Czasami ludzie litują się nad niewolnymi i dają im monety, tyle że rzadko i niewiele. Jedyną