– Mnie się jednak wydaje, że to nie jest takie proste – odparła. – Niektóre części są chyba wykonane ze stopu, którego już się nie wytwarza... albo może ten metal jest bardzo rzadki... nie wiem. Tak czy inaczej, nikt tego nie zrobił.
– Aha. To bardzo ciekawe. Chciałbym go kiedyś zobaczyć, przekonać się, jak jest zbudowany... Uwielbiam oglądać takie rzeczy.
– Gdzie chodzisz do szkoły, Malcolmie?
– Do podstawówki w Ulvercote. To dawna nazwa Wolvercote.
– A co zamierzasz robić po skończeniu podstawówki?
– To znaczy, do jakiej średniej szkoły pójdę? Nie wiem, czy w ogóle do jakiejś. Może załapię się gdzieś do terminu... A może tata będzie chciał, żebym pracował w Pstrągu?
– Co tata by powiedział, gdybyś miał iść do szkoły średniej?
– Pewnie nigdy się nad tym nie zastanawiał.
– A ty byś tego chciał? Lubisz szkołę?
– Chyba bym chciał. Tak, na pewno. Ale to mało prawdopodobne.
Dajmon Malcolma, który uważnie przysłuchiwał się ich rozmowie, sfrunął mu teraz na ramię i szepnął coś do ucha. Chłopak dyskretnie pokręcił głową. Hannah udała, że niczego nie zauważyła, i schyliła się, żeby dołożyć polano do ognia.
– A o co chodziło z tym „polem Rusakowa”? – spytał Malcolm.
– Prawdę mówiąc, nie wiem. Nie muszę znać się na wszystkim, żeby korzystać z alethiometru. On sam wie, co robić.
– W wiadomości było napisane, że: „Kiedy próbujemy dokonać pomiaru w wybrany sposób, substancja stawia opór i wydaje się preferować inną metodę pomiarową. Zmieniamy więc metodę, ale efekt naszych prób pozostaje niezmienny”.
– Nauczyłeś się jej całej na pamięć?
– Niechcący. Po prostu tyle razy ją czytałem, że sama się zapamiętała. Ale zmierzałem do tego, że te słowa kojarzą mi się z zasadą nieoznaczoności.
Hannah poczuła się tak, jakby schodząc w ciemności po schodach, właśnie chybiła kolejnego stopnia.
– Skąd o niej wiesz?
– Dużo akademików jada w Pstrągu. Często opowiadają o różnych rzeczach, takich jak zasada nieoznaczoności, która mówi, że można poznać niektóre fakty na temat cząstki, ale nie można poznać wszystkich jednocześnie. Jeśli wiesz jedną rzecz, to nie wiesz drugiej, więc zawsze istnieje jakaś niepewność. I to tutaj brzmi podobnie. No i jest jeszcze druga sprawa: Proch. Co to jest ten Proch?
Hannah w pośpiechu usiłowała sobie przypomnieć, co powszechnie wiadomo na temat Prochu, a co ona sama wie na jego temat dzięki kontaktom z Oakley Street.
– To rodzaj cząstki elementarnej – odparła – o której niewiele wiadomo. Trudno ją badać, i to nie tylko z powodów, o których wspomniano w tej wiadomości, ale także dlatego, że Magisterium... Wiesz, co to jest Magisterium?
– Taka jakby... władza zwierzchnia w Kościele.
– Zgadza się. Magisterium stanowczo sprzeciwia się wszelkim badaniom Prochu. Uważają, że taka wiedza jest grzeszna. Nie wiem dlaczego. To jedna z zagadek, które usiłujemy rozwiązać.
– Jak wiedza o czymś może być grzeszna?
– To bardzo dobre pytanie. Rozmawiasz z kimś w szkole na takie tematy?
– Tylko z Robbiem, moim kolegą. Jest małomówny, ale ja wiem, że go to interesuje.
– A z nauczycielami?
– Chyba by nie zrozumieli. Za to w Pstrągu mogę rozmawiać z najróżniejszymi ludźmi.
