Fear me. Broken love. Tom 1. B.b. Reid. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: B.b. Reid
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-66654-64-8
Скачать книгу
twoja ciocia wyjeżdża na sześć tygodni?

      – W trasę promującą książkę. Z dala od ciebie.

      Chciałam, żeby wiedział, że od teraz moja ciocia jest nietykalna, ale zamiast ujrzeć na jego twarzy gniew czy porażkę, zobaczyłam, że się uśmiechnął. Podszedł do mnie bliżej i przycisnął mnie do ściany. Przyłożył dłonie do mojej głowy po obu stronach i nachylił się, by wyszeptać mi do ucha:

      – I myślisz, że dzięki temu będzie bezpieczna?

      – Na razie – odparłam. Wiedziałam, że jej nie dopadnie, jeśli nie będzie jej w kraju.

      – Rozumiem.

      Opuścił prawą rękę, a ja pomyślałam, że teraz się odsunie, po chwili jednak poczułam, że zaciska palce na moim udzie i płynnym ruchem unosi je, by założyć je sobie na biodro. Złapałam za ręcznik, żeby nie spadł, modląc się jednocześnie, by Keiran nie zrobił tego, co zamierzał. Cała pewność siebie, którą czułam zaledwie chwilę temu, zniknęła.

      – Nawet przez ręcznik czuję żar twojej cipki. – Zamilkł i przesunął rękę jeszcze wyżej. – Założę się, że jeślibym go z ciebie zerwał, odkryłbym, jaka jesteś mokra. Może powinniśmy to sprawdzić?

      Jęknęłam, gdy moje ciało zareagowało na jego groźbę. Poczułam w głębi znajomy ucisk, jak zawsze, gdy on był w pobliżu, ale tym razem był silniejszy. Oczy Keirana pociemniały, kiedy przycisnął się do mnie jeszcze mocniej.

      – Sytuacja między nami przybrała bardziej niebezpieczny obrót, ale ja nie mam zamiaru przestać. Z rozkoszą odbiorę ci to, co cenisz sobie najbardziej, i sprawię, że ci się to spodoba. – Jego głos był podszyty ledwie powstrzymywanym zwierzęcym pożądaniem. Przesunął rękę wyżej po mojej nodze i dodał: – Gdybyś miała chociaż mgliste pojęcie o tym, co zamierzam z tobą, kurwa, zrobić, uciekłabyś w podskokach. – Pokręciłam słabo głową, próbując mu się wyrwać. Gdy oblizałam wargi, napotkałam jego wzrok i pozwoliłam mu zobaczyć potrzebę, którą we mnie rozbudzał. – Ale z drugiej strony… nie pozwoliłbym ci uciec zbyt daleko.

      Nagle odepchnął się od ściany i przesunął ręką po twarzy, na której jak zwykle pojawiła się maska bez wyrazu, jakby ostatnie sześćdziesiąt sekund nie miało miejsca, i obrócił się bez słowa w stronę okna. A więc jednak tak się tu dostał.

      Patrzyłam, jak odchodzi, i jednocześnie zaczynało do mnie docierać, że pożądanie i strach są tym samym. Czy to nie było chore? Keiran podniósł ramę okna i zamarł, wyglądając na zewnątrz.

      – Na świecie nie spotka cię nic gorszego ode mnie. – Widziałam, że ma spięte ramiona. Wstrzymałam oddech, czekając, aż dokończy. – Zrób to, co ci każę – wycedził przez zaciśnięte zęby i zniknął pod osłoną nocy.

      Poranek nastał zbyt szybko. Dzisiaj miałam urodziny. Kończyłam osiemnaście lat, a mimo to byłam smutna. Zresztą gdyby nie to, że ciocia wspomniała o tym wczoraj wieczorem, to w ogóle nie pamiętałabym o urodzinach. Od czasu wydarzenia w aptece mój umysł skupiał się tylko na jednym – na Keiranie.

      Tak naprawdę nie znosiłam swoich urodzin. Tego dnia dowiedziałam się, że moi rodzice nie wrócą. Przestałam uważać tę datę za swoje urodziny – stała się rocznicą chwili, w której rodzice stali się dla mnie martwi. Bo odeszli.

      Zeszłam na dół, spodziewając się, że cioci już nie będzie, zastałam ją jednak z moim ulubionym deserem. Kochałam tort lodowy. Ciocia przywiązała balony do barowych stołków i wszędzie porozwieszała serpentyny. Zaśmiałam się, kiedy dmuchnęła w gwizdek, który się rozwija i brzmi jak słoń z katarem.