– To bardzo przydatne – przyznała Hannah. W jej głowie zaczynał kiełkować pewien pomysł, ale spróbowała go od siebie odepchnąć.
– Myśli pani, że ten ktoś, pisząc o Prochu, miał na myśli cząstki elementarne?
– Tak przypuszczam. Ale nie jestem specjalistką, nie mogę mieć pewności.
Malcolm zapatrzył się w ogień.
– Jeżeli to pan Luckhurst był odpowiedzialny za przekazywanie pani żołędzia i jego późniejsze odbieranie, to...
– Wiem: jak mam się skontaktować z... pozostałymi? Istnieje inny sposób. Będę musiała z niego skorzystać.
– Kim są ci pozostali?
– Nie mogę ci tego powiedzieć, ponieważ nie wiem.
– A jak się to wszystko zaczęło?
– Ktoś kiedyś poprosił mnie o pomoc.
Chłopak popijał gorący chocolatl, intensywnie nad czymś rozmyślając.
– Ta „druga strona” – zaczął ostrożnie – to Sąd Konsystorski, prawda?
– Widziałeś wystarczająco dużo, żeby znać odpowiedź i wiedzieć, jak bardzo niebezpieczni są ci ludzie. Obiecaj, że nie zrobisz niczego więcej, co mogłoby łączyć cię ze mną albo z drzewem nad kanałem. Że w ogóle nie będziesz robił żadnych niebezpiecznych rzeczy.
– Mogę obiecać, że spróbuję, ale dopóki wszystko jest taką wielką tajemnicą, to nawet nie będę wiedział, czy robię coś niebezpiecznego, czy nie.
– To uczciwe postawienie sprawy. I nikomu więcej nie powiesz o tym, co już wiesz?
– Tak, to mogę obiecać.
– To dla mnie wielka ulga – przyznała Hannah, ale tamten pomysł nie dawał jej spokoju. – Posłuchaj, Malcolmie. Kiedy tamci dwaj ludzie z KSD przyszli do Pstrąga i aresztowali...
– Pana Boatwrighta. Ale on im uciekł.
– Tak, o niego mi chodzi. Czy wtedy wypytywali o takie rzeczy, o jakich teraz rozmawiamy?
– Nie. Interesował ich człowiek, który był w Pstrągu tydzień wcześniej. Towarzyszył byłemu lordowi kanclerzowi.
– Pamiętam, wspomniałeś o nim. Masz na myśli byłego lorda kanclerza Anglii, lorda Nugenta? Nie kogoś, kogo tylko dla żartu przezywano „lordem kanclerzem”?
– Tak, to na pewno był lord Nugent we własnej osobie. Tata pokazał mi go później na fotogramie w gazecie.
– Wiesz, dlaczego ludzie z KSD o niego rozpytywali? Chodziło może o jakieś dziecko?
Malcolma zamurowało. Za radą siostry Fenelli bardzo się pilnował, żeby ani słowem nie wspomnieć o Lyrze. Chociaż siostra mówiła przecież, że pewnie wielu ludzi i tak już o niej wie i zapewne nie ma to wielkiego znaczenia.
– Ehm... Skąd pani wie o dziecku?
– A to tajemnica? Prawdę powiedziawszy, usłyszałam o nim w Pstrągu. Ktoś mówił, że zakonnice... Nie pamiętam dokładnie, ale było tam coś o jakimś dziecku.
– No, skoro już i tak pani o nim słyszała...
I Malcolm opowiedział Hannah wszystko od początku, od chwili, w której trzej goście wyglądali przez okienko Sali Tarasowej, do momentu, gdy na własne oczy ujrzał małą Lyrę i jej zajadłego dajmonka.
– To nadzwyczaj interesujące – przyznała Hannah.
– Słyszała pani o prawie azylu? Siostra Fenella mi o nim opowiedziała i zacząłem się zastanawiać, czy nie dlatego właśnie umieścili dziecko