      – Wszystkiego najlepszego, Lake! – krzyknęła, podskakując jak dziecko. Trochę żenada, ale podobała mi się niespodzianka.

      – Dziękuję, ciociu Carisso. To miła niespodzianka.

      – Och, kochanie, Willow miała przyjechać, ale się spóźnia. Twierdzi, że Pipi ukradł jej kluczyki.

      – Pepé – poprawiłam ją ze śmiechem. – Nadal jest na nią zły za to, że zostawiła go na całe lato. – Jest podstępny, ale słodki jak cukierek… jak na przerośniętego szczura.

      – To przykre. Ale na pewno dojdzie do siebie. Nikt nie potrafi gniewać się na Willow zbyt długo.

      To była prawda. Willow miała dar zjednywania sobie ludzi, z wyjątkiem tych, którzy mieli ją za dziwaczkę. Chociaż bardziej chodziło o to, jak się ubierała, niż o nią samą.

      – Robię twoje ulubione pankejki z jagodami, więc mam nadzieję, że jesteś głodna.

      Byłam, chociaż rano zazwyczaj nic nie jadłam. Głód dopadał mnie dopiero późnym przedpołudniem, ale dzisiaj było inaczej, ponieważ wczoraj przez Keirana nie zjadłam kolacji. Poszłam od razu do łóżka, bo byłam zbyt wykończona emocjonalnie, by siedzieć.

      – Umieram z głodu.

      – I nic dziwnego. – Odwróciła się od patelni, na którą nalewała ciasto, i rzuciła mi potępiające spojrzenie. – Wczoraj nie zjadłaś kolacji, którą przygotowałam.

      Znałam moją ciocię na tyle, by wiedzieć, że zadaje mi pytanie, chociaż wcale tak to nie brzmiało.

      – Eee, tak. Byłam zbyt zmęczona, więc po prysznicu stwierdziłam, że po prostu pójdę spać. – Pokiwała głową, ale dalej mierzyła mnie wzrokiem, aż w końcu musiała obrócić pankejka. – Myślałam, że dzisiaj wyjeżdżasz – dodałam, by zmienić temat.

      – Nie, powiedziałam, że muszę wcześnie wstać. Musiałam tu być chociaż przez chwilę rano, by zrobić ci naleśniki, więc wybrałam późniejszy lot. Tara zawiezie mnie na lotnisko w przerwie na lunch.

      Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo w tej chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Zeskoczyłam ze stołka, by otworzyć. Willow po prostu zawsze sama tu wchodziła, więc zastanawiałam się, kto to może być tak wcześnie rano. Otworzyłam drzwi i natychmiast je zamknęłam. O Boże. O nie. O Boże. O nie.

      – Lake, kto przyszedł?

      – Ciociu, pankejki się spalą.

      – Już są gotowe. Kto to? – zapytała ostrzej.

      – Chłopak roznoszący gazety? – Wzruszyłam ramionami, ale wiedziałam, że mam poczucie winy wymalowane na twarzy. Ciocia przewróciła oczami i odepchnęła mnie, by otworzyć drzwi.

      Wytrzeszczyła oczy i wyszeptała:

      – O rany. – Spojrzała na mnie oskarżycielskim wzrokiem, a kiedy nie chciałam jej wyjaśnić, co Keiran robi na naszych schodach, obróciła się do niego z szerokim uśmiechem. – Kim jesteś?

      – Keiran Masters. – Kiedy usłyszałam jego głęboki głos, poczułam gęsią skórkę na całym ciele. – Chodzę do szkoły z pani siostrzenicą.

      Moja ciocia dobrze ukryła zaskoczenie, ale wiedziałam, że skojarzyła jego imię.

      – Cóż, nie jesteś jej przyjacielem. Inaczej widziałabym cię tu wcześniej – odparła bezczelnie, a ja nagle poczułam potrzebę, by ukryć ją przed Keiranem. Nie wiedziała, że przebywanie tak blisko niego jest niebezpieczne.

      – Nie, proszę pani. Nie jestem jej przyjacielem – odpowiedział szczerze. Czułam, że wbija we mnie wzrok, chociaż unikałam jego spojrzenia.

      – Jaka szkoda. Jesteś… dość uroczy.

      Niemal prychnęłam. Był boski i ona dobrze o tym wiedziała. Moja ciocia tylko się z nim droczyła.

      – Cieszę się, że zyskałem pani aprobatę – odpowiedział